czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 6

Poranne promienie wpadały przez ogromne okno.
Klaus Mikaelson już od godziny chodził w te i z powrotem. Ciągle myślał o wiadomości, którą dostał zaledwie dwa dni temu. Nadal nie potrafił rozszyfrować od kogo ją dostał, co tym bardziej doprowadzało go do szału, dlatego też robił to co zwykle, aby się zrelaksować. Malował.
-Czemu nie śpisz? - dobiegł go kobiecy głosy, jednak nie zaprzestał wykonywania czynności.
-Poranne promienie, dają najlepsze światło - mruknął, wykonując kolejny ruch pędzlem.
-Ty jak zawsze swoje - mruknęła, czerwonowłosa czarownica, kładąc swoją głowę na jego ramieniu. - Chodź do łóżka - szepnęła, mu do ucha, jednak hybryda zignorował jej prośbę i całą uwagę skupił na wyborze koloru.
Genevieve, niezadowolona, odsunęła się od Pierwotnego.
W tym momencie do pokoju wszedł, starszy syn Mikaela, Elijah.
-Mógłbym porozmawiać z bratem? - spytał siląc się na miły ton głosu, chociaż oczywiste było, że nie przepadał za towarzystwem czarownicy. - Na osobności - dodał po krótszej chwili, wyczekując odpowiedzi czerwonowłosej.
Ta tylko wzruszyła ramiona i udała się do wyjścia.
-O co znów chodzi bracie? - spytał lekko podirytowany Klaus.
-To znalazłem dzisiaj na dziedzińcu. Było zaadresowane dla ciebie - oznajmił Elijah, kładąc coś na stoliku obok.
Hybryda, kątem oka dostrzegł, że jest to malutka paczuszka, owinięta szarobrązowym papierem. Odłożył pędzel i z zainteresowaniem wziął paczkę do ręki.
Jednym, sprawnym ruchem rozerwał papier i jego oczom ukazało się malutkie, granatowe pudełko, jak te, w których trzyma się pierścionki zaręczynowe.
Uchylił wieczko, a pod nim, tak jak się spodziewała, znajdował się pierścionek. Srebrny, w środku znajdował się niebieski kamień, prawdopodobnie lapis lazuli, dlatego też z łatwością domyślił się, że jest to pierścień, chroniący przed słońcem.
Dopiero po chwili, zauważył niewielką karteczkę.
Wygląda znajomo?
Klaus ponownie, przyjrzał się pierścieniowi. Faktycznie, widział go już gdzieś, jednak w tym momencie nie potrafił sobie przypomnieć u kogo.
-Coś jeszcze? - spytał Klaus, spoglądając wyczekująco na brata.
-Nie jest to, aż tak ważne, ale uważam, że powinieneś wiedzieć - zaczął Elijah, wpatrując się w coś za oknem.
-Słucham - ponaglił go Klaus.
-Na wczorajszym przyjęciu, byli goście z Mystic Falls, a właściwie tylko jedna dziewczyna. Hayley twierdzi, że miała na imię Caroline.
Hybrydę nagle olśniło. Wiedział już, że owy pierścionek należy do blond włosej wampirzycy, jednak teraz pytanie, gdzie ona jest i kto ją uprowadził.
-Ta Caroline - zaczął Elijah. - To z nią tańczyłeś na balu, prawda?
Starszy syna Mikaela spojrzał wyczekując na brata, jednak Klaus wpatrywał się jak zaczarowany w pierścionek.
-Gdzie jest Hayley? - spytał po chwili, spoglądając na szatyna.
-Na bagnach - odparł krótko Elijah.
Niklaus, nie zwracając dłuższej uwagi na brata włożył pierścionek do kieszeni i zabierając kurtkę, wybiegł z domu. Niestety Elijah, uparcie podążył za nim.
Po niespełna pięciu minutach znaleźli się na bagnach. Nie zważając uwagi na wołanie brata, po prostu wparował do chatki i ujrzawszy wilczycę, przygwoździł ją do ściany.
-Gdzie jest Caroline?! - wykrzyczał, zaciskając rękę wokół jej szyi.
-Nie wiem - odpowiedziała, a raczej wyszeptała dziewczyna, która z trudem łapała oddech.
-Niklaus, puść ją - powiedział spokojnie, lecz stanowczo Elijah.
Hybryda wpatrywał się ze złością w wilczycę, która resztkami sił próbowała złapać powietrze.
-Niklaus. - Głos szatyna brzmiał wrogo. Prawdopodobnie miał zamiar rzucić się na brata.
Klaus niechętnie rozluźnił uścisk, tym samym uwalniając dziewczynę.
Brązowooki szybko podbiegł do wilczycy.
