Viviane ocknęła się i gwałtownie podniosła do pionu.
Rozejrzała się po pokoju, jednak minęła dłuższa chwila nim jej oczy
przyzwyczaiły się do panujących tu ciemności.
Przeklęła pod nosem, zdając sobie sprawę z tego
co zrobiła jej siostra. Wiedziała, że Mary jest słaba, ale ciągle miała
nadzieję że się nie podda, jednak ona to zrobiła. Ponownie się na niej zawiodła.
Na szczęście Viviane była na to przygotowana.
Spojrzała na stół, gdzie miała wszystko co było jej potrzebne do zaklęcia. No,
prawie wszystko. Otworzyła dłoń, w której leżał srebrny naszyjnik, należący
niegdyś do Pierwotnej czarownicy.
W odpowiednim momencie udało jej się go wyciągnąć
z kieszeni Mary. Dzięki temu może dokończyć to, co zaczęły.
***
Księżyc wznosił się wysoko na niebie, kiedy Klaus
wraz z Caroline przekroczyli próg rezydencji. Wampirzyca zdążyła w między
czasie zasnąć, dlatego też pierwszą rzeczą jaką zrobił Pierwotny było zaniesienie
jej do pokoju.
Wszystko było tak, jak kilka godzin temu, kiedy
to Caroline miała jeszcze wyłączone człowieczeństwo i skręciła hybrydzie kark.
Klaus odrzucił niemiłe wspomnienia i ułożył
wampirzycę na łóżku, jednak kiedy chciał wyjść, ona złapała jego dłoń.
- Nie odchodź – szepnęła, co wywołało uśmiech na
jego twarzy.
- Nigdzie się nie wybieram – oznajmił, siadając
na krawędzi łóżka.
Wampirzyca posłała mu słaby uśmiech, po czym
pozwoliła aby ogarnął ją sen.
Klaus mógłby tak siedzieć godzinami i przyglądać
się jej, niestety nie było mu to dane.
Po niespełna kilku minutach na dole rozległy się
hałasy i nawoływanie jego imienia.
Pierwotny
westchnął zirytowany, jednak nie miał zamiaru schodzić. Na jego nieszczęście "hałas" przyszedł do niego.
-
Klaus? – Do pokoju wparowały Elena i Bonnie, przy okazji budząc Caroline.
Blondynka poderwała się do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem, wpatrywała się w
zdezorientowane twarze przyjaciółek.
-
Słucham – spytał Pierwotny, nie maskując irytacji.
-
Widziałyśmy Mary – wykrztusiła Elena, zwracając na siebie uwagę Klausa. – Chyba
się poddaje.
Pierwotny
spojrzał na Caroline, która w tym samym momencie spojrzała na niego.
-Razem
z siostrą planowały wykonać jakieś zaklęcie, ale nas wypuściła – dodała Bonnie
na potwierdzenie słów wampirzycy. – Napisała mi na wiadomość na stole, że to koniec.
Klaus
tylko przytaknął głową i podniósł się z łóżka.
-
Zostawię was – oznajmiła, spoglądając na Caroline. – Pewnie chcecie porozmawiać
– dodał i nim, którakolwiek z nich zdążyła coś powiedzieć, wyszedł.
Zapadła
niezręczna cisza, którą po chwili przerwała Elena.
-
Caroline… to ty? – spytała, na co blondyna parsknęła śmiechem.
-
Tak to ja. Tym razem naprawdę – oznajmiła i trzy dziewczyny się roześmiały.
Bonnie
i Elena usadowiły się w nogach łóżka.
- A
więc… - zaczęła Elena. – Ty i Klaus…? Jest jakiś konkretny powód, dla którego
tu był?
- To
jego dom – burknęła blondynka, wywracając oczami.
- Ale…?
– Dziewczyny nie dawały za wygraną. Dobrze wiedziały, że coś się święci.
Caroline
spojrzała na każdą z przyjaciółek z osobna. Wyglądała jakby chciała coś
powiedzieć, jednak po chwili zrezygnowała, odwracając wzrok.
Wampirzyca
i czarownica spojrzały po sobie. Bonnie dała Elenie znak, żeby zaczęła mówić,
jednak ta nie sprawiała wrażenia przekonanej.
-
Jutro wyjeżdżamy – powiedziała w końcu, na co Caroline gwałtownie się
odwróciła.
-
Jak to? – spytała, spoglądając na Bonnie, oczekując wyjaśnień.
