czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 14

Dochodziło popołudnie, jednak Caroline nadal nie wróciła. Elena chodziła w kółko po pokoju co kilka minut zerkając na komórkę. Niebieskooka wyszła z hotelu, kiedy Elena brała prysznic, nie racząc jej poinformować gdzie się wybiera. Zostawiła tylko krótką wiadomość, że wróci za godzinę, jednak ona już dawno minęła, a blondynka nie dawała znaku życia.
Po raz dziesiąty tego dnia wybrała numer przyjaciółki, jednak ponownie włączyła się poczta głosowa.
-Caroline! Gdzie ty jesteś? Miałaś wrócić jakieś 5 godzin temu, martwię się – powiedziała szczerze zaniepokojona. - Jak to odsłuchasz, oddzwoń – dodała i się rozłączyła.
Rzuciła telefon na łóżko i udała się do kuchni po trzecią już tego dnia torebkę z krwią. Zawsze starała się ograniczać swoją wampirzą naturę, jednak teraz była tak podenerwowana, że gdyby miała pusty żołądek, choć przez chwilę to prawdopodobnie rzuciłaby się na pierwszego lepszego turystę.
Ledwo co skończyła posiłek, odezwała się jej komórka. Rzuciła pusty woreczek na podłogę i sięgnęła po telefon. Niestety, na ekranie wyświetlił się numer Stefana, a nie tak jak miała nadzieję, Caroline.
-Hej Stefan – rzuciła, starając się brzmieć normalnie.
-Elena, hej. Wiem, że pewnie jesteście teraz w trasie, ale miałaś zadzwonić kiedy będziecie wyjeżdżać więc zacząłem się martwić – oznajmił, zaniepokojony że wampirzyca się nie odezwała. - Damon twierdzi, że dramatyzuję, ale...
-Nie wyjechaliśmy jeszcze – przerwała mu.
-Dlaczego?
-Caroline wyszła kilka godzin temu i nadal nie wróciła. Nie mam pojęcia gdzie jest, a telefonu też nie odbiera. Boję się, że coś mogło jej się stać – oznajmiła, czując w pewnym sensie ulgę, że w końcu mogła się komuś wygadać.
-Nie pomyślałaś, że może jest u Klausa? - spytał Stefan, jakby to było coś oczywistego.
-Tak, brałam to pod uwagę, ale nawet jeśli by u niego była to chyba zadzwoniłaby jeśli się jednak rozmyśliła.
-Czemu miałaby się rozmyślić?
-Nie jestem, pewna ale wydaje mi się, że między nimi do czegoś doszło, a skoro ona straciła pamięć to Klaus...
-Mógłby to wykorzystać – skończył za nią Salvatore.
-Tak też myślałam, jednak Caroline twierdzi że Klaus chcę, aby ona wyjechała, więc już sama nie wiem co o tym sądzić – przyznała lekko zirytowana zachowaniem Pierwotnego. - Namieszał jej w głowie i tyle – burknęła, prychając cicho.
-Mimo wszystko uważam, że powinnaś skontaktować się z Klausem – oznajmił blondyn, a kiedy usłyszał po drugiej stronie słuchawki kolejne prychnięcie mówił dalej:
-To nasz jedyny trop Eleno. Musisz ją jak najszybciej znaleźć.
-Wiem, zaraz do niego zadzwonię – oznajmiła, po czym się pożegnała i zakończyła połączenie.
Wyrzuciła woreczek, który przedtem pozostawiła na podłodze i jeszcze raz spróbowała zadzwonić do Caroline, niestety tak jak poprzednio włączyła się poczta głosowa.
Westchnęła głośno, po czym wybrała numer Pierwotnego, jednak zanim wcisnęła zieloną słuchawkę, rozmyśliła się.
Może zadzwonić, jednak nie ma pewności, że Klaus odbierze, dlatego postanowiła, że najlepiej będzie jeśli się do niego przejdzie i przy odrobinie szczęścia może zastanie tam Caroline.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, chwyciła kurtkę i wyszła z pokoju.
Dojście do rezydencji zajęło jej dłuższą chwilę, ponieważ kiedy pierwszy raz tu była nie zwracała uwagi na drogę. Cóż nie spodziewała się, że będzie musiała tu wracać, jednak w końcu udało jej się odnaleźć posiadłość.
Zapukała do drewnianych, masywnych drzwi, czując się wyjątkowo głupio. Jeśli Caroline tu jest to przysięga, że zabije ją gołymi rękoma.
Po niespełna minucie, drzwi się otworzyły, a w nich zastała Elijahę.
-Cześć. - Uśmiechnęła się nieśmiało.
-Elena, czemu zawdzięczam twoją wizytę? - spytał nie ukrywając zdziwienia.
-Była tu może Caroline? - spytała prosto z mostu.
-Tak, jakiś czas temu. Chciała rozmawiać z Klausem, ale go nie zastała. Czekała przed domem, jednak wydaje mi się, że już poszła – oznajmił, otwierając szerzej drzwi. - Coś się stało? - spytał po chwili, spoglądając na nią zaciekawiony.
-Wyszła wcześnie rano i do tej pory nie wróciła – wyznała, łapiąc się za głowę. - Mogę porozmawiać z Klausem? - spytała po chwili, na co Elijah gestem ręki zaprosił ją do środka.
-Jest w swojej pracowni – oznajmił, wskazując jej drzwi. Elena uśmiechnęła się z wdzięcznością i udała się w wyznaczonym kierunku.
Stanęła przed drzwiami i zapukała cicho, wyczekując upragnionego „proszę”, jednak to nie nastało. Zapukała jeszcze raz, tym razem głośniej, ale tak jak przedtem nic się nie wydarzyło.
Do reszty zirytowana, po prostu weszła do pomieszczenia, darując sobie dalszych uprzejmości.
-Ogłuchłeś czy jak? - spytała, spoglądając wyczekująco na Klausa, który stał przed płótnem z pędzlem w ręce, niezrażony jej nieproszonym wtargnięciem.
-Jeśli ktoś nie odpowiada to raczej oznacza, że nie ma zamiaru się z nikim widzieć – odparł, wykonując kolejne ruchy pędzlem.
Elena wciągnęła głośno powietrze, starając się nie wybuchnąć.
-Ale skoro już tu jesteś – zaczął, odkładając narzędzie pracy. - Czego chcesz? - spytał, spoglądając na nią spod ukosa.
-Caroline wyszła dziś rano i jeszcze nie wróciła. Elijah powiedział, że chciała spotkać się z tobą, widziałeś ją? Wiesz gdzie teraz jest? - spytała i z radością stwierdziła, że zdobyła zainteresowanie Pierwotnego.
-Widzieliśmy się kilka godzin temu. Nie wiem gdzie się udała, ale miałem nadzieję, że w końcu wyjedziecie.
-Powiedziałeś jej żeby wyjechała? - spytała dla pewności.
-Dlaczego cię to dziwi? - odpowiedział jej pytaniem.
-Nie, po prostu – wzięła głęboki wdech. - Skoro już po raz któryś mówisz jej, żeby wyjechała, to dlaczego nie wróciła? Czemu szwenda się gdzieś po Nowym Orleanie i nie daje znaku życiu? - Z jej oczu popłynęły łzy, jednak szybko je starła. Nie miała zamiaru się przed nim rozklejać.
Klaus spoglądał na nią bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy. Nie obchodziła go Elena, jednak fakt że Caroline gdzieś zaginęła...
Miała wyjechać. W Mystic Falls miała być bezpieczna. Dlaczego chociaż raz nie może go posłuchać i zrobić to co się jej każe?
Ich rzekomą rozmowę, przerwał Elijah, który podobnie jak Elena nie raczył zaczekać aż ktoś da mu pozwolenie na wejście do pokoju.
-Wybaczcie, że przeszkadzam, ale znalazłem to przed wejściem – oznajmił, podając bratu białą kopertę, na której widniało jego imię.
Klaus sprawnym ruchem rozerwał ją i wyciągnął średniej wielkości kartkę, której zawartość zawierała trzy krótkie zdania.
Zgubiłeś coś?
Nie martw się, znalazłam za ciebie.
Chociaż nie gwarantuję, że jest taka jak wcześniej.

                                                                                    M.