-Wszystko w porządku? - spytał. Szatynka niepewnie pokręciła twierdząco głową. - Co w ciebie wstąpiło? - Tym razem pytanie było skierowane do hybrydy.
-Caroline została porwana, a ona jako jedyna może wiedzieć, gdzie jest? - powiedział wyjątkowo spokojnie Klaus, jednak w jego oczach można było dostrzec gniew.
-Nie mam pojęcia gdzie ona jest - powiedziała wilczyca zachrypniętym głosem.
-Kłamiesz! - wykrzyczał Pierwotny, robiąc kilka kroków w jej stronę, jednak Elijah staną pomiędzy nimi.
-Pozwól, że ja to załatwię - oznajmił, spoglądając stanowczo na brata. Ten tylko zmierzył go wściekłym wzrokiem.
-Hayley, jesteś pewna, że nie wiesz, gdzie jest, albo gdzie mogła pójść Caroline? - spytał, spoglądając łagodnie na dziewczynę.
-Nie - odpowiedziała krótko dziewczyna.
-Jesteś pewna? Może powiedziała po co tu jest, albo kogo szuka?
-Nie, nic nie wspominała, ale była tak jakby trochę zdenerwowana, kiedy się spotkaliśmy - oznajmiła spoglądając to na Klausa to na Elijah. - Zdziwiła się kiedy dowiedziała się o... - Zatrzymała się w pół zdania, jakby sobie o czymś przypomniała.
-Kiedy dowiedziała się o czym? - dociekał Klaus.
-O dziecku - powiedziała cicho Hayley, przygryzając dolną wargę.
-Powiedziałaś jej o dziecku?! - spytał nie hamując złości.
-Nie, nie powiedziałam. Sama wszystko poskładała w całość. - Tłumaczyła się wilczyca.
Klaus wpatrywał się w nią wściekłym wzrokiem, jednak po chwili po prostu wybiegł z chatki.
Nie mógł uwierzyć, że jego blond anielica znajduje się w niebezpieczeństwie, a on nie może nic zrobić.
Nie potrafił tego tak zostawić, musiał coś zrobić.
Tylko co?

***

Ciemność, ból i dziwne otępienie, to towarzyszyło Caroline, gdy odzyskała przytomność.
Spróbowała otworzyć oczy, jednak powieki były wyjątkowo ciężkie, jakby z ołowiu.
"Dziwne" - pomyślała i wytężyła słuch.
Po niespełna kilku sekundach wychwyciła czyjś oddech.
Ponowiła próbę otworzenia oczu. Tym razem poszło jej z łatwością.
Pierwsze co uchwycił jej wzrok to niewielkie okno, które było zasłonięte ciemną zasłoną. Promienie słoneczne, na marne próbowały się przez nie przedrzeć.
Na fotelu obok okna siedziała szczupła, młoda kobieta. Jej długie, brązowe włosy opadały na ramiona, a równie ciemne oczy uważnie śledziły tekst znajdujący się w książce.
Po chwili oderwała wzrok od lektury i spojrzała na Caroline, jakby wyczuła że się jej przygląda.
-W końcu się obudziłaś. - Podniosła się z fotela, kładąc książkę na stoliku obok. - Już myślałam, że się nigdy nie ockniesz - oznajmiła pół żartem, siadając na łóżku, na którym aktualnie leżała blondynka.
-Czego ode mnie chcesz? - spytała Caroline słabym głosem. Szatynka przyjrzała jej się uważnie, jakby chciała ją prześwietlić wzrokiem. Wampirzyca poruszyła się niespokojnie, czując się skrępowana. Spróbowała się podnieść do pozycji siedzącej, jednak przeszkodziły jej w tym węzły nasączone werbeną, którymi była przywiązana do łóżka.
-Przepraszam za to, ale wolałam mieć pewność, że nie uciekniesz - oznajmiła Mary, uśmiechając się przepraszająco.
-Czego ode mnie chcesz? - ponowiła pytanie Caroline.
-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie - powiedziała szatynka, po czym wróciła do stolika, biorąc do ręki truskawkę i zatapiając w niej zęby. Po chwili się skrzywiła.
-Kwaśne - mruknęła cicho, po czym spojrzała na Caroline. - Chcesz jedną?
Blondynka pokręciła przecząco głową.
-Nie to nie - mruknęła Mary, biorąc kolejną truskawkę.
Caroline wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
"Czy to są jakieś żarty?" - myślała. Przecież tak nie zachowuje się ktoś, kto chciałby ją skrzywdzić.
