Słońce górowało wysoko na niebie, zapowiadając
mieszkańcom Nowego Orleanu wyjątkowo gorący dzień. Czarownica siedziała na
zimnej posadzce, uważnie przyglądając się przedmiotowi w jej dłoni. Srebrny
naszyjnik z wykutym pentagramem na nim. Nie był za specjalnie piękny, a już na
pewno nie drogocenny, jednak dla niej miał niesamowitą wartość i to nie tylko z
powodu wszczepionej w niego magii. Doskonale pamiętała dzień, w którym Kol go
jej podarował.
Nowy Orlean,
1915
Zapadał zmrok. Mary siedziała na łóżku z nogami
przy brodzie. Praktycznie od kilku dni znajdowała się w tej samej pozycji, na
nowo rozpamiętując zdarzenia z tamtego tragicznego wieczoru. Daniel…
Pierwotny… Pierwotny skręca Danielowi
kark… a później pojawił się On.
Szatynka instynktownie spojrzała na drzwi. Pewnie
za chwilę przyjdzie. Zawsze przychodzi o tej samej porze. Przynosi jej rzeczy,
jednak ona nigdy nie zwraca na to uwagi, udaje jakby jej tu nie było. Ale jemu
to nie przeszkadza.
Jak na zawołanie, przy drzwiach rozległo się ciche
pukanie. Nie odpowiedziała. Nigdy nie odpowiada, ale On i tak zawsze wchodzi.
- Witaj – powiedział, uśmiechając się delikatnie.
Zawsze odnosił się do niej tak oficjalnie. – Przyniosłem ci owoce. Lubisz
truskawki? Pomyślałem, że może chciałabyś zjeść coś świeżego.
Cisza. Szatynka spojrzała na niego przez ułamek
sekundy, po czym znów wlepiła wzrok w podłogę.
- Wiesz, że nie możesz tak siedzieć w
nieskończoność – powiedział, siadając na skraju łóżka. – To, że jesteś potężną
wiedźmą nie oznacza, że wytrzymasz dłużej bez jedzenia niż przeciętny człowiek.
Nawet ja, mimo iż jestem Pierwotnym wampirem, muszę co jakiś czas coś zjeść –
dodał uśmiechając się szerzej, jakby to co powiedział było wyjątkowo
zabawne.
Mary podniosła wzrok, a ich oczy się spotkały.
Było coś w jego spojrzeniu co przyprawiło czarownicę o lekki dreszcz. Spoglądał
na nią z troską, jakby naprawdę się martwił.
- Tak – powiedziała ochrypłym głosem. Było to jej
pierwsze słowo od kilku dni, dlatego też zaskoczyło ono ją, jak i jej
towarzysza.
- Tak, co? – spytał, z cieniem uśmiechu na
twarzy.
- Lubię truskawki – odpowiedziała, a jego uśmiech
stał się szerszy. Sięgnął ręką po miskę, w której znajdowały się owoce i podał
czarownicy. Ugryzła jedną, po czym się skrzywiła.
- Kwaśna – oznajmiła, na co Pierwotny się
roześmiał.
- Poznałem po twojej minie – powiedział, po czym
sam zjadł jedną z niech.
Mary przyglądała mu się przez dłuższy czas,
próbując go w jakiś sposób rozgryźć. Był wampirem, do tego Pierwotnym. Czemu
miałby się przejmować kimś takim jak ona? Powiedział, że jest potężna, zatem
może coś od niej chce.
- Dlaczego to robisz? – spytała, ponownie
podciągając nogi pod brodę.
- Dlaczego robię, co? – odpowiedział jej
pytaniem. Wyglądał na lekko zdezorientowanego.
- Jeśli czujesz się odpowiedzialny za to co
zrobił twój brat... – zaczęła, ale przerwał jej głośny śmiech wampira.
- Na pewno nie jestem tu bo mam poczucie winy –
oznajmił, przysuwając się do niej. Mary zerwała się z łóżka, odsuwając jak
najdalej od niego.
- Spokojnie, nie skrzywdzę cię – powiedział,
podnosząc się jednak czarownica uniosła ręce i nawet nie będąc tego świadoma,
zadała mu ból.
- Niby dlaczego miałabym ci wierzyć. Twój brat
bez jakichkolwiek skrupułów złamał kark Danielowi, a ty…
- Nie jestem jak mój brat – przerwał jej. – Właściwie
to bywam gorszy od niego – dodał, śmiejąc się, jednak kiedy zobaczył jej wyraz
twarzy, spoważniał. – Masz moje słowo, że nie stanie ci się żadna krzywda, a ja
zawsze dotrzymuję słowa.