Przeczytał tekst jeszcze kilka razy, aż w końcu dotarł do niego ich sens.
-Co to jest? - spytała Elena, spoglądając to na Klausa to na kartkę.
-Caroline jest w niebezpieczeństwie – oznajmił, wpatrując się tępo w kartkę. - Musimy ją jak najszybciej znaleźć.

5 godzin wcześniej
Czując, że jest już wystarczająco daleko od rezydencji, Caroline zatrzymała się kilka przecznic od wynajmowanego przez Elenę hotelu i pozwoliła łzą płynąć. Z jednej strony była z siebie dumna, że udało jej się przezwyciężyć samą siebie i zdobyła się na tak wielki ruch, z drugiej zaś wiedziała, że jest to ostateczne pożegnanie. Uśmiechnęła się smutno na samo wspomnienie ich pocałunku.
-I znów spotykamy się, gdy płaczesz – dobiegł ją kobiecy głos. Odwróciła się za siebie, a jej oczom ukazała się dziwnie znajoma szatynka. Caroline przyglądała jej się uważnie, starając sobie przypomnieć gdzie ją wcześniej widziała.
-Ostatnio byłaś bardziej rozmowna – mruknęła, widząc że wampirzyca nie ma zamiaru skomentować jej wcześniejszą wypowiedź.
-Przepraszam, ale nie potrafię sobie ciebie przypomnieć – wyznała zawstydzona.
-Nie szkodzi, chociaż widzieliśmy się zaledwie wczoraj – oznajmiła, jakby rozczarowana.
-Ach tak? - zaciekawiła się Caroline.
-W barze? Rzuciłam się na ciebie? - Brązowooka starała się odświeżyć pamięć wampirzycy. - Przy okazji wyrwałam ci z głowy włos, dzięki któremu udało mi się cię namierzyć – dodała nieco zawiedziona.
Blondynka spojrzała na nią jak na wariatkę i wtedy się jej przypomniało. Wczorajszego wieczoru jakaś kobieta ją przytuliła, mówiąc do niej „Maggie”, jednak widziały się tylko przez niecałą minutę. Dlaczego myślała że wampirzyca ją rozpozna?
-Jak mnie namierzyłaś? - spytała po chwili, dziwiąc się jak za pomocą włosów można kogoś namierzyć.
Z ust szatynki wydobyło się głośne westchnięcie, jakby ta cała sytuacją ją nieźle irytowała.
-Muszę mieć coś co należy do osoby, którą chcę namierzyć, w twoim wypadku był to włos. Wypowiedziałam zaklęcie lokalizacyjne, które wskazało mi na mapie miejsce gdzie się akurat znajdujesz – wytłumaczyła znudzonym tonem. - Powinnaś o tym wiedzieć, skoro twoja przyjaciółka była czarownicą – dodała wywracając oczami.
-Słucham? - W głowie Caroline tworzył się kolejne pytania. Skąd ta kobieta tyle o niej wiedziała?
-Aaa no tak, wyleciało mi z głowy, że zabrałam ci wszystkie wspomnienia. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
Oczy Caroline rozszerzyły się ze zdziwienia jak i ze strachu.
-To byłaś ty? Ty jesteś Mary? - Jej głos drżał. W pewnym sensie się jej bała, w końcu miała moc, dzięki której w jej głowie zapanowała pustka.
-Och widzę, że Klaus o mnie wspominał. - W jej głosie można było słyszeć radość. - Mam nadzieję, że mówi o mnie dobrze. - Zrobiła taką minę jakby samo mówienie o niej czegoś złego było przestępstwem.
-Rozumiem, szukasz Klausa, ale czego chcesz ode mnie? - spytała blondynka, na wszelki wypadek powoli się cofając, gdyby była zmuszona do ucieczki.
-Od ciebie, hmm... - Czarownica zrobiła minę jakby się głęboko zastanawiała. - Właściwie spełniłaś już swoje zadanie – oznajmiła, wzruszając ramionami.
-Zamierzasz uciec? - spytała po chwili, wskazując na stopy Caroline, które powoli zmierzały w tył, a teraz stanęły w miejscu.
-S-skoro już mnie nie potrzebujesz to chyba mogę iść – wyjąkała, spoglądając niepewnie na czarownicę.
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – mruknęła, zbliżając się powoli do wampirzycy. - Poza tym, nie chcesz odzyskać swoich wspomnień? - spytała, niby od niechcenia.
-Wątpię, że mi je oddasz z czystej dobroci serca – fuknęła Caroline nim zdążyła się ugryźć w język, jednak prawda była tak, że szatynka zaczęła ją nieźle irytować.
-Tak, masz rację – mruknęła brązowooka całkowicie niezrażona. Położyła swoje dłonie na skroni wampirzycy, która wydawała się do reszty zdezorientowana.
-Co ty... - Nie zdążyła skończyć bo wtem w jej głowie zawitał ogłuszający ból. Tak jakby miliony igieł wbijały się do jej rozumu. Słyszała szepty, urywki rozmów. Przed jej oczami przewijały się setki obrazów.
-Zabrałam ci wspomnienia, abyś nie musiała pamiętać jak Klaus zabił twoją najlepszą przyjaciółkę i jej ciocię Jennę. – Głos czarownicy dochodził z oddali, jednak Caroline widziała to wszystko.
Widziała Klausa, który przebija kołkiem serce rudowłoswej kobiety, widziała jak wbija się w szyję Eleny i sączy z niej krew, aż ta upada martwa.
-Zapomniałaś też o tym, że przemienił twojego chłopaka w hybrydę, stwarzając między nimi więź, aby był mu posłuszny i wykonywał jego wszelkie zachcianki. Zmusił go nawet do ugryzienia ciebie.
Wampirzyca widziała Klausa, który karmi swoją krwią bruneta, a później skręca mu kark. Widziała siebie i tego chłopaka w lesie, kiedy namiętnie się całowali i w jednej chwili brunet ją ugryzł.
-Co to było? - spytała Caroline ze wspomnień zaskoczona całą sytuacją. - Czy ty mnie ugryzłeś?!
-I oczywiście nie zapominajmy o tym jak przebił cię kołkiem i ugryzł, aby dać nauczkę twojemu chłoptasiowi.
Ponownie przed oczami wampirzycy pojawił się inny obraz.
Znajdowała się w domu Eleny, ona Klaus i Tyler.
-Mama Tylera nie żyje. Mój brat też. Jesteśmy kwita – oznajmił Pierwotny wpatrując się w bruneta, który cicho westchnął. - Zadzwoń do Bonnie, niech mnie stąd wypuści – powiedział, kierując te słowa do blondynki.
-Nigdy, przenigdy ci nie pomogę – warknęła Caroline, posyłając mu spojrzenie pełne nienawiści.
-Jak szybko zapomniałaś o tym, że uratowałem Tylera od udręki bycia wilkołakiem – powiedział urażony jej niechęcią. - Albo o nocy, gdy twoja matka zaprosiła mnie do domu, abym uratował życie jej drogiej córce.
-Chyba masz urojenia? - parsknęła wampirzyca z niedowierzaniem. - Zabiłeś jego matkę – wycedziła przez zaciśnięte zęby. - I nie zapominajmy, że jesteśmy w domu w którym kiedyś żyła ciocia Eleny, Jenna – mówiła dalej, zbliżając się powoli do niego. - A może myślisz, że twój urok sprawi, że zapomnimy jak ją zabiłeś?
Jej oczy tryskały nienawiścią.
-Wiesz co? Nie. Nie zamierzam się w to angażować. Nie jesteś nawet wart tych kalorii, które spaliłam mówiąc o tobie – oznajmiła co wywołało ogromny gniew w Pierwotnym.
Szybko złapał stojącą obok lampę i przebił nią wampirzycę, przyciągając do siebie, po czym wbił w jej szyję kły i upuścił na zimną posadzkę.
Westchnął głośno i z uśmiechem na twarzy odwrócił się do zszokowanego bruneta.
-To zdecydowanie było warte tych kalorii – mruknął, uśmiechając się szeroko.
Obraz się rozmazał, jednak na zawsze pozostał w głowie Caroline.
-No i jak bym mogła zapomnieć o tym, że mimo tych wszystkich okropności ty i tak zdecydowałaś się do niego pojechać, ale zastałaś go obściskującego się z inną kobietą.
Przed oczami Caroline pojawił się kolejny urywek jej wspomnień. Widziała siebie na jakieś imprezie, gdzie wpadała na nieznajomych ludzi, aż jej oczy natrafiły na Klausa. W jednej sekundzie na jej twarzy wymalowała się radość, która zniknęła gdy zauważyła rudowłosą kobietę, która wpiła się w usta Pierwotnego.
Prawdziwa Caroline potrząsnęła głową, aby uwolnić się z uścisku czarownicy.
-Przestań! Nie chcę tego widzieć – powiedziała, starając się powstrzymać napływające łzy.