W głowie wampirzycy pojawiło się milion pytań, jednak wiedziała, że jak na razie nie otrzyma na nie odpowiedzi. Niestety, jej wrodzona nadpobudliwość wygrała z rozsądkiem i nim się obejrzała, z jej ust padło pierwsze pytanie:
-Nie jesteś wampirem, prawda?
Szatynka zaprzestała czynność, którą aktualnie wykonywała.
-Nie, jestem wiedźmą - odparła, przyglądając się uważnie blondynce. - Dlaczego pytasz?
-Z ciekawości - powiedziała szybko Caroline.
-Rozumiem - mruknęła, przeciągając samogłoski. - Nie musisz się mnie bać - dodała po chwili, spoglądając uważnie na Caroline. 
Wampirzyca spojrzała na nią zdziwiona. Jej emocje wzięły nad nią górę i nim się obejrzała, z jej ust popłynęły słowa:
-Najpierw jesteś dla mnie miła, potem skręcasz mi kark, uprowadzasz do jakiegoś miejsca, a kiedy pytam czego ode mnie chcesz dostaję wymijającą odpowiedź, a teraz oczekujesz, że...
-Przestań. - Głos Mary brzmiał stanowczo, jednak na jej twarzy widniał uśmiech.
Caroline, lekko wystraszona wpatrywała się w czarownicę.
-Strasznie dużo gadasz, wiesz? To jest trochę wkurzające, ale też zabawne - oznajmiła z uśmiechem.
Wampirzyca odwzajemniła nie pewnie uśmiech. Nie wiadomo czemu, ale nie bała się jej.
-Czemu tutaj jestem? - Spróbowała jeszcze raz. Wpatrywała się w szatynkę, czekając na jej reakcję.
-Jesteś pierwszy raz w Nowym Orleanie, prawda? - spytała, całkowicie odbiegając od tematu.
Caroline przytaknęła twierdząco.
-Tak myślałam. - Szatynka usiadła na rogu łóżka. - Mogę ci opowiedzieć, pokręconą historię tego miasta, jeśli tylko chcesz.
-Raczej nie mam za wielkiego wyboru - powiedziała wampirzyca, starając się usiąść jak najwygodniej, niestety przy każdym ruchu towarzyszył jej ból.
Szatynka wpatrywała się w nią uważnie.
-Wydaje mi się, że możemy się tego pozbyć - powiedziała, podchodząc do blondynki i jednym sprawnym ruchem, zrywając z jej nadgarstków liny.
Caroline wpatrywała się w nią z lekkim niedowierzaniem.
-Nie boisz się, że ucieknę? - spytała nim zdążyła się ugryźć w język.
-Bez pierścienia daleko nie zajdziesz - mruknęła, wracając na fotel.
Wampirzyca dopiero teraz zorientowała się, że nie ma na sobie pierścienia, chroniącego ją przed słońcem. Spojrzała z oburzeniem na czarownicę.
-Nie martw się, jest w bezpiecznym miejscu - powiedziała Mary, uśmiechając się przepraszająco. - No, ale wracając do Nowego Orleanu. To na prawdę piękne miejsce, uwierzysz, że zostało zbudowane przez Pierwotnych ponad 300 lat temu. Kto by pomyślał, że potrafią zrobić coś dobrego. - Jej głos ociekał ironią. Najwidoczniej była kolejną osobą, która nie darzyła Pierwotnych sympatią.
-Nie mam zamiaru zagłębiać się w historię powstania miasta, nie jest za specjalnie interesująca, jednak powinnaś wiedzieć, że Pierwotni opuścili Nowy Orlean w 1919, kiedy wybuchł pożar w Operze. Myśleli, że ich ukochane miasto zostało zniszczone i chociaż było to prawdą, pewnej osobie udało się je z powrotem odbudować. Wątpię, żeby Klaus ci kiedykolwiek opowiadał o Marcelu Gerard, mam rację?
-Nie - odpowiedziała krótko Caroline.
-To ja ci o nim opowiem. - Na jej twarzy zagościł uśmiech, ale tylko na krótko. - W pewnym sensie to jemu zawdzięczasz, że tu jesteś. Marcel, po wyjeździe Pierwotnych, odbudowała Nowy Orlean i przez długi czas tu, tak jakby panował, ale kilka miesięcy temu Klaus powrócił i odebrał mu to wszystko więc teraz on chce to odzyskać z powrotem, co jak na razie mu nie wychodzi. Do tego wszystkie dochodzą jeszcze czarownice, wilkołaki i ludzie. Każdy chce mieć jakiś udział, ale nikt nie chce się podzielić.
-Nadal nie rozumiem, do czego jestem wam potrzebna - oznajmiła wampirzyca, całkiem zdezorientowana historią Mary.
