Caroline
nigdy nie myślała o śmierci, aż do momentu gdy była już bliska
końca. Jednak zawsze pojawiała się iskierka nadziei. I zawsze był
nią Klaus.
On.
Istota bez serca, bez duszy. Największy potwór jaki ten świat
widział. I to właśnie ona była osobą, na której mu zależało.
Nie
potrafiła tego pojąć. Jego uczucia, od zawsze były dla niej
nieodgadniętą zagadką.
Raz
był czarujący, jednak chwilę potem opanowywała go złość i
gniew, przez co stawała się przerażający.
Jednak
ją to nie przerażało. Nie bała się go. Ją samą to zadziwiało,
jednak obdarzyła hybrydę szczerym uczuciem. Nie do końca wiedziała
czy była to miłość, ale zależało jej na niemu.
Uświadomienie
sobie tego zabrało jej mnóstwo czasu, chociaż w głębi duszy
znała prawdę. Wyznała mu to, jednak nigdy nie użyła słów. Po
prostu rzuciła się na niego, całując go... a reszty można się
domyśleć.
Mimo
iż wmawiała sobie, że był to największy błąd jaki popełniła,
to w głębi duszy cieszyła się, że do tego doszło. Jednak nie
mogła tego powiedzieć nikomu, nawet Elenie. Wiedziała, że gdyby
się o tym dowiedziała... pogardziłaby nią. Tak jak gardzi
Klausem.
Jednak
poprosiła go, aby przyjechał. Życie przyjaciółki było dla niej
ważniejsze.
***
Gdy
Caroline obudziła się następnego dnia, czuła się dziwnie lekka.
Jak nowo narodzona. Nic dziwnego, w końcu była o krok od śmierci,
a Klaus ponownie ją uratował.
Rozciągnęła
się z uśmiechem na twarzy, zadowolona, że nie czuje żadnego bólu.
Na
krawędzi łóżka siedziała Elena, która najwidoczniej była
szczęśliwa, że jej przyjaciółka ma się dobrze.
-Jak
się masz? - spytała, dosiadając się bliżej.
-Dobrze.
Nawet bardzo dobrze. – odpowiedziała blondynka uśmiechając się
szeroko. - Chociaż powinnam być zła bo zlekceważyłaś moją
prośbę – dodała po chwili oskarżycielskim tonem.
-Caroline!
- oburzyła się szatynka, jednak zaraz obie wybuchnęły śmiechem.
-Dziękuje.
- Caroline przytuliła do siebie brązowooką.
-Ty
zrobiłabyś dla mnie to samo – oświadczyła szatynka, jak
najbardziej pewna swoich słów. - Tylko dla mnie, Klaus, by pewnie
nie przyjechał – dodała uśmiechając się znacząco.
-Hej!
- Caroline uderzyła przyjaciółkę poduszką, którą akurat miała
pod ręką co wywołało u nich kolejny wybuch śmiechu.
-A
propo Klausa – zaczęła blondynka, kiedy już się uspokoiły. -
Gdzie on jest? Chciałabym mu osobiście podziękować.
Elena
przybrała poważny wyraz twarzy.
-Caroline
– zaczęła powoli dziewczyna.
-Dziwie
się, że nie został, aż się obudziłam. Lub że nie zostawił
jakieś wiadomości, albo coś. Zawsze tak robi – powiedziała
niebieskooka z uśmiechem.
-Klaus
wyjechał – oznajmiła szybko szatynka.
-Jak
to wyjechał? - spytała cicho. - Bez pożegnania? Tak po prostu?
-Care,
wiem że... - zaczęła Elena, jednak blondynka jej przerwała.
-To
nic takiego. Nie żeby mi zależało, po prost myślałam, że
chociaż zostanie na chwilę i...
-Nie
ukrywaj swoich uczuć Caroline. Wiem, że nie jest ci obojętny –
powiedziała Elena, jak najbardziej szczerze.
Blondynka
spojrzała na nią zaskoczona.
