sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 18


Wszyscy wpatrywali się jak oniemieli w wampirzycę, która sprawiała wrażenie zdezorientowanej.
- Caroline, to ty? – spytała Elena, modląc się w duchu, aby odpowiedź brzmiała twierdząco.
Blondynka uśmiechnęła się nieśmiało i przytaknęła głową.
- Tak – powiedziała, a Elena jak i Bonnie, równocześnie rzuciły się na przyjaciółkę.
- Jak ci się udało uciec od tej czarownicy?  - spytała Bonnie.
- Jak odzyskałaś uczucia? – Elena zadała pytanie w tym samym momencie.
- Opowiem wam wszystko, ale nie teraz – oznajmiła niebieskooka, spoglądając na każdego z przyjaciół z osobna, aż jej wzrok napotkał spojrzenie Klausa. Kiedy tylko zauważył, że mu się przygląda, odwrócił wzrok i wszedł do rezydencji.
- Dlaczego nie możesz powiedzieć teraz? – spytała Elena, zdezorientowana zachowaniem blondynki.
- Muszę pogadać z Klausem – oznajmiła i nie czekając na reakcję przyjaciół, pobiegła za Pierwotnym.
Wpadła do rezydencji i udała się do pokoju, który, miała nadzieję, że należy do Klausa.
Pokój faktycznie należał do hybrydy, jednak była to jego pracownia, nie sypialnia. Po kątach walały się najróżniejsze obrazy, na niektórych z nich dostrzegła samą siebie.
Klaus stał przy oknie, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
- Co tu robisz? – spytał, nie odwracając się.
- Chciałam porozmawiać – oznajmiła, podchodząc do niego.
- Nie – warknął, a Caroline stanęła w pół kroku. Wpatrywała się w jego plecy, nie wiedząc co zrobić. Pierwotny odwrócił się, a ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Czego ona chce? – spytał chłodno i Caroline w końcu zrozumiała aluzję.
Zdezorientowanie na jej twarzy zostało zastąpione przez złowrogi uśmieszek.
- Jak się domyśliłeś? – spytała, składając ręce na piersiach.
- Mam ponad tysiąc lat, wiem kiedy ktoś przede mną gra – oznajmił, a po jego twarzy błąkał się cień uśmiechu.
- No tak, ty i te twoje tysiącletnie doświadczenie – mruknęła blondynka, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby wszystkie te obrazy były potwierdzeniem jej słów.
- A więc – Klaus zaczął zmierzać w jej kierunki, aż stanął zaledwie kilka centymetrów przed nią – Czego chcesz?
Caroline wpatrywała się przez dłuższą chwilę w jego oczy.  Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że ogarnął ją niepokój co było trochę dziwne zważywszy na to, że nie ma uczuć.
- Naszyjnik – oznajmiła cicho.
Pierwotny zmarszczył brwi.
- Jaki naszyjnik? 
- Ten, który dostała od twojego brata - powiedziała, a po chwili dodała: - I należał kiedyś do twojej matki. 
Mina Pierwotnego spoważniała, najwidoczniej zdał sobie sprawę o co chodzi.
- Dlaczego myślisz, że ci go oddam? - spytał podchodząc bliżej.
- Wcale tak nie myślę, ale nie mam wyboru – oznajmiła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Jeśli wrócę bez naszyjnika ona mnie zabije – powiedziała, wzruszając ramionami.  Jak się można było spodziewać sam fakt, że ma zginąć nie robił na niej jakiegokolwiek wrażenia.
- Więc nie wrócisz – oznajmił Pierwotny, a na twarzy blondynki przez ułamek sekundy wymalowało się zdziwienie. Jednak kiedy w końcu zorientowała się o co chodzi, Klaus sprawnym ruchem skręcił jej kark, a jej ciało osunęło się bezwładnie na posadzkę.
Leżąc tak, pogrążona w „śnie”, wyglądała całkiem niewinnie. Nikt by nie pomyślał, że jest to krwiożerczy wampir pozbawiony uczuć.
Klaus schylił się i odgarnął kilka blond kosmyków, które podczas upadku opadły na jej twarz. Przez jego twarz przebiegł uśmiech, który znikł gdy jego wyostrzony słuch wyłapał zbliżające się kroki.
Do pokoju wparowała Elena, a za nią cała reszta.
- Co tu się stało? – spytała szatynka, wpatrując się ze zdziwieniem w nieruchome ciało przyjaciółki.
- Co jej zrobiłeś? – Tym razem pytanie padło z ust czarownicy.
- Skręciłem kark – odparł spokojnie Pierwotny.
- Dlaczego? – spytały równocześnie z wyrzutem w głosie.
- Byłyście tak zaślepione i nawet nie zauważyłyście, że ona tylko udaje – oznajmił i w jednej chwili podniósł nieprzytomną wampirzycę na ręce.
- Udaje? To znaczy, że nie odzyskała uczuć? – spytała Elena, a jej mina sprawiała wrażenie rozczarowanej.
Klaus nie odpowiedział na jej pytanie, ani na żadne inne. Wyszedł z pomieszczenia i zaniósł wampirzycę do pokoju, który jeszcze kilka dni temu należał do niej.
Ułożył ją na łóżku, a on sam usiadł na jego brzegu. Z dołu dochodziły odgłosy rozmowy. Elijah próbował przekonać przybyszy z Mystic Falls, że wszystkim się zajmą, ale jak się można było spodziewać po sobowtórze i wiedźmie Bennet, nie do końca je to przekonało. Po kilku minutach w końcu usłyszał upragniony dźwięk zamykających się frontowych drzwi.
Spojrzał na wampirzycę. Pewnie będzie jeszcze nieprzytomna przez godzinę albo i dwie zatem może spokojnie zostawić ją na chwilę samą.
Zszedł do salonu, gdzie zastał Elijahę, który nalewał szkockiej do szklanek.
- Opanowanie bandy dzieciaków to nie lada wyzwanie, prawda? – rzucił blondyn z kpiącym uśmiechem na twarzy.
Elijah odpowiedział mu cichym westchnieniem i podał mu wypełnioną do połowy szklankę.
- Co zamierzasz z nią zrobić? – spytał, a uśmiech z twarzy Klausa znikł tak szybko jak się pojawił.
- Nie mam pojęcia – mruknął i oboje równocześnie podnieśli szkło do ust.