-Jeśli mam być szczera, to sama nie wiem co Marcel z tobą planuje - wyznała szatynka, znużonym głosem.
-Słucham?!
-Moim zadaniem było sprowadzenie cię do Nowego Orleanu, więcej mi nie powiedział, chociaż mam swoją teorię - mruknęła, wzruszając ramionami.
-Skoro nawet nie wiesz co planuje, to dlaczego mu pomagasz?
Mary spojrzała na wampirzycę z uśmiechem, jakby czekała, aż Caroline zada to pytanie.
-Mam swoje porachunki z Pierwotnymi, a zwłaszcza z Klausem.
-Dlaczego? - dociekała Caroline.
-Pokażę ci - oznajmiła i usiadła na przeciwko blondynki. Opuszkami palców dotknęła jej skroni, po czym zamknęła powieki.
Przed oczami wampirzycy zaczęły się przesuwać obrazy, miliony miejsc, ludzi. Wszystko przewijało się przez jej umysł, jak w niemym filmie, aż całkowicie wpadła w trans.

Rok 1915, Nowy Orlean
Panowała już późna godzina. Księżyc szczytował nad miastem, oświetlając ulice Nowego Orleanu, słabym blaskiem.
Dwójka osób, kobieta i mężczyzna, spacerowali ulicami, śmiejąc się w najlepsze. Nie byli pijani, chyba że z miłości.
Młodzi, zakochani. Wydaje się, że cały świat stoi otworem i tylko na nich czeka.
Stanęli pod jednym z pubów, z którego dochodziła głośna muzyka.
Dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco, jednak jej towarzysz nie wydawał się przekonany.
-No chodźmy – nalegała, robiąc przy tym słodkie oczka.
-Nie jestem pewien – mruknął, spoglądając na budynek.
-Proszę. - Dziewczyna wspięła się na palce, składając na jego ustach delikatny pocałunek.
-Niech ci będzie – zgodził się w końcu, na co dziewczyna zapiszczała z radości i łapiąc go pod ramię, weszli do pubu.
W środku, jak się mogli spodziewać, były tłumy ludzi. Tańczyli, śpiewali i bawili się w najlepsze. Mężczyźni ubrani w postawne garnitury, a kobiety w piękne wydekoltowane suknie.
Dziewczyna, wpatrywała się w nich wielkimi, brązowymi oczami, jakby byli postaciami z obrazka.
-Chodźmy zatańczyć – powiedziała, ciągnąc chłopaka w stronę parkietu.
-Nie jestem pewien, Mary. Może lepiej chodźmy z powrotem do.. - zaczął, jednak dziewczyna mu przerwała.
-Daniel, nie możemy ciągle przesiadywać w domu, zwłaszcza że tam niczego się nie nauczę. Dobrze wiesz, że muszę odnaleźć sabat – powiedziała, spoglądając znacząco na chłopaka.
-Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jesteś czarownicą – wyznał cicho, jakby bał się, że ktoś ich usłyszy.
Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech, po czym nie czekając na niego wbiegła na parkiet. Miała dość, ciągłego przebywania w tych samych czterech ścianach. Chciała wyjść do ludzi, zabawić się.
Gdy tak tańczyła wśród tłumu ludzi, nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana.
Szaroniebieskie oczy Klausa Mikaelsona uważnie śledziły każdy jej ruch. Pytanie tylko, dlaczego?
Czemu zainteresował się, brązowowłosą czarownicą, która na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym od normalnej dziewczyny.
Może dlatego, że Mary Castellano nie była zwyczajną dziewczyną i to nie tylko dlatego, że pochodziła z potężnego rodu czarownic.
W jednej chwili dziewczyna wyczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się, a jej wzrok napotkał oczy Pierwotnego.
Wystarczył tylko ułamek sekundy, żeby zrozumiała czym on jest.
Speszona tym całym zdarzeniem, wróciła do chłopaka, który ciągle stał w pobliżu wejścia.
-Stało się coś? - spytał, gdy tylko dziewczyna stanęła obok niego.
-Możemy już iść? - spytała, spoglądając w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Klaus, jednak teraz go tam nie było.
-Wychodzicie już? - Ni stąd ni zowąd, przed nimi pojawił się Pierwotny. Przenikliwym spojrzeniem wpatrywał się w czarownicę.
-Mieliśmy zamiar wychodzić – odpowiedział Daniel, zasłaniając dziewczynę swoim ciałem.
-Dlaczego? Przecież zabawa się dopiero zaczyna – powiedział Mikaelson, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuje, ale nie skorzystamy - odpowiedział chłopak i już mieli wychodzić, jednak Pierwotny ich zatrzymał, a raczej zatrzymał Mary, kładąc swoją rękę na jej ramieniu.