-I
nie przeszkadza ci to?
-Jesteś
moją przyjaciółką Caroline. Najważniejsze dla mnie jest twoje
szczęście. Nawet jeśli ma nim być Klaus. - Elena pogłaskała
blondynkę po ramieniu.
Caroline
posłała jej słaby uśmiech.
-To
bez znaczenia. On wyjechał i pewnie już nie wróci.
-To
ty pojedź do niego.
-Co?
- Niebieskooka była nadzwyczaj zaskoczona. Myślała, że szatynka
sobie żartuje, jednak nic w niej na to nie wskazywało.
-Żartujesz
sobie prawda? - spytała niepewnie.
-Nie,
skądże – odpowiedziała z uśmiechem.
-Ale,
nie mogę przecież pojechać do Nowego Orleanu i... być z Klausem.
To niedorzeczne.
-Dlaczego
nie? Podoba ci się prawda?
-Nie.
Tak – westchnęła głośno. - Sama nie wiem. Nie mam pojęcia co
czuję.
-Jesteś
zdezorientowana, to normalne. Potrzebujesz czasu, żeby przekonać
się do swoich uczuć, a dowiesz się tylko wtedy jeśli przy nim
będziesz.
Caroline
spojrzała na nią. Widziała w oczach sztynki, że mówi prawdę,
jednak nie mogła tego pojąć.
-Elena,
to co mówisz jest...
-Prawdą
– przerwała jej brązowooka. - I dobrze o tym wiesz. Nie mówię
ci, że musisz tam jechać. To twój wybór, ale wiedz że nie ważne
jak zdecydujesz, ja, nie będę cię zatrzymywać. Rób to co
podpowiada ci serce.
Blondynka
uśmiechnęła się i przytuliła do siebie szatynkę.
-Jesteś
najlepszą przyjaciółką na świecie – wyszeptała w jej włosy.
-Wiem
– odpowiedziała jej ze śmiechem Elena.
***
Klaus
chodził z miejsca na miejsce, z pogiętą kartką w ręce.
Zrozumiał,
że jej treść oznajmiała iż to co wyrządzono Caroline to tylko
początek. Nie wiedział czy dobrze postąpił zostawiając ją w
Mystic Falls, jednak na pewno była tam bezpieczniejsza niż tu.
Najgorsze
w tej całej sytuacji było to, że nie miał pojęcia kto groził
jego blond anielicy.
Każdy
w tym mieście miałby powód, aby jemu zaszkodzić. Ale nie każdy
wiedział, że Caroline jest dla niego ważna. To powinno zwężyć krąg podejrzanych.
Jego
rozmyślania przerwał stukot obcasów.
Hybryda
wiedział do kogo należą. Jednak w tym momencie nie chciał widzieć
czerwonowłosej czarownicy. Nie chciał widzieć nikogo.
Wiedział
jednak, że nie może ponownie odizolować się od świata, dlatego
też z udawanym uśmiechem odwrócił się w stronę towarzyszki.
-Kochanie,
co cię do mnie sprowadza? - spytał, uśmiechając się szerzej,
wręcz nienaturalnie.
-Byłam
tutaj, ale cię nie zastałam. Gdzie byłeś? - spytała unosząc
przy tym wysoko brwi.
Pierwotny
odpowiedział jej śmiechem.
-Nie
widzę potrzeby, abym musiał ci się tłumaczyć – odpowiedział
obojętnie.
-Rozumiem
– Czerwonowłosa zacisnęła wargi w cienką kreskę.
Klaus
podszedł do kobiety, dotykając jej policzka wierzchem dłoni.
-Nie
bądź zła kochanie. Byłoby nudno gdybym nie miał żadnych
tajemnic. Znudziłabyś się mną – oznajmił. Na twarzy czarownicy
zagościł delikatny uśmiech.
Zarzuciła
mu ręce na szyję, zbliżając swoją twarz do jego.