-To tylko kilka okropności jakich dokonał Klaus – oznajmiła Mary, spoglądając na wampirzycę, która wpatrywała się tępo w ziemię.
-Dlaczego? - szepnęła ledwo słyszalnym głosem.
-Taki już jest Klaus. To potwór, był nim, jest i już zawsze będzie – odpowiedziała Mary, a w jej głosie można było dosłyszeć pogardę. - W końcu poznałaś prawdę – dodała, spoglądając na Caroline, jakby ze współczuciem. Widząc ją tak zdruzgotaną przypomniało jej się jak jej samej było ciężko po stracie ukochanej osoby. W pewnym sensie zrobiło jej się żal wampirzycy, jednak szybko stłumiła to uczucie, przypominając sobie słowa pani Dupont. Musi postępować zgodnie z planem.
Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech i spojrzała z udawaną troską na Caroline.
-Wiesz, jest na to sposób – zaczęła, starając się uchwycić spojrzenie wampirzycy. - Cały ból i cierpienie, to wszystko może zniknąć – powiedziała, powodując, że Caroline w końcu na nią spojrzała.
-Jak? - spytała, kiedy kolejna łza spłynęła po jej policzku.
-Wyłącz to – szepnęła, spoglądając blondynce prosto w oczy. - Po prostu wyłącz uczucia i wszystko minie.
Caroline wpatrywała się w czarownicę, zastanawiając się nad jej słowami.
Wyłączyć uczucia. To nie taki zły pomysł. Uwolni się od smutku, bólu i cierpienia. Wystarczy tylko przełączyć guzik.
Mary spoglądała w niebieskie oczy wampirzycy, z których znikały jakiekolwiek emocje. Smutek, złość, rozczarowanie, wszystko po kolei wyparowało, aż w tych pięknych, błękitnych oczach zagościła pustka.
Szeroki uśmiech zawitał na twarzy czarownicy. Wszytko szło zgodnie z planem. 

~~~~~

No i kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się spodobał, chociaż podejrzewam, że takiego zwrotu akcji się nie spodziewaliście :)  
Kolejny rozdział pojawi się dopiero we wrześniu, bo raczej nie dam rady go wcześniej skończyć, chociaż kto wie? :D
Do tego czasu pozdrawiam was wszystkich i dziękuję za ponad 8200 wejść! ♥

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 13

Uśmiech nie schodził z twarzy Mary odkąd opuściła bar. Zdobyła coś co pozwoliło jej namierzyć Caroline. Jeden włos w odcieniu blondu. Niby nic wielkiego, ale dla niej było to coś bardzo wartościowe. Co ją jednak w tym momencie zastanawiało był fakt, że razem z wampirzycą była jej przyjaciółka z Mystic Falls, Elena Gilbert. Czyżby Klaus zadzwonił po jej znajomych, myśląc że w ten sposób Caroline odzyska pamięć? Chyba nie był, aż tak naiwny. Wspominanie starych czasów nie złamie rzuconego przez nią zaklęcia. Tylko ona może je odwołać, a jak na razie się jej nie spieszy, aby to uczynić.
Pospiesznie udała się do wynajmowanego przez nią mieszkania, które znajdowało się przy Royal Street.
-Dobry wieczór pani Dupont – przywitała się ze starszą sąsiadką, która wyglądała zza drzwi.
-Och Mary złotko, widzę że wracasz dziś wcześniej – oznajmiła wychodząc na korytarz z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Tak, miałam ciężki dzień – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
-Och nie wątpię – przytaknęła, kiwając głową. - Mam nadzieję, że udało ci się osiągnąć twój cel – dodała, spoglądając na nią z tajemniczym uśmiechem.
Na twarzy szatynki wymalowało się zdziwienie. Florence Dupont była chyba jedną z najstarszych osób żyjących w Nowym Orleanie, przynajmniej tak wydawało się czarownicy. Ta kobieta wiedziała wszystko o wszystkim, dosłownie. Mary mogłaby przysiąc, że nie jest ona zwyczajną staruszką. Ten fakt ją w pewnym stopniu przerażał, ale i wzbudzał ciekawość.
-Każdy dzień niesie ze sobą jakiś cel, mój nie był wyjątkowy – odpowiedziała w końcu, uśmiechając się nieśmiało.
Kobieta westchnęła cicho i podeszła do czarownicy, obejmując jej twarzy, pokrytymi zmarszczkami rękoma i zmusiła ją, aby spojrzała jej prosto w oczy.
-Wyznaczyłaś sobie cel, który jest trudny do osiągnięcia, dlatego pamiętaj, aby kierować się rozumem nie emocjami.
Nim Mary zdążyła cokolwiek powiedzieć, kobieta udała się z powrotem do mieszkania.
Szatynka wpatrywała się przez dłuższą chwilę w drzwi za którymi zniknęła jej sąsiadka.
Co to miało być?” - spytała samą siebie zaskoczona zaistniałą sytuacją. 
Pokręciła głową i udała się do swojego mieszkania.
Czekało ją sporo pracy.

***

Caroline spędziła kolejną noc, rozmyślając nad wszystkim co miało miejsce minionego dnia. Począwszy od wypicia pierwszej torebki krwi, przynajmniej tej którą pamiętała, a skończywszy na kłótni z Klausem i decyzją, że zostawi go za sobą. Lecz teraz, kiedy pozostały zaledwie godziny do jej wyjazdu, zaczęła mieć wątpliwości. Elena w pewien sposób uświadomiła ją, że nie jest ona całkiem obojętna Klausowi, jak jej się na początku wydawało. Ale przecież nie może teraz iść do Pierwotnego i... jak teraz o tym myśli to nawet nie ma pojęcia co by mu powiedziała.
Westchnęła głośna i przewróciła się na drugi bok. Jej oczom ukazała się burza kasztanowych włosów przyjaciółki. Elena była pogrążona we śnie. Niewiarygodne, że wyglądała tak normalnie. Nigdy nie przypuszczałaby, że jej przyjaciółka, czy nawet ona sama są wampirami. To wszystko było jeszcze dla niej takie nowe.
-Elena – szepnęła, szturchając szatynkę. Ta poruszyła się niespokojnie, mrużąc oczy. Spojrzała zaspanym wzrokiem na przyjaciółkę.
-Och, hej Care – powiedziała, ziewając. - Która godzina?
-W pół do piątej – odpowiedziała blondynka, spoglądając na zegar w komórce.
-Co?! - zdziwiła się Elena. - Dlaczego budzisz mnie tak wcześnie? - Spojrzała na Caroline z miną zranionego szczeniaczka.
-Przepraszam, ale nie potrafię spać – przyznała lekko zażenowana, że z tak błahego powodu zakłóca sen przyjaciółki.
-Stało się coś? - spytała, przecierając zaspane oczy.
-Mam za dużo myśli w głowie – powiedziała, rozczesując włosy dłonią. - I jestem trochę głodna – dodała zawstydzona.
-W lodówce są woreczki – oznajmiła brązowooka, kierując palec w stronę kuchni, gdzie Caroline od razu się udała. - Możesz mi też przynieść – zawołała za nią. Po chwili niebieskooka wróciła z dwoma torebkami z krwią.
-Dzięki – mruknęła Elena, rozrywając woreczek. Blondynka przypatrywała się jej ze zdziwieniem.
U niej to wszystko wyglądało tak naturalnie” - pomyślała i sama z o wiele mniejszą pewnością, niż przyjaciółka zabrała się za posiłek.
-No więc – zaczęła Elena, gniotąc pusty woreczek. - Co ci chodzi po głowie?
-To samo co wcześniej – mruknęła Caroline, sięgając bo torebkę przyjaciółki i wyrzuciła obie do kosza.
-Klaus – zgadła szatynka, na co niebieskooka przytaknęła głową.
-Po prostu nie chce wyjść z mojej głowy. To naprawdę frustrujące – szepnęła, wzdychając głośno.
-Wiesz dlaczego w ogóle przyjechałaś do Nowego Orleanu? - spytała szatynka, zmieniając temat.
-Niestety nikt nie był na tyle łaskawy, aby mi to wyjaśnić - mruknęła trochę bardziej złośliwie, niż by chciała.
-No to pozwól, że ci to wytłumaczę. - Na twarzy brązowookiej zagościł uśmiech.
-Zamieniam się w słuch – mruknęła blondynka, również się uśmiechając.
-Zanim w ogóle wyjechałaś do Nowego Orleanu, miałaś... wypadek. Ugryzł cię wilkołak – oznajmiła, a na twarzy Caroline wymalowało się zdziwienie. Już miała coś powiedzieć, jednak Elena nie pozwoliła dojść jej do słowa.