-Jestem pewien, że chciałabyś zostać – powiedział patrząc jej prosto w oczy.
-Hipnoza na mnie nie działa – oznajmiła, wytrzymując spojrzenie i chociaż tego nie chciała, a wręcz zrobiła to całkiem nieświadomie, w jednej chwili z twarzy Pierwotnego znikł uśmiech, a jego miejsce zajął grymas ból.
-Co ty robisz? - wysyczał przez zęby.
Mary, wystraszona całą tą sytuacją, chciała uciec, jednak została zatrzymana przez kilku mężczyzn, jednak szybko się przekonała, że byli to wampiry, którzy spoglądali na nich ciemnymi, przekrwawionymi oczyma i warczeli groźnie ukazując śnieżnobiałe kły.
-Mary? - Daniel stał obok dziewczyny całkowicie zdezorientowany tą sytuacją.
-Mary, tak? - Mikaelson, położył dłoń na jej policzku. - Powiedz mi co czarownica robi sama w naszej części miasta, mimo iż powinnaś wiedzieć, że jest to zabronione. Do tego mnie zaatakowałaś.
-Nie chciałam – powiedziała cicho. Czuła jak jej serce przyśpiesza bicia.
-Czyżbyś się bała? - spytał, przejeżdżając palcem po jej szyi.
-Zostaw ją! - Daniel odepchnął Pierwotnego od dziewczyny, nie wiedząc jak poważne skutki mogą z tego wyniknąć.
Klaus zaśmiał się cicho, jednak na jego twarzy szybko wystąpiła powaga.
-Chcesz się bawić w bohatera? Mogę ci pomóc. - Klaus jednym, szybkim ruchem popchnął chłopaka na przeciwległą ścianę.
-Daniel! - Z ust dziewczyny wydobył się głośny krzyk. Chciała podbiec do chłopaka, jednak stojące przy niej wampiry, kurczowo przytrzymywały ją na miejscu.
-Puśćcie mnie! - Szarpała się na wszystkie strony, jednak na marne. Chciała się uwolnić, jednak żadne zaklęcie nie przychodziło jej do głowy, jakby nagle zapanowała tam całkowita pustka.
-Wiesz, taki upadek na pewno spowoduje trwałe urazy – oznajmił Pierwotny, podchodząc do leżącego na ziemi chłopaka. Podniósł go do pionu, jednak ten nie potrafił ustać na własnych nogach. Po jego skroni jak i z nosa płynęła strużka krwi.
W oczach dziewczyny zaczęły wzbierać się łzy.
-Proszę, zostaw go – powiedziała cicho, patrząc błagalnie na mężczyznę.
-Jesteś pewna? Jeśli go tak zostawię, na pewno umrze – oznajmił spoglądając na chłopaka. - Ale mogę sprawić, że nie będzie cierpiał – powiedział po chwili, tym razem wpatrując się w czarownicę.
-Jak? - spytała, przełykając łzy.
Na twarzy Pierwotnego zawitał uśmiech.
-Tak – oznajmił, po czym jednym sprawnym ruchem skręcił chłopakowi kark.
Ciało Daniela upadło z głuchym hukiem na posadzkę.
-Nie! - Dziewczyna zaczęła się szarpać na wszystkie strony, w kółko wołając imię chłopaka. Gorzkie łzy spływały po jej policzkach. 
W jednej chwili poczuła, że uścisk na jej ramieniu zelżał. Wystarczyła sekunda by znalazła się przy nieruchomym ciele chłopaka, tuląc je do siebie.
Nie miała pojęcia ile czasu tak stała. Może były to minuty, może godziny, nie wiedziała i tak szczerze, było jej to obojętne. Chciała tylko być przy nim, przy osobie którą kochała najbardziej na świecie, przy osobie której teraz nie było.
Słyszała śmiech ludzi, bawili się w najlepsze, nikt nie zwrócił uwagi na martwego chłopaka i rozpaczającą po nim dziewczynę, z wyjątkiem jednej osoby.
Podszedł do dziewczyny, kładąc marynarkę na jej ramiona.
-Musisz stąd wyjść – powiedział, próbując odciągnąć ją od chłopaka.
Dziewczyna kręciła przecząco głową, jednak On nie dawał za wygraną.
Wziął ją na ręce i wyniósł z budynku.
Mary, rzuciła ostatnie spojrzenie ukochanemu i pozwoliła, aby ogarnął ją mrok.

Nowy Orlean, Teraźniejszość
Caroline otworzyła szeroko oczy.
Znów była w niewielkim pokoiku ze zasłoniętymi oknami.