-Cieszę
się, że już wróciłeś – wyszeptała. - Tęskniłam – dodała
wpijając się w jego usta.
Pierwotny
lekko zirytowany odwzajemnił pocałunek, jednak odsunął się, gdy
przed jego oczami stanął mu obraz blond włosej wampirzycy.
-Co
jest? - spytała czarownica, najwyraźniej oburzona.
-Nie
jestem w nastroju – burknął odsuwając ją od siebie.
-Ja
za to jestem. Dzisiejsza narada była katastrofą. Powinieneś
zobaczyć minę swojego brata, gdy Hayley weszła do sali –
opowiedziała z uśmiechem.
Jednak
hybryda był myślami gdzieś indziej.
-Więc
wilki chcą mieć także miejsce w radzie – szepnął Klaus,
bardziej do siebie niż do niej.
Uśmiech
znikł z twarzy czarownicy. Lekko podirytowana obeszła hybrydę,
podchodząc do płótna, na którym widniał obraz.
-Myślisz,
że to naprawdę zadziała, że w końcu będziemy mieć pokój w
mieście? - spytała, lecz nie otrzymała odpowiedzi, gdyż hybryda
skoncentrował się na osobie, która stała poza zasięgiem jej
wzroku.
-Elijah
– zaczął Klaus, podnosząc kąciki ust.
-Możemy
porozmawiać? - spytał pierwotny. - Na osobności – dodał,
zerkając na czarownicę.
-Rozumiem.
Nikt mnie tu nie chce – oznajmiła, podchodząc do wyjścia, ale
zanim wyszła, posłała hybrydzie groźne spojrzenie, jednak ten,
niezrażony, odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
-Słyszałem,
że mieliście naradę – oznajmił Klaus, najwidoczniej rozbawiony.
-Na
której cię nie było – Elijah posłał bratu karcące spojrzenie.
Klaus
wzruszył tylko ramionami.
-Bracie,
mam dość twojej ciągłej obojętności – oznajmił pierwotny, z
troską zerkając na Klausa.
-Cóż,
ciężko jest próbować zjednoczyć społeczność, której historia
jest pełna wzajemnej nienawiści.
-Oszczędź
mi banałów, Niklaus.
-Jeśli
chcesz pokoju, musisz zacząć z wilkołakami. 100 lat temu, mieli
głos w rządzeniu miastem. Później przez cały czas musieli
oglądać, jak ich wrogowie burzą to dziedzictwo.
-Kolejny
powód, dla którego ich wrogowie niechętnie przyprowadzą ich do
stołu - oznajmił Elijah, jakby było to coś oczywistego.
-Jeśli
stół ma jakąś przeszkodę, pozbywa się jej – odparł hybryda,
uśmiechając się szeroko. - Przypominasz sobie desperację
gubernatora w 1720. Chciał naszego poparcia przy budowie pierwszych
wałów przeciwpowodziowych. Siedzieliśmy z nim i odrzucaliśmy jego
propozycję, więc częstował nas winem z kobietą w gorsecie i
obrzydliwym lizustwem dopóki nie dostał swojego tak – opowiadał
nalewając burbon do szklanek.
-Sugerujesz,
że mamy wydać przyjęcie? - spytał Elijah, odbierając od niego szkło.
-Najlepsze
jakie to miasto kiedykolwiek widziało – oznajmił Klaus,
uśmiechając się szeroko
~~~~~
No i w końcu po długiej przerwie dodaję kolejny rozdział. Przepraszam, że aż tyle z tym zwlekałam, jednak ten tydzień był dla mnie naprawdę wyczerpujący. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe :)
Co do rozdziału. Może zauważyliście, że nawiązałam trochę do 17 odcinka The Originals i a propo serialu, co sądzicie o przedostatnim odcinku?
Mnie, zarówno TO jak i TVD, zaskoczyło i to naprawdę. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, a już zwłaszcza, że Stefan zginie, jednak trzymam się nadziei, że go przywrócą.
Do następnego!