-Jak już ci wcześniej mówiłam, ugryzienie wilkołaka jest zabójcze dla wampira, a jedynym lekarstwem jest krew Klausa. Niestety on był wtedy poza miastem. Ty, jako że jesteś strasznie uparta, nie chciałaś, aby Klaus przyjeżdżał, a ja, jako że jestem o wiele bardzie uparta niż ty i do tego rozsądniejsza nie posłuchałam cię i wezwałam go do Mystic Falls.
-I przyjechał? - przerwała jej, zdziwiona z takiego obrotu sprawy.
-Oczywiście, że przyjechał i cię uratował, ale potem od razu wyjechał. Byłaś trochę zawiedziona więc podsunęłam ci pomysł, żebyś do niego pojechała, aby przekonać się co tak na prawdę do niego czujesz.
-Więc to wszystko było twoim pomysłem? - spytała zaskoczona.
-Jeśli mam być szczera to sama nie wiem dlaczego ci to podsunęłam – przyznała zażenowana.
-Czyli tak naprawdę nie popierasz moich uczuć...
-Chcę żebyś była szczęśliwa – przerwała jej, podnosząc przy tym głos. - Ale nie uważam, że Klaus ci je zapewni.
Caroline wpatrywała się w nią zdziwiona z lekko otwartymi ustami, które po chwili zacisnęła w cienką kreskę.
-Rozumiem – powiedziała praktycznie bezgłośnie.
-Caroline, nie chciałam sprawić ci przykrości, ale sama spójrz. - Elena wyglądała na zmartwioną. - Wyjeżdżasz do Klausa, a kilka dni później tracisz wszystkie wspomnienia i Bóg wie co się przez ten czas jeszcze działo.
-Jestem tego świadoma, Eleno, ale... – Blondynka zagryzła wargi, powstrzymując napływające łzy.
-Hej, to nie jest powód do płaczu - powiedziała Elena, tuląc przyjaciółkę do siebie. - Wszystko będzie dobrze.  
Caroline pokiwała głową na znak, że się z nią zgadza. 
-Dusisz mnie – wyjąkała blondynka na co obie głośno się roześmiały, ponieważ były świadome, że to nie prawda. 
-Wrócimy do Mystic Falls i wszystko wróci do normy, zobaczysz - oznajmiła szatynka, uśmiechając się do przyjaciółki.  
Caroline odwzajemniła gest i w pewnym sensie wiedziała, że tak będzie. Uda jej się odzyskać dawne życie, ale najpierw musi zakończy to co rozpoczęła w Nowym Orleanie.

***

Promienie słoneczne wpadały do pracowni Pierwotnego, który już od dłuższego czasu wpatrywał się w puste płótno. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał blokadę w malowaniu, jednak teraz kiedy próbował namalować cokolwiek, jedyne co mu przychodziło do głowy był obraz blond włosej wampirzycy. Niestety to co się tworzyło w jego głowie, nie była Caroline którą zazwyczaj pamiętał. Nie była roześmiana, poważna, zła, nie. Ta Caroline była smutna, wręcz zdruzgotana, a to wszystko przez niego. Świadomość, że doprowadził swoją blond anielicę do płaczu, była najgorszą karą. Nawet gdyby chciał, choćby nie wiadomo jak próbował, nie potrafił stłumić uczucia, którym ją darzył. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się naprawdę bezsilny.
Westchnął głośno i odłożył pędzel, na którym nie znajdowało się ani grama farby.
W jednej chwili poczuł, że ogarnia go pragnienie. Zdał sobie sprawę, że od kilku dni nie miał w ustach świeżej krwi. Cóż, trzeba to zmienić. Może poranne „śniadanie” przywróci jego myśli na właściwy tor.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, w wampirzym tempie wybiegł z rezydencji i popędził w stronę lasu. Mógłby się spokojnie udać do miasta, gdzie znajdują się tłumy zwiedzających turystów, jednak on wolał uwolnić swoją naturę. Chciał poczuć się jak drapieżnik, którym był.
Po niespełna kilku minutach do jego uszy dobiegł dźwięk przypominający czyjś śmiech, a może płacz. W każdy razie odgłos należał do człowieka, co zadowoliło Klausa. Pobiegł do miejsca skąd dochodził i jego oczom ukazało się dwoje osób, kobieta i mężczyzna. Ich wygląd wskazywał na to, że byli to prawdopodobnie turyści.
Hybryda obserwował ich przez dłuższy czas zza drzew, jak drapieżnik wyczekujący na swoją ofiarę. Kiedy byli już wystarczająco blisko, w biegu złapał mężczyznę i uciekł z nim w miejsce, które było poza zasięgiem wzroku, jego towarzyszki. Szybko się z nim rozprawił i już po kilku minutach wrócił do kobiety, która desperacko szukała swojego przyjaciela.
-Charlie! - wołała w kółko, jednak ciągle odpowiadała jej cisza. Nagle ni stąd ni zowąd przed nią pojawił się mężczyzna. Z jej ust wydobył się cichy krzyk.
-Wystraszył mnie pan – oznajmiła, przyglądając się Pierwotnemu, nieświadoma tego jak wielkie niebezpieczeństwo jej grozi.
-Proszę mi wybaczyć. Nie takie były moje zamiary – odparł, uśmiechając się nonszalancko.
-Nie szkodzi – powiedziała, niepewnie odwzajemniając gest. - Nie widział pan może mężczyzny, około metr osiemdziesiąt, brunet, brązowe oczy? - spytała, spoglądając na niego z nadzieją.
-Teraz jak o tym mówisz, to faktycznie wydaje mi się, że kogoś takiego widziałem – oznajmił Pierwotny, ciągle się uśmiechając.
-Ach tak? Gdzie? - Kobieta odetchnęła z ulgą.
Klaus przekrzywił lekko głowę, a jego twarz momentalnie się zmieniła. Wokół oczu pojawiły się ciemne żyłki, a tęczówki nabrały złotego odcieniu. Kiedy ukazał zęby w uśmiechu, kobieta krzyknęła wystraszona, widząc zaostrzone kły. Przerażona zaczęła się cofać i już po chwili rzuciła się biegiem w głąb lasu. Niestety Pierwotny był szybszy i w mgnieniu oka ją dopadł, wbijając się w jej tętnicę. Kobieta zaczęła się szarpać na wszystkie strony, jednak nic to nie dało. Już po kilku minutach leżała bezwładnie w ramionach Pierwotnego, który wysysał z niej resztki życia. Kiedy skończył posiłek, rzucił jej martwe ciało na ściółkę i zaczął zmierzać w kierunku rezydencji.
Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy na miejscu spotkał osobę, która od samego rana urządza sobie spacer po jego głowie.
-Caroline – szepnął zaskoczony jej widokiem.
-Elijah powiedział, że wyszedłeś, postanowiłam zaczekać – oznajmiła, szukając wzrokiem jego oczu, jednak on ich unikał.
-Miałaś wyjechać – powiedział oskarżającym tonem.
-Taki miałam zamiar – przyznała i otworzyła usta jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak po chwili się rozmyśliła.
-Więc co tu robisz? - spytał z wyrzutem. Caroline wzdrygnęła się słysząc chłód w jego głosie. Czuła jak jej podbródek drży, jednak ze wszystkich sił starała się nie dać tego po sobie poznać.
-Miałeś rację – oznajmiła, na co Klaus spojrzał na nią zdezorientowany.
-Rację w czym?
-Kiedy twierdziłeś, że przyjechałam tu do ciebie.
-Przypomniałaś sobie? - spytał zdziwiony.
-Elena mi powiedziała. To ona podsunęła mi pomysł, żebym przyjechała do Nowego Orleanu bo... - Wzięła głęboki wdech. - Bo tak naprawdę powinnam to zrobić dawno temu, ale nie miałam odwagi.
Przez twarz Pierwotnego przemknął cień radości, jednak zniknął tak szybko jak się pojawił.
-To wszystko? - spytał obojętnie. Caroline przymknęła oczy i przytaknęła twierdząco głową.
Hybryda minął ją i zaczął zmierzać w wyznaczonym przez siebie kierunku.
Wampirzyca spodziewała się takiego obrotu spraw, jednak mimo wszystko, zabolało.
Nie możesz mu pozwolić tak łatwo odejść” - szepnął głos głęboko w jej podświadomości.
-Czekaj! - zawołała, powodując że Pierwotny stanął w miejscu. Powoli odwrócił się w jej stronę, aż w końcu ich oczy się spotkały.
Caroline w mgnieniu oka podbiegła do niego i złożyła na jego ustach subtelny pocałunek.
-Chcę pamiętać chociaż to – szepnęła, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Odeszła kilka kroków w tył, posyłając mu ostatnie spojrzenie i zniknęła pozostawiając go samego. Nie było mu dane zobaczyć jej łez. 