Mary nadal siedziała na łóżku z przymkniętymi powiekami. Po jej policzku spływała pojedyncza łza.
-Przykro mi – powiedziała Caroline, po dłuższej chwili ciszy.
-Tak, mi też – mruknęła, ścierając wierzchem dłoni łzy. - Teraz rozumiesz, dlaczego chcę zemsty.
-Rozumiem, że została ci odebrana ukochana osoba, rozumiem że czujesz się przez to okropnie, ale to było dawno temu. Jeśli szukasz zemsty to powinnaś to załatwić wtedy, a nie sto lat później. - Głos Caroline brzmiał srogo, jak nauczycielka karcąca niegrzeczne dziecko.
-Żartujesz sobie ze mnie? Po tym wszystkim co ci pokazałam, po tym jak zobaczyłaś, że Klaus zamordował niewinną osobę, ty nadal go bronisz. Boże, musisz być w nim bardziej zakochana, niż myślałam. - Szatynka wstała z łóżka i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju.
Caroline wpatrywała się w nią lekko zdziwiona, ale nic już nie powiedziała.
Nie miała zamiaru zaprzeczać, sama już od dłuższego czasu zastanawiała się co jest powodem jej ciągłego zainteresowania Pierwotnym, a słowa Mary tylko potwierdzały jej przypuszczenia.
Nagle w głowie wampirzycy pojawiło się pytanie. Spojrzała na czarownicę, która jak na ponad sto lat wyglądała całkiem młodo.
-Jak to możliwe, że nadal wyglądasz tak... - Pokazał ręką na szatynkę. - Skoro żyłaś już w XX wieku?
-Zaklęcie nieśmiertelności, nie działa tylko i wyłącznie na wampiry – mruknęła, nawet nie spojrzawszy na wampirzycę.
-Ale jak to... - zaczęła, jednak nie było dane jej skończyć, ponieważ w tym momencie dobiegł ich dźwięk przychodzącego SMS'a.
Szatynka sięgnęła po telefon.
Odczytała wiadomość i na jej twarzy zagościł uśmiech.
Spojrzała na Caroline, po czym powiedziała:
-Zabawa się zaczęła.

~~~~~

Witajcie! W końcu udało mi się skończyć rozdział nad którym pracowałam chyba najdłużej z wszystkich i jest o wiele dłuższy niż poprzednie. Mam nadzieję, że się spodobał ;) 
Chcę Wam podziękować, za ponad 3500 wejść! To na prawdę dużo, zwłaszcza że zaledwie 2 tygodnie temu było ich o tysiąc mniej :P 
Nie chciałabym niczego wymuszać, albo coś w tym stylu, ale jest mi niezmiernie przykro, z powodu tak małej ilości komentarzy. Proszę, jeśli przeczytasz rozdział to daj mi znać co o nim sądzisz, to dla mnie wielka motywacja, nawet jeśli ocena ma być negatywna :) 
To by było na tyle :D
Do następnego! ♥

P.S Życzę udanych wakacji 2014! ♥

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 5

Mijała już 7 godzina odkąd Caroline opuściła Mystic Falls. Nadal nie potrafiła w to uwierzyć. Ona, która zapierała w sobie choćby najmniejsze oznaki jakiegokolwiek uczucia do pierwotnej hybrydy, teraz po prostu jedzie do niego. Jakim cudem udało jej się podjąć taką niestosowną decyzję? Przecież zawsze była odpowiedzialna, ustabilizowana, ona była tą z głową na karku. Gdzie się podziała ta dziewczyna? 
Najwidoczniej zginęła tamtego dnia w lesie, kiedy pozwoliła swoim uczuciom wypłynąć na wierzch. Jednak mimo tego, że zdawała sobie sprawę z tego iż prawdopodobnie popełnia największy błąd w swoim życiu, ponownie, to nie czuła się z tym za specjalnie źle. Wręcz przeciwnie, było jej lżej na sercu, że w końcu może przestać się ukrywać. Może być sobą. 
I chociaż czuła się szczęśliwa to jednak pojawiały się w niej wątpliwości. Co powie Klausowi? Jak on na to zareaguje? Czy będzie zadowolony, a może spławi ją tak szybko jak się pojawiła? 
Tego typu pytania ciągle krążyły w jej głowie i nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi. 
Starała się skoncentrować na czymś innym, jednak to ciągle do niej powracało. 
Pogłośniła muzykę skupiając całą swoją uwagę na tekście piosenek. Niestety piosenka, która aktualnie leciała, tym bardziej przypomniała jej o Pierwotnym. 