- Czego ode mnie chcesz? – spytała, gdy tylko
skończył mówić.
- Nie codziennie spotykam czarownicę, która
potrafi postawić się Nikowi. Nawet jeśli robi to nieświadomie – oznajmił,
unosząc kąciki ust w górę. – Jesteś potężna, ale nie do końca potrafisz panować
nad swoją magią.
- Dobrze o tym wiem – warknęła, spoglądając na
niego spode łba. Wampir uśmiechnął się i powoli zbliżył do szatynki. Stanął
zaledwie kilka kroków od niej i wyciągnął w jej stronę rękę. Mary spojrzała
zdezorientowana na niego, a później na otwartą dłoń.
- Co to? – spytała, wskazując głową leżący w jego
dłoni naszyjnik.
- Należał do mojej matki– oznajmił, przemierzając
dzielącą ich odległość. - Ma w sobie wielką moc, ale także pomoże ci ją
kontrolować – dodał i delikatnie założył jej wisiorek na szyję.
- I tak po prostu mi go dajesz? – spytała,
spoglądając na niego nieufnie.
- Jestem wampirem, takie rzeczy mi się nie
przydadzą – oznajmił, ponownie się uśmiechając. – Poza tym, jest w tobie coś, co mnie
intryguje.
Szatynka zmarszczyła brwi, jednak przez jej twarz
przebiegł cień uśmiechu.
Nie miała pojęcia, że ta znajomość może jej tak
namieszać w życiu.
Teraźniejszość
Gdy naszyjnik w jej dłoni zrobił dwudziesty
obrót, pojawiła się Viviane. Stanęła nad siostrą, spoglądając na nią karcąco.
Mimo iż Mary była tą starszą, Vive jakby nigdy nie akceptowała tego faktu. To
ona miała głowę na karku i to ona została z mamą we Włoszech, kiedy Mary
wyjechała do Nowego Orleanu. Nigdy nie zapomni rozczarowania w oczach siostry
kiedy obwieściła wszystkim, że ma zamiar przyłączyć się do sabatu we
francuskiej dzielnicy.
- Masz zamiar tu tak siedzieć cały dzień? –
spytała, zakładając ręce na piersiach.
- A jest jakiś przepis, który mówi, że nie mogę?
– burknęła w odpowiedzi Mary.
- Czy ty zawsze musisz się zachowywać jak
dziecko? – warknęła, tym samym wytrącając siostrę z równowagi. Viviane nigdy
nie podnosiła głosu. Zawsze była opanowana, jednak teraz sprawiała wrażenie
wyjątkowo wściekłej.
- O co ci chodzi? – spytała Mary, zdezorientowana
zachowaniem siostry.
- O co mi chodzi? Zawsze byłam przy tobie kiedy
mnie potrzebowałaś, pomogłam ci wykonać to głupie zaklęcie nieśmiertelności,
nawet sama złamałam zasady. Zabiłam człowieka, bo doskonale wiedziałam, że beze
mnie sobie nie poradzisz, że będziesz mnie potrzebować. A ty ani razu mi nie
podziękowałaś. Nigdy nie doceniłaś tego co dla ciebie zrobiłam.
- Vive… - zaczęła Mary, jednak siostra nie
dopuściła jej do słowa.
- Zawsze cię podziwiałam, potrafiłaś postawić na
swoim, sprzeciwić się matce i nigdy nie żałowałaś podjętych decyzji.
Dostrzegałaś we wszystkim coś dobrego, ale teraz… Zmieniłaś się, a ja także nie
jestem już tą samą, naiwną dziewczyną, za którą zawsze mnie miałaś.
Mary zauważyła jak siostra zaciska mocno szczęki.
- Pomogę ci się zemścić na hybrydzie, jednak
później już mnie nigdy więcej nie zobaczysz – oznajmiła, po czym się odwróciła
i odeszła. Zostawiła Mary ze zszokowanym wyrazem na twarzy.
***
Klaus ocknął się i niemal od razu podniósł do
pionu. Wiedział, że Caroline skręciła mu kark i ta myśl doprowadzała go do
szału. Jak mógł pozwolić się tak podejść?
Sięgnął do kieszeni, gdzie schował naszyjnik,
jednak tak jak się spodziewał go tam nie było. Zaklął cicho pod nosem, po czym
wybiegł z pokoju.
- Elijah – krzyknął, jednak odpowiedziała mu
cisza. Najwidoczniej jego brata nie było w domu.
Sięgnął po telefon z zamiarem zadzwonienia,
jednak w tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły.