~~~~~

Wracam do was po dłuższej przerwie i mimo tego, że wakacje były fantastyczne (dosłownie zakochałam się w Mielnie!) to tęskniłam za pisaniem i oczywiście za wami :)
Rozdział nie wyszedł mi całkiem tak jak sobie wyobrażałam i jest dość krótki, w porównaniu do innych, no ale ocenianie zostawiam wam ;)
Długo się zastanawiałam nad tym czy wprowadzić ten pocałunek, czy nie no ale w końcu się przełamałam i jednak zostawiłam :P  
No cóż to by było na tyle i od razu zabieram się za nadrabianie waszych opowiadań, bo trochę tego mam ;) 
Do następnego! ♥ 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Informacja!

Bardzo was przepraszam, ale w tym tygodniu nie pojawi się nowy rozdział. Miałam nadzieję, że uda mi się go skończyć, ale niestety nie dałam rady. Wyjechałam dziś nad morze i nie będzie mnie aż do 20.08, tego posta piszę z telefonu. Na prawdę bardzo mi przykro, że tak wyszło i obiecuję że gdy tylko wrócę od razu biorę się za pisanie rozdziału ;)

Pozdrawiam wad gorąco i życzę mile spędzonych wakacji! ♥

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 12

Caroline w pośpiechu wkładała do walizki rzeczy, które zdążyła w ciągu tych kilku dni wypakować. Łzy spływały po jej policzkach i nie było widać końca. Nadal nie potrafiła uwierzyć, że Klaus tak ją potraktował. Raz jest wobec niej miły i czarujący, a później każe jej się wynosić z Nowego Orleanu. Jeśli tego chce, to proszę bardzo! Ona nie ma zamiaru błagać go o pozwolenie, żeby tu zostać.
Ze złością zamknęła walizkę i otarła spływające łzy. Rozejrzała się po pokoju, który jeszcze niedawno wydawał jej się cudowny, a teraz nawet nie miała ochoty na niego patrzeć. Zatrzymała swój wzrok na dziurze w ścianie, która przedtem umknęła jej uwadze. Podeszła do niej i delikatnie dotknęła. Okruszki posypały się na podłogę. Kolejne łzy popłynęły z jej oczu, kiedy zdała sobie sprawę, że dziura jest dziełem Klausa. Musiał ją zrobić, kiedy zorientował się, że nie ma jej w domu. Normalnie by się ucieszyła, że tak się o nią troszczy, jednak teraz ogarniała ją złość.
Otarła ostatnie łzy i chwyciwszy walizkę wybiegła z domu, głośno trzaskając drzwiami.
Oczywiście, ten hałas nie umknął uwadze Klausa, który zaszył się w swojej pracowni i opróżniał już dziewiątą, albo może dziesiątą szklankę whiskey. Był świadom tego, że skrzywdził wampirzycę, jednak wmawiał sobie, że tak będzie lepiej.
-Czy Caroline właśnie wyszła z walizką? - spytał Elijah, wchodząc zaskoczony do pracowni Klausa.
-Na to wygląda – mruknął obojętnie.
-Dlaczego? - dopytywał się Elijah. - Pokłóciliście się?
-Caroline wraca do Mystic Falls – oznajmił po dłuższej chwili, jakby szukał odpowiednich słów.
-I nic z tym nie zrobisz? Pozwalasz jej odejść? - Elijah był zaskoczony zachowaniem brata.
-Tak będzie lepiej – powiedział, zmierzając w kierunku wyjścia.
-A czy będzie lepiej dla ciebie? - spytał tym samym powodując, że Klaus się zatrzymał. Hybryda stał przez dłuższą chwilę w bezruchu, kłócąc się ze swoimi myślami. Nawet się nad tym nie zastanawiał, jednak odpowiedź była prosta.
-To nie ma znaczenia – mruknął i wyszedł, zostawiając brata samego.

***

Elena siedziała w hotelowym lobby, czekając na Caroline. Z jednej strony cieszyła się, że przyjaciółka jednak zdecydowała się z nią jechać, z drugiej zaś była zaskoczona, że ta decyzja nastąpiła tak szybko. Kiedy rozmawiali w kawiarni, Caroline nie wyglądała na przekonaną, a zaledwie 10 minut temu napisała, że z nią pojedzie.
Uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy zobaczyła jak znajoma blondynka wchodzi do hotelu.
-Caroline! - zawołała, zwracając jej uwagę na siebie. Blondynka z delikatnym uśmiechem na twarzy podeszła do szatynki i ją przytuliła, jednak nim to nastąpiło, Elena zdążyła zauważyć opuchnięte oczy przyjaciółki.
-Co się stało? - spytała, odsuwając ją na odległość ramion.
-Cieszę się, że wracam – oznajmiła Caroline, chociaż wiedziała, że szatynka i tak się na to nie nabierze. Sama by sobie nie uwierzyła. Elena spojrzała na nią z politowaniem.
-A tak naprawdę? - spytała lekko poirytowana.
-Nie chcę o tym gadać – mruknęła, spuszczając wzrok. Brązowooka już otworzyła buzię, aby coś powiedzieć, jednak powstrzymała się, wiedząc że i tak niczego się nie dowie. Zamiast tego, po prostu się uśmiechnęła.
-Wyjeżdżamy jutro z samego rana, tak żeby przed zmrokiem być już w Mystic Falls, więc mamy jeszcze cały dzisiejszy wieczór – oznajmiła, a Caroline uśmiechnęła się do niej, wdzięczna za zmianę tematu. - Co zamierzamy robić? - spytała, obejmując ją ramieniem i spoglądając znacząco. 
Caroline nie wyglądała na przekonaną jednak po chwili jej głowie zaświtał pomysł, aby zapomnieć o Klausie, amnezji, wszystkich innych problemach i po prostu spędzić ostatni dzień w Nowym Orleanie dobrze się bawiąc. Musi też mieć jakieś miłe wspomnienia z tego miejsca.
-Znajdziemy bar, w którym się dobrze zabawimy - oznajmiła i obie zaniosły się wesołym śmiechem.