Zirytowana wyłączyła radio, gdy usłyszała dźwięk przychodzącego SMS'a. Wolną ręką sięgnęła po telefon, który znajdował się na siedzeniu obok. Na ekranie, wyświetliła się wiadomość od Eleny, która zawierała jedno krótkie pytanie:
Jesteś już na miejscu?
Caroline spojrzała na szyld, który głosił iż właśnie wjechała do Nowego Orleanu. 
Poczuła niemiły skurcz w żołądku, a martwe serce przyśpieszyło bicie. 
Szybko wystukała krótką odpowiedź i rzuciła telefon na fotel. 
Niespałne po minucie znalazła się w centrum Francuskiej Dzielnicy. Zaparkowała samochód przed najbliższym hotelem, a kiedy załatwiła wszystkie formalności związane z wynajęciem pokoju udała się na zwiedzanie. 
Nie za bardzo wiedziała gdzie się udać, a tym bardziej gdzie znaleźć Pierwotnego, więc po prostu przemierzał kolejne przecznice. 
Musiała przyznać, że Klasu miał rację, kiedy opowiadał o Nowym Orleanie. To miejsce było po prostu piękne. Stare, antyczne budowle idealnie kontrastowały z nowoczesnymi wieżowcami i budynkami. Można by powiedzieć, że Caroline, zakochała się w mieście od pierwszego wejrzenia. 
W pewnym momencie, jej uwagę zwróciło kilka osób, którzy roznosili ulotki turystom. Jeden z nich podszedł do wampirzycy mówiąc:
-Dziś impreza u Mikaelson'ów, wszyscy są zaproszeni. - Wręczył jej ulotkę i szybko odszedł.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, po czym skierowała się z powrotem do hotelu.

***

Niewielkie lampiony, oświetlały ogromny dziedziniec, jednak mimo wszystko dominował kolor niebieski. Głośna muzyka, miliony atrakcji i tłumy ludzi, tak właśnie wyglądała typowa impreza w Nowym Orleanie. Caroline Forbes weszła pewnym krokiem w sam środek tego wszystkiego. Miała na sobie obcisłą, czarną sukienkę i pasujące do tego czarne szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, jednak makijaż było mocniejszy niż zwykle, co idealnie pasowało do stroju. 
Dziewczyna z zachwytem w oczach, przypatrywała się zebranym ludziom. Byli tacy różni od mieszkańców Mystic Falls, bardziej żywi, chociaż Caroline zdawała sobie sprawę z tego, że większość z nich to wampiry. Ta świadomość, przyprawiła ją o lekki strach, dlatego też pragnęła jak najszybciej znaleźć Pierwotnego. Chodziła w te i z powrotem, co chwilę zahaczając o przypadkowe osoby, jednak nigdzie nie potrafiła znaleźć Klausa. Kiedy już miała zrezygnować, w końcu go dostrzegła. Stał na schodach, przyglądając się tłumowi z nonszalanckim uśmiechem na twarzy. Mimowolnie na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Zaczęła zmierzać w jego kierunku, jednak zatrzymała się, gdy u jego boku stanęła rudowłosa kobieta. Pierwotny posłał jej promienny uśmiech na co ona obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. 
W oczach blondynki zaczęły zbierać się łzy, jednak przełknęła je. Nie mogła się rozpłakać, nie tutaj nie teraz. Odwróciła się i zaczęła zmierzać w kierunku drzwi, gdy ponownie na kogoś wpadła.
-Przepraszam – mruknęła cicho i już miała iść dalej, jednak zatrzymała się, gdy usłyszała znajomy głos.
-Caroline? - Blondynka odwróciła się i wyszczerzyła oczy ze zdziwienia.
-Hayley? Co tu robisz? - Dziewczyna nie kryła zdziwienia, które wzrosło gdy zauważyła charakterystyczne wybrzuszenie na brzuchu wilczycy. - Jesteś w ciąży?
-Też się zdziwiłam – mruknęła cicho szatynka. - Zwłaszcza, że nie miałam pojęcia o tym, że hybrydy mogą się rozmnażać – dodała jeszcze ciszej, jednak Caroline i tak ją dosłyszała.
-Hybryda? - spytała głucho. Znała tylko dwie hybrydy, Taylera i Klausa, ale skoro Hayley była tu to oznaczało...
-O mój Boże. – Oczy dziewczyny rozszerzyły się niewyobrażalnie. - To dziecko Klausa.
-Moja reakcja była podobna – mruknęła szatynka, spoglądając z ukosa na wampirzycę.
Nagle ich rozmowa została przerwana.
U boku wilczycy, pojawił się postawny mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur.
-Moje panie. – Ukłonił się delikatnie, posyłając każdej z niej uroczy uśmiech, jednak to na szatynce zawiesił swój wzrok.