- Klaus? – zawołał kobiecy głos.
Hybryda przeklął cicho rozpoznając, iż głos
należy do sobowtóra.
- Klaus! – Tym razem zawołała wiedźma.
Pierwotny zbiegł na dół, gdzie zastał dziewczyny.
- Czego? – warknął wyjątkowo nieprzyjemnie.
- Chcieliśmy się zobaczyć z Caroline – oznajmiła
szatynka. – Dzwoniłam wcześniej, ale nie odbierałeś.
Słysząc to, mina pierwotnego przebrała złowrogi
wyraz.
- Dzwoniłaś? Do mnie? – spytał twardo, na co
dziewczyny spojrzały po sobie.
- T-tak – powiedziała i nim zdążyła zareagować,
Pierwotny przygwoździł ją do ściany.
- Zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś? –
warknął, zaciskając ręce wokół jej gardła.
- Co zrobiła? Co się stało? – spytała Bonnie,
spoglądając to na przyjaciółkę to na Pierwotnego.
- Przez nią Caroline uciekła z powrotem do Mary.
Zabrała naszyjnik, który był schowany w mojej kieszeni. Gdybyś nie zadzwoniła,
nie znalazła by go i nie…
- To dlaczego jej nie powstrzymałeś? – przerwała
my mulatka, na co twarz Pierwotnego spoważniała.
- Nie mogłem – odpowiedział cicho, wypuszczając
Elenę z żelaznego uścisku.
- Dlaczego? – dopytywała wiedźma.
- To nie jest teraz ważne – warknął wściekle. – Musimy znaleźć
Caroline, zanim Mary wbije jej kołek w serce.
- Masz jakiś pomysł gdzie może być? – spytała Elena
- Ostatni raz widziałem ją na cmentarzu, ale nie mam pewności, że tam
będzie – oznajmił
- Mimo wszystko powinniśmy sprawdzić wszystkie możliwe miejsca.
- Świetnie, zatem ja idę na cmentarz, a wasza reszta poszuka gdzieś indziej
- Dlaczego nie możemy iść z Tobą? – spytała wampirzyca, spoglądając na
niego oburzona.
- Wampir potrzebuje zaproszenia, aby wejść na cmentarz, którego
ty nie masz. Byłabyś
bezużyteczna – oznajmił spokojnie.
- A co ze mną? - spytała Bonnie. - Nie jestem wampirem więc bez problemu wejdę.
- Z tego co mi wiadomo nie jesteś już czarownicą, więc nie poradzisz sobie sama, a ja nie mam zamiaru narażać życia Caroline dla ciebie. Poza tym wątpię, aby druga strona przetrwała bez kotwicy.
Dziewczyny spojrzały po sobie, wiedząc że będą musiały się poddać.
- Skoro to wszystko, zatem nie widzą powodu aby marnować dłużej czasu - oznajmił Pierwotny, widząc że ani Elena, ani Bonnie nie mają nic do dodania. Nim się zdążyły obejrzeć zostały same.
- Myślisz, że jemu serio zależy na Caroline? - spytała Bonnie, wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Klaus. Elena pokiwała bezradnie głową.
- Trudno go rozgryźć, ale wydaje mi się, że przy nim Caroline nic nie będzie.
- Jesteś pewna? W końcu ledwie co przyjechała do Nowego Orleanu, została porwana przez jakąś psychopatyczną wiedźmę, która wymazała jej wspomnienia - rzuciła mulatka, kiedy opuszczały posiadłość. Wampirzyca się roześmiała.
- Fakt, Klaus ma wielu wrogów, ale jestem pewna, że przy najbliższej okazji wyrwie serce każdemu kto chociażby śmiał dotknąć Caroline.
- W tym akurat przyznam ci rację - oznajmiła Bonnie, również się śmiejąc.
Gdy szły tak w roześmianym nastroju, za nic w świecie nie pomyślałyby
że mogą być obserwowane, jednak były i to bardzo uważnie.
~~~~~
No i dodaję kolejny rozdział, już 20. Nie chce mi się wierzyć, że już
tyle czasu minęło. Kiedy ostatnio przeglądałam swój stary komputer znalazłam
opowiadania, które kiedyś pisałam i w sumie przyszły mi do głowy nowe pomysły. Obecne
opowiadanie zbliża się pomału do końca i teraz mam pytanie do was:
chcielibyście abym jeszcze coś napisała?
No, ale wracając do rozdziału. Jak wam się podobał? Bo jeśli mam być szczera
to mi tak średnio się spodobał, ale ocenianie pozostawiam wam.
Do następnego! ♥