***

Mary ze znużeniem wypisanym na twarzy weszła do baru. W środku jak zwykle był tłum, głównie wampiry i ich chodzące „pożywienie”. Kiedyś nigdy nie odważyłaby się tu wejść, jednak teraz miała konkretny powód. Musiała odnaleźć tą wampirzycę, Caroline, a żeby do niej dotrzeć potrzebowała Klausa. Niestety jego aktualny adres zamieszkania się zmienił i nie miała pojęcia, gdzie go, ich znajdzie. Miała zamiar ich namierzyć zaklęciem lokalizacyjnym, niestety Caroline nie zostawiła niczego po sobie. Nie pozostało jej nic innego jak szukać ich w tradycyjny sposób.
-Co podać? - spytał barman, wyrywając ją z rozmyśleń.
-Colę – mruknęła, na co mężczyzna głośno prychnął.
-Jeśli chcesz colę, to sklep jest obok – mruknął, a szatynka spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
-Płacą ci za głupie gadanie, czy obsługę klientów? - mruknęła sarkastycznie. Tak właściwie było jej obojętne czy dostanie coś do picia, czy nie.
-Za to i za to – odpowiedział z głupim uśmiechem na twarzy.
-Dostanę tą colę, czy mam iść gdzieś indziej? - spytała, tracąc powoli cierpliwość.
Barman wywrócił oczami i podał jej zamówienie.
Zirytowana upiła łyk napoju i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Nic specjalnego, normalny bar. Z obrzydzeniem patrzyła jak jakiś wampir wbił się w tętnicę dziewczyny i wysysał z niej życie. Odwróciła wzrok od tego ohydnego widoku, starając się wymazać go z pamięci, kiedy zauważyła dwie młode kobiety wchodzące do baru, szatynkę i blondynkę. Niby nic nadzwyczajnego, tyle że jedna z nich była osobą, którą poszukuje.
Lepiej być nie może, pomyślała uśmiechając się sama do siebie.
Dopiła resztę napoju i rzucając pieniądze na blat, zaczęła dyskretnie zmierzać w kierunku celu, który tańczył zręcznie na parkiecie.
Wmieszała się w tłum, starając się zbliżyć do wampirzycy, niestety było to trudniejsze niż się spodziewała. Blondynka zręcznie jej unikała, jakby wiedziała, że jest śledzona.
Mary zirytowana odsunęła się na bok, jednak nie spuszczała z Caroline oczu. Musiała opracować sposób, jak najprościej dotrzeć do wampirzycy, nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
I ta okazja nadarzyła się szybciej, niż się spodziewała. Już po kilku minutach dzikiego tańca, dziewczyny udały się do baru, zamawiając coś do picia.
Mary z uśmiechem na twarzy, zaczęła zmierzać w ich stronę.
-Maggie! - krzyknęła, rzucając się na blondynkę i zamykając ją w uścisku.
Zdezorientowana Caroline, spojrzała na nową przybyłą towarzyszkę, a później na Elenę, która był równie zaskoczona co ona.
-Znamy się? - spytała blondynka, na co Mary przyjrzała jej się uważnie.
-Och, przepraszam – mruknęła czarownica, odsuwając się od wampirzycy. - Musiałam cię z kimś pomylić – oznajmiła uśmiechając się przepraszająco.
-Nie szkodzi – odpowiedziała Caroline odwzajemniając uśmiech.
Mary skinęła głową i oddaliła się od nich, zmierzając w kierunku wyjścia. Dostała to co chciała.