Caroline, czując że nie wytrzyma, ani sekundy dłużej w tym pomieszczeniu, po prostu wyszła. 
Nie potrafiła uwierzyć w to co ją przed chwilą spotkało, wszystko wydawało się takie nie realne, ale jednak było prawdziwe. 
Wiedziała, że jedyną rzeczą, która pomoże jej przez to przejść był alkohol, dlatego też weszła do pobliskiego baru, który nosił nazwę Rousseau's. 
Młoda barmanka, bez żadnego sprawdzania, bądź pytania o dowód tożsamości podała wampirzycy zamówiony trunek, którego już po chwili nie było. 
-Jeszcze raz to samo - powiedziała, a barmanka posłusznie napełniła szkło. 
Tym razem, Caroline miała zamiar delektować się trunkiem, jednak przychodziło jej to z trudem. Najchętniej opróżniłaby całą butelkę, albo nawet i dwie, jednak rozsądek ją przewyższył. 
-Problemy z chłopakiem? - Wampirzyca odwróciła się gwałtownie. 
Na krześle obok niej siedziała brązowowłosa dziewczyna, która wpatrywała się w Caroline wielkimi, brązowymi oczami. 
-Tak jakby - mruknęła blondynka, opróżniając szklankę do końca. - Nawet nie jesteśmy razem. Przyjechałam do niego, a on... On ma już kogoś innego, a jakby było tego mało to spodziewa się dziecka z jeszcze inną kobietą. - Słowa same płynęły z jej ust. Szatynka przyglądała jej się ze zrozumieniem.
-Obiecał, że będzie na mnie czekać. - Nim się obejrzała z jej oczu zaczęły płynąć łzy. - A ja głupia mu uwierzyłam. 
Teraz już nie przejmowała się tym, że ktoś może ją zobaczyć, po prostu pozwoliła łzą płynąć, aby zmyły z niej smutek i cierpienie.
-Nie powinnaś się tym tak przejmować – szepnęła brązowooka. - Faceci przychodzą i odchodzą, zawsze będą następni. - Jej głos był chłodny. Caroline, aż przeszedł dreszcz po plecach.
Wierzchem dłoni wytarła spływające łzy.
-Widzę, że coś o tym wiesz. - Słowa brzmiały bardziej jak pytanie, jednak nie spodziewała się odpowiedzi.
Szatynka spojrzała na nią spod ukosa.
-W moim życiu byłam tylko 2 razy zakochana – oznajmiła uśmiechając się nieśmiało.
-I co się z nimi stało? - spytała blondynka, starając się nie brzmieć zbyt dociekliwe.
-Nie żyją – odparła krótko, a Caroline od razu pożałowała, że zadała pytanie.
-Przykro mi – szepnęła cicho.
-Nie musi. Lepiej, że odeszli nim zdążyłam zmienić o nich zdania – powiedziała, uśmiechając się serdecznie. Caroline odwzajemniła uśmiech, czując ulgę, że jej dociekliwość nie uraziła dziewczyny.
-Tak w ogóle, jestem Mary – powiedziała brązowooka, wyciągając rękę w kierunku wampirzycy.
-Caroline – odpowiedziała, ujmując wyciągniętą dłoń.
-Na prawdę miło mi się z tobą rozmawia Caroline – oznajmiła Mary, uśmiechając się szeroko. Wampirzyca odwzajemniła uśmiech.
W jednej chwili mina szatynki się zmieniła. 
-Dlatego jest mi niezmiernie przykro, że muszę to zrobić - pwiedizała i wykonała gwałtowny ruch, a Caroline upadła ze skręconym karkiem na zimną posadzkę, tracąc kontakt z rzeczywistością.

~~~~~

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale niestety mój laptop mnie znienawidził i postanowił udać się na przedwczesne wakacje i do tej pory jeszcze nie wrócił. 
Co do rozdziału, hmm... miał być dłuższy, ale niestety pierwowzór przepadł i musiałam pisać wszystko na nowo, jednak zawiera wszystko to co chciałam. 
Kolejny rozdział, nie wiem kiedy się pojawi, jeśli odzyskam laptopa to postaram się go dodać przed rozpoczęciem wakacji, jednak nic nie obiecuję ;)
Chciałam też dodać, że wkrótce pojawi się nowa zakładka "Bohaterowie", nad którą aktualnie pracuję. Mam nadzieję, że uda mi się ją szybko skończyć :P
P.S Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za ponad 2500 wejść! Niezmiernie się cieszę, że ktoś to czyta, chociaż komentarzy jest trochę mało jak na taką liczbę wejść, no ale mniejsza z tym :P Dziękuję, że ze mną jesteście! ♥
Do następnego! ♥