piątek, 9 maja 2014

Rozdział 4

Caroline nigdy nie myślała o śmierci, aż do momentu gdy była już bliska końca. Jednak zawsze pojawiała się iskierka nadziei. I zawsze był nią Klaus.
On. Istota bez serca, bez duszy. Największy potwór jaki ten świat widział. I to właśnie ona była osobą, na której mu zależało.
Nie potrafiła tego pojąć. Jego uczucia, od zawsze były dla niej nieodgadniętą zagadką.
Raz był czarujący, jednak chwilę potem opanowywała go złość i gniew, przez co stawała się przerażający.
Jednak ją to nie przerażało. Nie bała się go. Ją samą to zadziwiało, jednak obdarzyła hybrydę szczerym uczuciem. Nie do końca wiedziała czy była to miłość, ale zależało jej na niemu.
Uświadomienie sobie tego zabrało jej mnóstwo czasu, chociaż w głębi duszy znała prawdę. Wyznała mu to, jednak nigdy nie użyła słów. Po prostu rzuciła się na niego, całując go... a reszty można się domyśleć.
Mimo iż wmawiała sobie, że był to największy błąd jaki popełniła, to w głębi duszy cieszyła się, że do tego doszło. Jednak nie mogła tego powiedzieć nikomu, nawet Elenie. Wiedziała, że gdyby się o tym dowiedziała... pogardziłaby nią. Tak jak gardzi Klausem.
Jednak poprosiła go, aby przyjechał. Życie przyjaciółki było dla niej ważniejsze.

***

Gdy Caroline obudziła się następnego dnia, czuła się dziwnie lekka. Jak nowo narodzona. Nic dziwnego, w końcu była o krok od śmierci, a Klaus ponownie ją uratował.
Rozciągnęła się z uśmiechem na twarzy, zadowolona, że nie czuje żadnego bólu.
Na krawędzi łóżka siedziała Elena, która najwidoczniej była szczęśliwa, że jej przyjaciółka ma się dobrze.
-Jak się masz? - spytała, dosiadając się bliżej.
-Dobrze. Nawet bardzo dobrze. – odpowiedziała blondynka uśmiechając się szeroko. - Chociaż powinnam być zła bo zlekceważyłaś moją prośbę – dodała po chwili oskarżycielskim tonem.
-Caroline! - oburzyła się szatynka, jednak zaraz obie wybuchnęły śmiechem.
-Dziękuje. - Caroline przytuliła do siebie brązowooką.
-Ty zrobiłabyś dla mnie to samo – oświadczyła szatynka, jak najbardziej pewna swoich słów. - Tylko dla mnie, Klaus, by pewnie nie przyjechał – dodała uśmiechając się znacząco.
-Hej! - Caroline uderzyła przyjaciółkę poduszką, którą akurat miała pod ręką co wywołało u nich kolejny wybuch śmiechu.
-A propo Klausa – zaczęła blondynka, kiedy już się uspokoiły. - Gdzie on jest? Chciałabym mu osobiście podziękować.
Elena przybrała poważny wyraz twarzy.
-Caroline – zaczęła powoli dziewczyna.
-Dziwie się, że nie został, aż się obudziłam. Lub że nie zostawił jakieś wiadomości, albo coś. Zawsze tak robi – powiedziała niebieskooka z uśmiechem.
-Klaus wyjechał – oznajmiła szybko szatynka.
Uśmiech spełzł z twarzy Caroline tak szybko jak się pojawił.
-Jak to wyjechał? - spytała cicho. - Bez pożegnania? Tak po prostu?
-Care, wiem że... - zaczęła Elena, jednak blondynka jej przerwała.
-To nic takiego. Nie żeby mi zależało, po prost myślałam, że chociaż zostanie na chwilę i...
-Nie ukrywaj swoich uczuć Caroline. Wiem, że nie jest ci obojętny – powiedziała Elena, jak najbardziej szczerze.
Blondynka spojrzała na nią zaskoczona.
-I nie przeszkadza ci to?
-Jesteś moją przyjaciółką Caroline. Najważniejsze dla mnie jest twoje szczęście. Nawet jeśli ma nim być Klaus. - Elena pogłaskała blondynkę po ramieniu.
Caroline posłała jej słaby uśmiech.
-To bez znaczenia. On wyjechał i pewnie już nie wróci.
-To ty pojedź do niego.
-Co? - Niebieskooka była nadzwyczaj zaskoczona. Myślała, że szatynka sobie żartuje, jednak nic w niej na to nie wskazywało.
-Żartujesz sobie prawda? - spytała niepewnie.
-Nie, skądże – odpowiedziała z uśmiechem.
-Ale, nie mogę przecież pojechać do Nowego Orleanu i... być z Klausem. To niedorzeczne.
-Dlaczego nie? Podoba ci się prawda?
-Nie. Tak – westchnęła głośno. - Sama nie wiem. Nie mam pojęcia co czuję.
-Jesteś zdezorientowana, to normalne. Potrzebujesz czasu, żeby przekonać się do swoich uczuć, a dowiesz się tylko wtedy jeśli przy nim będziesz.
Caroline spojrzała na nią. Widziała w oczach sztynki, że mówi prawdę, jednak nie mogła tego pojąć. 
-Elena, to co mówisz jest...
-Prawdą – przerwała jej brązowooka. - I dobrze o tym wiesz. Nie mówię ci, że musisz tam jechać. To twój wybór, ale wiedz że nie ważne jak zdecydujesz, ja, nie będę cię zatrzymywać. Rób to co podpowiada ci serce.
Blondynka uśmiechnęła się i przytuliła do siebie szatynkę.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie – wyszeptała w jej włosy.
-Wiem – odpowiedziała jej ze śmiechem Elena.