***

Dwie młode wampirzyce zmierzały z powrotem do hotelu z butelką burbonu w ręce. Dochodziła północ, kiedy postanowiły opuścić bar. Co za dużo to niezdrowo, a one wypiły dziś o butelkę więcej niż powinny, jednak jakoś musiały się odstresować. Przynajmniej to wmawiała sobie Caroline, kiedy butelka, za butelką zostały po kolei opróżniane.
Roześmiane weszły do pokoju, wynajmowanego przez Elenę i pierwsze co uczyniły to rzuciły się na ogromne łóżko.
-Takie pożegnanie to ja rozumiem – mruknęła, przymykając oczy.
-Będziesz tęsknić? - spytała szatynka, spoglądając z ukosa na przyjaciółkę.
-Za tym fantastycznym miastem, które jest rajem dla każdego wampira, czy za debilem, który złamał mi serce? - Słowa wypłynęły z jej ust, nim zdążyła się zastanowić nad tym co tak właściwie mówi.
-Kto złamał ci serce? - spytała Elena, podnosząc się do pozycji siedzącej, spoglądając uważnie na blondynkę.
Caroline westchnęła głośno i odwróciła się plecami do szatynki.
-Nie słuchaj mnie, jestem pijana i gadam głupoty – mruknęła, starając się powstrzymać napływające łzy.
-Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć – oznajmiła Elena, kładąc rękę na jej ramieniu. Ten gest spowodował, że emocje wzięły nad nią górę.
Łzy popłynęły po jej policzkach, a z ust wydobył się cichy szloch.
-Nienawidzę go – powiedziała, przez łzy. - Myślałam, że mu na mnie zależy, ale najwidoczniej to tylko moja wyobraźnia – mówiła, szlochając.
-Zależy mu na tobie – powiedziała Elena takim tonem, że Caroline się podniosła i spojrzała na nią zaskoczona.
-Co?
-Klaus. To o nim mówisz, prawda?
-Nie rozumiem... jak ty to...? - Była zdezorientowana. Czy to, aż tak oczywiste, że chodzi jej o Klausa?
-Wiesz, kiedy tutaj jechałam byłam pełna wątpliwości – zaczęła Elena, spoglądając przyjaciółce prosto w oczy. - Bałam się, że po utracie pamięci nie będziesz tą samą osobą, którą byłaś, ale tak nie jest. Ty... Jesteś tą samą Caroline co zawsze. I ta Caroline zrobiła coś czego nikt przez setki lat zrobić nie mógł. Pokochałaś potwora, którym jest Klaus, wybaczyłaś mu jego najgorsze przewinienia, i nadal nie potrafię w to uwierzyć, ale taka jest prawda.
Caroline wpatrywała się zdziwiona w przyjaciółkę. Już nie płakała, a łzy, które spływały po jej policzkach zdążyły wyschnąć.
-I nawet teraz – ciągnęła Elena – kiedy zapomniałaś wszystko. Tobie nadal na nim zależy. Szczerze, zaczynam się zastanawiać, czy czasem nie rzucił na ciebie jakiegoś uroku, abyś ciągle do niego powracała – mruknęła, śmiejąc się cicho. Jednak Caroline nie było do śmiechu. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Już wtedy, kiedy była sobą, zależało jej na Klausie, ale...
-Skąd wiesz, że jemu też na mnie zależy? - spytała, bo ten fakt do niej nie docierał.
-Zawsze byłaś dla niego ważna – oznajmiła szatynka, wzruszając ramionami.
-Jeśli mu na mnie zależy to dlaczego chce, żebym się stąd wyniosła – warknęła trochę za bardzo złośliwie.
Z ust Eleny wydobyło się głośne westchnięcie.
-Nigdy nie miałam okazji poznać Klausa bliżej, jednak znam go na tyle, aby móc powiedzieć, że często podejmuje decyzje pochopnie i bez namysłu, ale gdybym żyła już tysiąc lat i była najpotężniejszą istotą chodzącą po tej ziemi to też nie zastanawiałabym się nad konsekwencjami – oznajmiła żartobliwie.
-Wątpię. Nie wyglądasz na kogoś komu wszystko jest obojętne – mruknęła Caroline, a po chwili dodała - Klaus też taki nie jest. Przynajmniej nie przy mnie.
-Widzisz i tu jest różnica między nami. Klaus nigdy nie okazał mi jakiejkolwiek sympatii. Mi, ani nikomu innemu.
-Dlaczego? - spytał zdezorientowana. - Czemu wobec mnie miałby zachowywać się inaczej?
-Wydaje mi się, że już znasz odpowiedź – oznajmiła Elena, uśmiechając się.


~~~~~

Rozdział trochę krótszy niż zwykle, jednak kiedy zobaczyłam wasze komentarze i jak liczba wyświetleń szybko wzrosła, po prostu wena się we mnie obudziła i zaczęłam pisać. Wasze słowa są dla mnie największą motywacją i bardzo za nie dziękuję! ♥
Do następnego! ♥

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 11

Kolejny słoneczny dzień zapowiadał się nad Nowym Orleanie.
Caroline nie spała już od kilku dobrych godzin, jednak zamiast wstać i stawić czoła nowemu dniu, ona wolała leżeć w łóżku i rozmyślać nad wszystkim o czym się wczoraj dowiedziała, a było tego sporo. Elena spędziła praktycznie całą noc na opowiadaniu jej o niej samej i jeśli ma być szczera to nie spodziewała się tego, że jej życie tak wyglądało. Jasne, żyła jak każda normalna dziewczyna, była jedynaczką, jej rodzice byli rozwiedzeni, miała dwie najlepsze przyjaciółki, Elenę i Bonnie, jej życie było przeciętne, przynajmniej do momentu przemiany. Wtedy wszystko wywróciło się o 180 stopni.
Stała się wampirem i poczuła prawdziwą ulgę, kiedy dowiedziała się, że nie pożywia się na ludziach, ale krwią z torebek. Nie była potworem, za którego się miała i z tego chyba cieszyła się najbardziej.
Po kilku minutach ciągłego leżenia, w końcu stwierdziła, że czas już wstać. Wygramoliła się z łóżka i podeszła do walizki, która nadal stała nierozpakowana przy szafie. Jako, że dzień zapowiadał się pogodnie, wybrała jasną sukienkę w kwiatki, a do tego jeansową katanę.
Kiedy już załatwiła poranną toaletę, udała się na dół, mając nadzieję, że spotka któregoś z braci, chociaż w głębi duszy miała nadzieję, że nie będzie to Klaus. Było jej naprawdę głupio, że tak się przy nim rozkleiła, a w rzeczywistości nie miała o co płakać. Była świadoma tego, że w końcu będzie musiała z nim porozmawiać, ale jak na razie się jej nie spieszyło.
Weszła do salonu, oddychając z ulgą, że zastała tam Elijahę.
-Dzień dobry – przywitała się, posyłając Pierwotnemu szczery uśmiech.
-Witaj Caroline – odpowiedział, odkładając książkę, którą aktualnie czytał. - Dobrze spałaś? Widziałem, że Elena całkiem późno wyszła.
-Tak, mieliśmy sobie dużo do opowiedzenia – oznajmiła, siadając naprzeciwko niego.
-Nie wątpię – mruknął, uśmiechając się do niej.
Zapanowała cisza. Caroline zastanawiała się jak zadać pytanie, które chciała wypowiedzieć.
-Eh... czy... - zaczęła, zwracając na siebie uwagę szatyna.
-Tak?
-Jestem głodna – oznajmiła zażenowana. - Czy macie może krew w torebkach?
Elijah spojrzał na nią lekko zaskoczony.
-Oczywiście, przyniosę ci – powiedział, wstając, jednak Caroline go zatrzymała.
-Sama mogę iść – powiedziała szybko, również się podnosząc..
-Caroline, jesteś naszym gościem, dlatego nie mogę pozwolić, abyś robiła wszystko sama – oznajmił, uśmiechając się do niej.
-Wiem, ale...
-Nie ma żadnego ale, usiądź sobie wygodnie i czekaj, za moment wrócę – powiedział i nim Caroline zdążyła coś powiedzieć już go nie było.
To pewnie jedna z tych sztuczek wampirów, pomyślała i ponownie usiadła. Rozejrzała się po salonie, który bez nakrytego stołu i setek świeczek, wyglądał całkiem zwyczajnie. Pomijając fakt, że był urządzony jak na XVIII wieczną rezydencje przystało.
Z zainteresowanie wzięła do ręki książkę, chociaż lepiej było powiedzieć księgę, którą chwilę temu przeglądał Elijah. Wyglądała na bardzo starą, oprawiona w brązową okładkę z pożółkłymi kartkami. Zaciekawiona otworzyła ją i ze zdziwieniem musiała stwierdzić, że jej strony są zapisane w nieznanym jej języku, prawdopodobnie w łacinie.
-To grimuar mojej matki – oznajmił Elijah, który zjawił się znikąd. - Znane też jako księga zaklęć.
-Elena wspomniała, że wasza matka była czarownicą – oznajmiła, odkładając księgę. Pierwotny tylko przytaknął głową. Podszedł do niej, wręczając torebkę z krwią.
-Dziękuję – szepnęła Caroline, wpatrując się w jej „jedzenie”. Gdy tylko poczuła metaliczną woń ogarnęło ją dziwne pragnienie. Jej gardło zapiekło, a kły się wydłużyły.
-Częstuj się, ja nie będę przeszkadzał – oznajmił Elijah, biorąc książkę i opuścił salon.
Gdy tylko została sama, nie czekając, ani chwili dłużej rozerwała woreczek i opróżniła do ostatniej kropli. Mimo iż nie zrobiła nic złego, to czuła się okropnie. Nie potrafiła uwierzyć, że jej życie tak wyglądało, a tym bardziej, że to zaakceptowała. Będzie musiała ponownie się do tego przyzwyczaić.
Spojrzała na pustą torebkę, po czym szybko ją zgniotła i udała się do kuchni, wyrzucając ją do kosza. Nadal czuła w ustach metaliczny smak krwi. Zrobiła zniesmaczoną minę, po czym nalała wody do szklanki i wypłukała jamę ustną.
-Zwykłą wodą nie pozbędziesz się smaku – oznajmił głos z brytyjskim akcentem, który spowodował dreszcz na ciele blondynki.
-Masz na to lepszy sposób? - spytała, spoglądając na niego kątem oka.
-Kochana, mam tysiąc lat, oczywiście że znam lepszy sposób – powiedział, rozkładając ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jednak nie rozumiem, dlaczego chcesz zaprzeczać swojej prawdziwej naturze.
-Powiedzmy, że moja natura do mnie nie przemawia – mruknęła, odkładając szklankę na bok. - Zdradzisz mi ten sposób? - spytała, odwracając się twarzą do niego, jednak starała się unikać jego spojrzenia.
Z ust hybrydy wydobyło się ciche westchnięcia po czym opuścił kuchnię. Caroline, niepewnie podążyła za nim i jak się okazało, zmierzał do barku w salonie. Nalał do szklanki whiskey i podał wampirzycy.
-Nie za wcześnie na alkohol? - spytała, podnosząc wysoko brwi.
-Alkohol gasi pragnienie i pomaga pozbyć się smaku krwi – mruknął, nie zwracając na nią większej uwagi.
-Rozumiem – odparła, biorąc od niego szklankę. Faktycznie alkohol pomógł, nie czuła już takiego pragnienia i znikł metaliczny posmak.