***

Księżyc górował nad cmentarzem.  Wkrótce miała nastąpić pełnia i można by powiedzieć, że wiedźmy były podekscytowane.
Przy wejściu do krypty stała brązowowłosa kobieta, wpatrująca się w niebo. Po jej twarzy płynęły pojedyncze łzy, które szybko otarła gdy do jej uszu dobiegł odgłos kroków.
- Jeszcze nie wróciła? – spytał kobieta, która stanęła obok czarownicy.
- Nie i nie wróci dzisiaj – odpowiedziała Mary. Jej towarzyszka spojrzała na nią spod podniesionych brwi.
- Nie niepokoi cię to? – spytała, na co Mary pokręciła przecząco głową. Kobieta, westchnęła cicho.
- Byłabym spokojniejsza, gdybyś mi wyjaśniła co takiego zamierzasz robić – oznajmiła, patrząc w przestrzeń.
- Dowiesz się w swoim czasie – odburknęła, a kiedy zobaczyła naburmuszoną minę towarzyszki dodała:
- Vive, czy kiedykolwiek sprawiałam ci kłopoty? – spytał, specjalnie używając zdrobnienia.
- To nie tobą się przejmuję, ale tą wampirzycą – odpowiedziała Vivianne, wchodząc z powrotem do krypty.
- Może i ma wyłączone uczucia, ale dzięki temu mam ją pod kontrolą – odpowiedziała brązowooka, idąc za nią.
- A co jeśli je włączy? – spytała, na co Mary stanęła w pół kroku. – Zaklęcie łączące zostanie złamane jeśli jej człowieczeństwo powróci prawda? – kontynuowała.
- Ale tak się nie stanie – warknęła czarownica, zirytowana zachowaniem kobiety.
- Jesteś pewna? – Jej głos był opanowany, jednak Mary i tak wiedziała, że jeśli coś pójdzie nie tak, cała wina spadnie na nią.
- Całkowicie – odpowiedziała po chwili szatynka, jednak ją samą te słowa nie do końca przekonały.
Vivianne już nic więcej nie powiedziała i bez słowa pożegnania wyszła z krypty.
Mary przeszedł zimny dreszcz po plecach. Dopiero teraz zaczynała żałować podjętej przez nią decyzji, ale nie miała wyboru. Jeśli chce osiągnąć swój cel, musiała poprosić Ją o pomoc.

~~~~~

Przybywam do was z nowy rozdziałem,wprawdzie krótkim, ale zawiera wszystko to co chciałam. 
Jak widzicie pojawiła się nowa postać, która będzie mieć kluczowe znaczenie w przyszłych rozdziałach ;) Muszę stwierdzić, że jestem przewidywalna, bo niektórzy z was przewidzieli, że Carolinie tak naprawdę nie włączyła uczuć. Następnym razem się postaram, aby was zaskoczyć :D 
Do następnego! ♥