sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 17



Poranne słońce przedzierało się przez ciemne chmury, z których zaledwie kilka godzin temu spływał obfity deszcz. Caroline siedziała w niewielkim fotelu przy oknie i podziwiała, na tyle ile wampir pozbawiony uczuć może podziwiać, ten widok. Była głodna, podirytowana i nie mogła nic z tym zrobić bo ta przeklęta wiedźma trzymała ją na „sznurku”, jakby była jej cholernym pieskiem.
Jak na zawołanie, Mary podniosła się do pozycji siedzącej, ziewając głośno.
- W końcu – jęknęła wampirzyca, podnosząc się z fotela.
- Która godzina? - spytała szatynka, rozglądając się po pokoju, zapewne w poszukiwaniu zegara.
- Ważniejsze jest to, że od 7 godzin nie piłam krwi więc jeśli nie masz zamiaru zostać moim pożywieniem...
- Już, już – przerwała jej czarownica, podchodząc do lodówki. Po chwili wyciągnęła z niej butelkę wypełnioną po brzegi czerwoną cieczą i rzuciła ją wampirzycy. Caroline w mgnieniu oka ją opróżniła.
- Chcę więcej – oznajmiła, wyrzucając pustą butelkę za siebie.
- Więcej nie mam – mruknęła czarownica, siadając na łóżku z książką w rękach.
- Więc mnie wypuść. Inaczej rzucę się na ciebie – warknęła blondynka, a pod jej oczami pojawiły się ciemne żyłki
- Obie wiemy, że tego nie zrobisz – mruknęła ciemnooka, wertując leniwie książkę – w przeciwnym razie przyprawię cię o wyjątkowy ból głowy – dodała, posyłając Caroline wymuszony uśmiech.
Wampirzyca zacisnęła zęby, siadając z powrotem na fotel, jednak nie miała zamiaru spuścić czarownicy z oka. Śledziła ją wzrokiem, kiedy ta przemieszczała się po niewielkim pokoiku, który równocześnie pełnił funkcję sypialni, salonu i kuchni. Po kilku minutach stanęła w miejscu spoglądając ponuro na Caroline.
- Mogłabyś przestać się tak gapić, to przerażające - mruknęła, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś moją jedyną rozrywką. Co innego mogę robić? - odpowiedziała jej znudzonym tonem.
Z ust czarownicy wydobyło się głośne westchnięcie, po czym wymamrotała coś niezrozumiałego pod nosem.
- Za dwie godziny chcę cię widzieć w pobliżu cmentarza - oznajmiła, a Caroline poczuła dziwne uczucie lekkości. Była wolna, co niemal od razu wykorzystała, ponieważ już po sekundzie jej nie było.

***

Elena siedziała niespokojnie w salonie w rezydencji Pierwotnych, wyczekując przyjazdu przyjaciół.  Była niezmiernie wdzięczna Elijahy, za to że pozwolił jej tu przenocować, chociaż czuła się wyjątkowo niezręcznie, wiedząc że w pokoju obok znajduje się Klaus. Przypominało jej to sytuację, kiedy ciążyła na niej klątwa łowcy i dla swojego „bezpieczeństwa” musiała przebywać w zamknięciu w domu Pierwotnego.
Ciarki przeszły ją na samą myśl o tej sytuacji.
-  Dzień dobry – przywitał się Elijah, wchodząc do pomieszczenia.
-  Hej – rzuciła szatynka. – Dowiedziałeś się czegoś od Klausa? – spytała, przypominając sobie jak hybryda wparował, wściekły do domu mamrocząc coś o „gorzkim pożałowaniu”, jednak od razu zamknął się w pokoju, nie dając żadnego znaku życia.
- Tak  - zaczął siadając naprzeciwko niej. – Czarownica, która miała nam pomóc odnaleźć Caroline, nie żyje. 
Elena otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale przecież, znajdziemy kogoś innego nie? – spytała, spoglądając z nadzieją na Pierwotnego.  
- Widzisz sytuacja między nami, a czarownicami jest dość napięta i będzie trudno znaleźć kogoś w zastępstwie.
- Rozumiem – odparła cicho szatynka, starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo jest rozczarowana.
- Znajdziemy Caroline – oznajmił Pierwotny, dotykając jej dłoni, jednak cofnął ją kiedy zdał sobie sprawę z tego co robi.  
- Przepraszam – mruknął, odwracając wzrok.
- Nie szko… - Nie skończyła, gdyż w tej chwili zadzwonił jej telefon. Szatynka spojrzała na wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęła.
- To Bonnie – oznajmiła. – Pewnie są już na miejscu.
- Powinnaś odebrać – sugeruje, uśmiechając się uprzejmie.
- Tak – przytaknęła dziewczyna, podnosząc się z sofy.  
Wyszła z pokoju i ze zdziwieniem stwierdziła, że jej serca przyspieszyło bicia, co jest teoretycznie nie możliwe bo jest martwa. Najwidoczniej to tylko przyzwyczajenie ze starego, ludzkiego życia.  