***

Klaus chodził z miejsca na miejsce, z pogiętą kartką w ręce.
Zrozumiał, że jej treść oznajmiała iż to co wyrządzono Caroline to tylko początek. Nie wiedział czy dobrze postąpił zostawiając ją w Mystic Falls, jednak na pewno była tam bezpieczniejsza niż tu.
Najgorsze w tej całej sytuacji było to, że nie miał pojęcia kto groził jego blond anielicy.
Każdy w tym mieście miałby powód, aby jemu zaszkodzić. Ale nie każdy wiedział, że Caroline jest dla niego ważna. To powinno zwężyć krąg podejrzanych.
Jego rozmyślania przerwał stukot obcasów.
Hybryda wiedział do kogo należą. Jednak w tym momencie nie chciał widzieć czerwonowłosej czarownicy. Nie chciał widzieć nikogo.
Wiedział jednak, że nie może ponownie odizolować się od świata, dlatego też z udawanym uśmiechem odwrócił się w stronę towarzyszki.
-Kochanie, co cię do mnie sprowadza? - spytał, uśmiechając się szerzej, wręcz nienaturalnie.
-Byłam tutaj, ale cię nie zastałam. Gdzie byłeś? - spytała unosząc przy tym wysoko brwi.
Pierwotny odpowiedział jej śmiechem.
-Nie widzę potrzeby, abym musiał ci się tłumaczyć – odpowiedział obojętnie.
-Rozumiem – Czerwonowłosa zacisnęła wargi w cienką kreskę.
Klaus podszedł do kobiety, dotykając jej policzka wierzchem dłoni.
-Nie bądź zła kochanie. Byłoby nudno gdybym nie miał żadnych tajemnic. Znudziłabyś się mną – oznajmił. Na twarzy czarownicy zagościł delikatny uśmiech.
Zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając swoją twarz do jego.
-Cieszę się, że już wróciłeś – wyszeptała. - Tęskniłam – dodała wpijając się w jego usta.
Pierwotny lekko zirytowany odwzajemnił pocałunek, jednak odsunął się, gdy przed jego oczami stanął mu obraz blond włosej wampirzycy.
-Co jest? - spytała czarownica, najwyraźniej oburzona.
-Nie jestem w nastroju – burknął odsuwając ją od siebie.
-Ja za to jestem. Dzisiejsza narada była katastrofą. Powinieneś zobaczyć minę swojego brata, gdy Hayley weszła do sali – opowiedziała z uśmiechem.
Jednak hybryda był myślami gdzieś indziej.
-Więc wilki chcą mieć także miejsce w radzie – szepnął Klaus, bardziej do siebie niż do niej.
Uśmiech znikł z twarzy czarownicy. Lekko podirytowana obeszła hybrydę, podchodząc do płótna, na którym widniał obraz.
-Myślisz, że to naprawdę zadziała, że w końcu będziemy mieć pokój w mieście? - spytała, lecz nie otrzymała odpowiedzi, gdyż hybryda skoncentrował się na osobie, która stała poza zasięgiem jej wzroku.
-Elijah – zaczął Klaus, podnosząc kąciki ust.
-Możemy porozmawiać? - spytał pierwotny. - Na osobności – dodał, zerkając na czarownicę.
-Rozumiem. Nikt mnie tu nie chce – oznajmiła, podchodząc do wyjścia, ale zanim wyszła, posłała hybrydzie groźne spojrzenie, jednak ten, niezrażony, odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
-Słyszałem, że mieliście naradę – oznajmił Klaus, najwidoczniej rozbawiony.
-Na której cię nie było – Elijah posłał bratu karcące spojrzenie.
Klaus wzruszył tylko ramionami.
-Bracie, mam dość twojej ciągłej obojętności – oznajmił pierwotny, z troską zerkając na Klausa.
-Cóż, ciężko jest próbować zjednoczyć społeczność, której historia jest pełna wzajemnej nienawiści.
-Oszczędź mi banałów, Niklaus.
-Jeśli chcesz pokoju, musisz zacząć z wilkołakami. 100 lat temu, mieli głos w rządzeniu miastem. Później przez cały czas musieli oglądać, jak ich wrogowie burzą to dziedzictwo.
-Kolejny powód, dla którego ich wrogowie niechętnie przyprowadzą ich do stołu - oznajmił Elijah, jakby było to coś oczywistego.
-Jeśli stół ma jakąś przeszkodę, pozbywa się jej – odparł hybryda, uśmiechając się szeroko. - Przypominasz sobie desperację gubernatora w 1720. Chciał naszego poparcia przy budowie pierwszych wałów przeciwpowodziowych. Siedzieliśmy z nim i odrzucaliśmy jego propozycję, więc częstował nas winem z kobietą w gorsecie i obrzydliwym lizustwem dopóki nie dostał swojego tak – opowiadał nalewając burbon do szklanek.
-Sugerujesz, że mamy wydać przyjęcie? - spytał Elijah, odbierając od niego szkło.
-Najlepsze jakie to miasto kiedykolwiek widziało – oznajmił Klaus, uśmiechając się szeroko


~~~~~

No i w końcu po długiej przerwie dodaję kolejny rozdział. Przepraszam, że aż tyle z tym zwlekałam, jednak ten tydzień był dla mnie naprawdę wyczerpujący. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe :) 
Co do rozdziału. Może zauważyliście, że nawiązałam trochę do 17 odcinka The Originals i a propo serialu, co sądzicie o przedostatnim odcinku? 
Mnie, zarówno TO jak i TVD, zaskoczyło i to naprawdę. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, a już zwłaszcza, że Stefan zginie, jednak trzymam się nadziei, że go przywrócą.  

Do następnego!