-Dzięki – mruknęła, uśmiechając się do niego, jednak Klaus nie zwracał na nią uwagi.
Poczuła niemiłe ukłucie w okolicach klatki piersiowej, jednak nie miała zamiaru się tak łatwo poddać.
-Dlaczego wczoraj tak szybko wyszedłeś? - spytała niby od niechcenia, jednak prawdą było, że to pytanie prześladowało ją od wczorajszego wieczoru.
-Musiałem coś załatwić – mruknął, nawet na nią nie spoglądając. Ból w jej klatce piersiowej, zaczynał przeistaczać się w złość.
-Kiedy wczoraj trzymałeś mnie w swoich objęciach, nie spieszyło ci się za bardzo – fuknęła, zakładając ręce na piersi. Miała nadzieję, że Klaus na nią spojrzy, jednak on wydawał się nic z tego nie robić.
-O co ci chodzi? - spytała, nie wytrzymując jego ciągłej obojętności.
-Dziwie się, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać – mruknął cicho. Caroline spojrzała na niego zaskoczona i już miała spytać „Dlaczego?”, jednak on mówił dalej. - Twoja przyjaciółka zapewne zdradziła ci wszystkie moje grzech. Spodziewałem się ciebie już więcej nie zobaczyć – oznajmił i po raz pierwszy tego dnia spojrzał jej prosto w oczy. Caroline dostrzegła w nich smutek, ale i rozczarowanie. Wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła mówić:
-Elena wspomniała, że nie należysz do tych dobrych, ale to nie ma dla mnie znaczenia. Zdążyłam cię poznać od tej drugiej strony, od tej dobrej i jeśli myślisz, że będę się wzorować czyjąś opinią to znasz mnie gorzej, niż ja siebie – powiedziała, śmiejąc się cicho, jednak zaraz spoważniała. - A nawet jeśli bym chciała odejść... puściłbyś mnie? - spytała, spoglądając mu prosto w oczy.
Zapanowała cisza. Wpatrywali się w siebie, tak jak dzień wcześniej, tylko że teraz panowała między nimi większa odległość.
Klaus w końcu postanowił przerwać tą niezręczną cisze i już otworzył usta, aby coś powiedzieć, gdy zadzwonił telefon. Pierwotny spojrzał na wyświetlacz, po czym szybko wyszedł z salonu zostawiając Caroline samą. Dziewczyna stała w otępieniu, które minęło dopiero, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Wyszedł. Tak po prostu. Znowu zostawił ją samą, bez słowa wyjaśnienia.
Zamknęła oczy, starając się powstrzymać łzy, jednak wiedziała, że to na nic. Już po chwili jej policzki były mokre. Wbiegła szybko na górę i gdy tylko znalazła się w swoim pokoju, rzuciła się na łóżko.
Początkowo cichy szloch, przerodził się w głośne łkanie.
Była głupia myśląc, że Pierwotny coś do niej czuje, przynajmniej to sobie wmawiała.
To, że był dla ciebie miły, nie znaczy, że cię lubi, pomyślała, łkając.
Jej użalanie się nad sobą, przerwał dźwięk przychodzącego SMS'a. Wzięła do ręki telefon, który leżał obok poduszki i otworzyła wiadomość od Eleny.
Co ty na to, żeby wybrać się na zakupy?
Caroline wytarła łzy wierzchem dłoni. Nie miała za specjalnie ochoty iść gdziekolwiek, jednak wiedziała, że nie wytrzyma, ani chwili dłużej w tym domu, dlatego też nie zwlekając, ani chwili dłużej odpisała:
Chętnie! Spotkajmy się za pół godziny pod hotelem Pelham.
Ledwo co wysłała wiadomość, już otrzymała odpowiedź:
Będę czekać!
Blondynka uśmiechnęła się lekko i udała do łazienki, żeby się ogarnąć. Musiała przyznać, że wyglądała okropnie. Na policzkach miała czarne smugi po tuszu do rzęs, a oczy były opuchnięte. Szybko zmyła resztki makijażu i wykonała go na nowo.
Po 15 minutach, była już gotowa. Zeszła na dół, jednak nikogo nie zastała. Przez moment w jej głowie zawitała myśl, żeby zostawić jakąś wiadomość, jednak szybko się rozmyśliła. Nie miała zamiaru się nikomu tłumaczyć, a już zwłaszcza Klausowi.
Szybko opuściła posiadłość i udała się do Francuskiej Dzielnicy.

***

-Może wejdziemy na kawę? - spytała Elena, wskazując na kawiarenkę i uśmiechając się przy tym zachęcająco.
-Czy MY w ogóle pijemy kawę? - odpowiedziała pytaniem Caroline, na co szatynka się zaśmiała.
-To, że jesteśmy wampirami nie oznacza, że nie możemy prowadzić normalnego życia.
-Ty wiesz lepiej – mruknęła Caroline i obie weszły do kawiarni.
W środku było pusto. Najwidoczniej kafejka nie należała do popularnych, chociaż wyglądała całkiem przytulnie.
Zamówiły po kawie i zajęły stolik.
-No więc – zaczęła Elena, kiedy otrzymały zamówienie. - Dowiem się dlaczego jesteś taka przygnębiona?
Blondynka spojrzała na nią zaskoczona. Nie miała pojęcia, że aż tak bardzo to widać mimo iż starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciała o tym rozmawiać, zwłaszcza, że wiedział iż Elena nie przepada za Klausem, ale teraz już nie wymiga się od tego, chociaż...
-Niby już wiem o sobie więcej, ale jednak ta osoba, o której mi wczoraj opowiadałaś jest mi obca – wyznała, co po części było też prawdą.
-Spodziewałam się takiej odpowiedzi – oznajmiła szatynka, popijając kawę.
-Ach tak? - zdziwiła się Caroline.
-Nie do końca takiej, ale wiedziałam, że chodzi o twoją amnezję – powiedziała, uśmiechając się. - Dlatego mam dla ciebie propozycję.
-Jaką? - spytała zainteresowana blondynka.
-Wróć ze mną do Mystic Falls – powiedziała, patrząc jej prosto w oczy, a Caroline zrobiła zaskoczoną minę. Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak Elena jej przerwała.
-Wiem, że to może niespodziewane, ale Mystic Falls to twój dom. Tam masz rodzinę, przyjaciół. Jeśli wrócisz, zobaczysz miejsca, w których dorastałaś istnieje możliwość, że twoja pamięć powróci.
Blondynka wpatrywała się w nią zdziwiona. Wiedziała, że szatynka ma rację, jednak nie była pewna czy naprawdę chce wrócić.
-Planowałam wyjeżdżać już jutro – mówiła dalej. - Nawet jakbym chciała, nie mogę zostać tu na długo. Cieszyłabym się bardzo, gdybyś pojechała ze mną. Co ty na to?

***

Po spotkaniu z Genevieve, Klaus szybko udał się z powrotem do domu. Dowiedział się od czarownicy, że istnieje zaklęcie, które mogłoby pomóc Caroline, jednak do tego będzie mu potrzebny grimuar Esther. Nie był do końca przekonany czy może wierzyć wiedźmie, jednak nic innego mu nie pozostało.
Wparował do rezydencji i już wiedział, że coś jest nie tak. W wampirzym tempie wbiegł do pokoju Caroline, jednak nikogo w nim nie znalazł. Szybko wyciągnął komórkę i wybrał numer wampirzycy, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Zdenerwowany zacisnął dłoń na telefonie, jednak opamiętał się nim go roztrzaskał. Zamiast tego, wyładował swoją złość waląc pięścią w ścianę i przy okazji robiąc w niej dziurę.
Dlaczego wyszła nic mu o tym nie mówiąc?
Spróbował ponownie do niej zadzwonić, jednak znów odezwała się poczta głosowa.
Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić i wtedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi.
W wampirzym tempie zbiegł na dół, gdzie zastał wampirzycę.
-Gdzie ty byłaś?! - spytał, podnosząc przy tym ton głosu.
-Z Eleną – mruknęła, starając się brzmieć obojętnie.
-Dlaczego nie odbierałaś? - dopytywał, już trochę spokojniej.
-Telefon mi się rozładował. - Minęła go, chcąc udać się na górę jednak Pierwotny ją zatrzymał, łapiąc za łokieć.
-Następnym razem poinformuj mnie gdzie się wybierasz – powiedział, bardziej zaciskając rękę na jej łokciu.
-Dlaczego myślisz, że będę ci się tłumaczyć? - fuknęła, wyrywając się z jego uścisku. - Ty nie raczyłeś mi powiedzieć, gdzie poszedłeś dziś rano. Poza tym... - zatrzymała się w połowie zdania, zaciskając usta w cienką kreskę.
Klaus spojrzał na nią wyczekująco, jednak nic nie wskazywało na to, że Caroline nie ma zamiar dokończyć swoją wypowiedź.
-Coś nie tak? - spytał, lekko zaniepokojony. Wiedział, że nie chodzi tu tylko o ich kłótnię. Coś musiało się stać.
-Caroline – powiedział srogim tonem, tak jak się to mówi do dziecka, które nie chce się przyznać do winy.
Dziewczyna westchnęła głośno.
-Elena prosiła mnie, żebym wróciła z nią do Mystic Falls – oznajmiła na jednym tchu.
Na twarzy Pierwotnego zagościło zdziwienie, pomieszane ze smutkiem.
-Rozumiem – mruknął, unikając jej wzroku. - Zatem nie będę ci przeszkadzać. Pewnie musisz się jeszcze spakować...
-Nie powiedziałam, że pojadę – przerwała mu wampirzyca. - Elena twierdzi, że to pomoże mi odzyskać pamięć, ale szczerze to sama nie wiem co o tym sądzić...
-Powinnaś jechać. - Tym razem to Klaus przerwał jej.
-Co? - Dziewczyna była zaskoczona. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, wręcz miała nadzieję, że Pierwotny powie jej, że ma zostać.
-Pamiętasz pytanie, które zadałaś mi dziś rano? - spytał odbiegając od tematu. Caroline spojrzała na niego zdezorientowana. - Spytałaś mnie, czy bym cię puścił, gdybyś chciała odejść.
-Tak, ale...
-Odpowiedź brzmi, tak. Pozwalam ci odejść. - Wpatrywał się jej prosto w oczy, dlatego też Caroline odniosła wrażenie, że mówi prawdę. Nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej powróciło.
-To nie ty o tym zdecydujesz – warknęła, starając się powstrzymać napływające łzy.
-Chcę, żebyś wyjechała – powiedział chłodno, a Caroline czuła jak jej serce rozpada się na kawałki. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, zniknął, zostawiając ją pogrążoną w smutku.

 



~~~~~

Cześć, czołem, przybywam do was z kolejnym rozdziałem, który niestety nie wyszedł mi tak jak sobie zaplanowałam, no ale nie jest też najgorzej, chociaż ocenianie zostawiam wam ;)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy i tego typu, ale ostatnio jestem trochę nieogarnięta :P
Kolejny rozdział pojawi się za jakiś tydzień, albo i wcześniej, zależy jak tam z moją weną będzie :D
To by było na tyle.
Do następnego! ♥