***

Caroline rozkoszowała się lepką, ciepłą cieczą, która spływa do jej gardła. Dlaczego przez ten cały czas ograniczała swoją naturę i piła tylko krew z torebek. Tyle przez to straciła.  
Wytarła upaprane krwią usta, po czym rzuciła martwego chłopaka w kąt. Dopiero teraz mogła mu się tak naprawdę przyjrzeć, chociaż w rzeczywistości było jej to całkiem obojętnie.  Wyglądał na mniej więcej 20 lat, ciemne włosy i oliwkowa cera. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniał jej się Tyler, ale szybko zdusiła to wspomnienie. Nie ma czasu na jakiekolwiek sentymenty.  Poza tym, ten chłopak złamał jej serce. Wybrał zemstę na Klausie, zamiast ich wspólną przyszłość. I co mu to dało? Nic! Gdyby nie fakt, że ona sama nigdy nie wybaczyłaby hybrydzie jeśli zabiłby jej byłego to zapewne Tyler byłby teraz martwy. Jak teraz tak o tym myśli, to w sumie Klaus mógłby już dawno temu pozbawić go serca.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kolejnej ofiary, gdy w jednej chwili poczuła jak coś ją ciągnie. Jej nogi zaczęły same iść w nieznanym jej kierunku.
- Przeklęta wiedźma – mruknęła cicho, podejrzewając że to wszystko jest sprawą Mary.
Założyła ręce na piersiach i pozwoliła, aby jej nogi ją prowadziły.
Po kilku minutach dotarła na cmentarz, gdzie czekała już na nią czarownica.
- No w końcu – powiedziała, na widok wampirzycy. Wyglądała na dość podirytowaną.
- Też się cieszę, że cię widzę – mruknęła blondynka i kiedy w końcu odzyskała kontrolę nad swoim ciałem, zaczęła zmierzać w jej kierunku.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie może przejść przez bramę.
- Co jest? – mruknęła, waląc pięścią w niewidzialną barierę.
- Naprawdę myślisz, że wampiry mogą sobie tak po prostu spacerować po cmentarzu. To święta ziemia, dlatego też nie wejdziesz tu bez zaproszenia.
- Więc mnie zaproś – warknęła zirytowana wampirzyca.
- Niestety nie należę do tutejszego sabatu więc to niemożliwe, a żadna z czarownic nie chce mieć kolejnego wampira na karku – oznajmiła, drapiąc się nerwowo po kark. – Zwłaszcza wampira bez uczuć – dodała, na co Caroline odpowiedziała jej prychnięciem.
- Więc po co mnie wezwałaś? – spytała do reszty zirytowana.
- Musisz coś dla mnie zrobić – oznajmiła Mary, wyjątkowo poważnym tonem. Coś w jej spojrzeniu podpowiadało Caroline, że powinna mieć się na baczności.

***

Elena zerwała się na równe nogi i w wampirzym tempie wybiegła na zewnątrz, kiedy jej wyostrzony słuch wyłapał dźwięk samochodu.
- Bonnie! – zawołała, zamykając przyjaciółkę w szczelnym uścisku. Te kilka dni rozłąki zrobiło swoje.
- Czy coś już wiadomo o Caroline? – spytała mulatka, równocześnie tuląc do siebie przyjaciółkę.
- Nic, o czym ci już wcześniej nie mówiłam – odpowiedziała, ze smutkiem w głosie.
Bonnie odsunęła wampirzycę na odległość ramion.
- Znajdziemy ją – oznajmiła, uśmiechając się pocieszająco.
- Wiem – przytaknęła szatynka, bez jakiegokolwiek entuzjazmu.
- Hej. – Elena odwróciła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Stefan, hej – przywitała się, przytulając blondyna. Była niezmiernie wdzięczna, że tu jest. Wcześniej już zdążyli sobie wszystko wyjaśnić i była szczęśliwa, że postanowili zostać przyjaciółmi.
- A ze mną to się nie przywitasz? – Usłyszała, tak dobrze znany jej głos. Odwróciła się w kierunku skąd dobiegał i jej wzrok napotkał błękitne oczy starszego brata Salvatore.
Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo za nim tęskniła. Mimo iż sprawy między nimi nie układały się najlepiej to teraz nie marzyła o niczym innym jak po prostu go przytulić i już nigdy nie puścić.
W oka mgnieniu rzuciła mu się w ramiona wtapiając swoje usta w jego.
- Ja też tęskniłem – wyszeptał brunet w jej usta, na co ona roześmiała się cicho.
- Cóż to za wzruszająca scena – dobiegł ich zirytowany głos Pierwotnego.  Klaus stał przy drzwiach wejściowych, opierając się o framugę.
Zapadła cisza. Wszyscy z grobową miną wpatrywali się w hybrydę.
- Nie macie niczego do powiedzenia? – spytał, najwidoczniej rozbawiony tą sytuacją.
- Niklaus, daruj sobie – powiedział Elijah, kładąc dłoń na ramieniu brata.
- Chyba nie oczekujesz, że pozwolę tej bandzie dzieciaków tutaj zostać – prychnął.
- Oni tak samo jak my chcą odnaleźć Caroline, wspólnymi siłami zdziałamy więcej.
- I tak nie zamierzamy zostać – oznajmiła szybko Elena, widząc że szykuje się kłótnia.
- Ach nie? – spytał Damon, spoglądając z udawanym zaskoczeniem na szatynkę.
- Elena ma rację powinniśmy od razu wziąć się za szukanie Caroline – oznajmił Stefan.
- Dokładnie – zawtórowała mu Bonnie.
- To nie będzie konieczne – oznajmił głos gdzieś za nimi.
Wszyscy jak jeden brat odwrócili się za siebie, a ich oczom ukazała się postać „zaginionej” wampirzycy. Jednakże jej widok nie był, aż tak wielkim zaskoczeniem, jak jej przestraszona mina i łzy w oczach. Czy to możliwe, że odzyskali swoją Caroline? 

~~~~~

Wiem, że obiecałam rozdział troszkę wcześniej, ale nie miałam weny, a nawet myślałam o zawieszeniu bloga. Ale zauważyłam, że licznik wyświetleń ciągle wzrasta, więc nie mogłam tego tak zostawić. Postaram się dokończyć tę historię, a jak na razie to wszystko na dziś :-) 
Zbliża się koniec roku, więc w związku z tym chcę wam wszystkim życzyć Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku 2015, oby był lepszy niż poprzedni ;-) 
Do następnego! ♥