- Przyjechaliśmy
ty tylko dlatego, bo byłaś w niebezpieczeństwie, a teraz kiedy
niebezpieczeństwo minęło nie mamy tu nic do szukania – oznajmiła ciemnoskóra. -
Chcemy żebyś jechała z nami, Mystic Falls to twój dom, ale… - zawahała się,
spoglądając na Elenę, jakby szukała wsparcia.
-
Podejrzewamy, że nie chcesz jeszcze wyjeżdżać – dokończyła za nią wampirzyca.
Zapadła
cisza. Dziewczyny wpatrywały się w Caroline oczekując jakieś reakcji z jej
strony, jednak ona wydawała się odpłynąć gdzieś daleko.
- O
której, chcecie wyjechać? – spytała w końcu. Ciągle wydawała się jakaś
nieobecna.
-
Rano, coś około 8 – rzuciła Bonnie. Caroline, kiwnęła głową na znak, że do niej
dotarło.
-
Możecie już iść – powiedziała, wywołując zdziwienie na twarzach przyjaciółek. –
Chce się pożegnać. Później do was dojdę – wyjaśniła.
Dziewczyny
nie protestowały. Pożegnały się, po czym Caroline odprowadziła je do wyjścia.
Kiedy
tylko zamknęła drzwi, westchnęła głośno. W domu panowała przerażająca cisza. Wampirzyca
wytężyła słuch, jednak jej wyostrzone zmysły nie uchwyciły żadnych dźwięków.
-
Klaus – zawołała cicho, jednak nie usłyszała odpowiedzi. Poczuła narastającą
panikę. Przecież nie zostawiłby jej samej, prawda?
-
Klaus – zawołała, tym razem o wiele głośniej, jednak znów odpowiedziała jej
cisza.
Kiedy
zamierzała zawołać po raz trzeci, coś pociągnęło ją do tyłu i zatkało usta.
Dopiero po chwili zorientowała się, że to czyjaś dłoń.
-
Nic nie mów – szepnął jej napastnik, a ona odetchnęła z ulgą słysząc, że to
Klaus. Kiwnęła delikatnie głową na znak, że zrozumiała, po czym Pierwotny
odsunął dłoń.
Odwróciła
się do niego przodem i aż wstrzymała oddech, widząc jak blisko znajdują się ich
twarze. Klaus zdawał się nic z tego nie robić i wpatrywał się w jakiś punkt
ponad jej głową.
Po
chwili złapał ją za przegub i w wampirzym tempie wybiegli z rezydencji.
- Co
się stało? – spytała blondynka, kiedy już znaleźli się na zewnątrz.
-
Ktoś był w środku – odpowiedział Pierwotny, ciągnąc ją w stronę lasu.
-
Ale kt… AAA! – krzyknęła, czując narastający ból w głowie, jak gdyby tysiące
igieł zostało wbitych do jej mózgu.
-
Myślałeś, że możesz się przede mną schować? – Odezwał się głos gdzieś z tyłu,
jednak Caroline nie miała siły, aby się odwrócić.
-
Czego chcesz? – spytał Klaus, który najwidoczniej nie przeżywał takich katuszy
jak wampirzyca.
-
Dokończyć to co zaczęła moja siostra. – Caroline zmusiła się, aby spojrzeć na
osobę, do której należał owy głos i nie była zdziwiona widokiem Viviane. Czarownica
spojrzała na nią, a ból w jej głowie zaczął narastać. Zrobiło jej się ciemno
przed oczami i z głuchym tupnięciem upadła na ziemię.
Viviane
uśmiechnęła się pod nosem, widząc słabość wampirzycy. Teraz mogła skupić całą
swoją uwagę na Pierwotnym.
-
Twoja siostra była na tyle mądra i zdążyła zrozumieć, że nie ma szans – rzucił
Klaus, a w jego głosie słychać było rozdrażnienie.
-
Mary była głupia i słaba. Wiedziałam, że nie da rady i w końcu się podda,
dlatego też odpowiednio się przygotowałam. – Skierowała rękę w stronę hybrydy i
jakby na jej znak zerwał się gwałtowny wiatr, który rzucił Pierwotnego na
pobliskie drzewo.
Wystająca
gałąź przeszła przez jego plecy i oblepiona krwią, wystawała z jego brzucha.
Klaus próbował się uwolnić, jednak jego ciało było jakby sparaliżowane.
-
Przypomina ci to coś? – spytała, wyciągając zza pleców jakiś przedmiot.
Pierwotny wstrzymał oddech, widząc w jej dłoni kołek z białego dębu. Jego
kołek.
-
Zdziwiony? – Jej twarz rozciągnął przebiegły uśmiech. – Pewnie zastanawiasz się
jak go znalazłam. Cóż, pozwól, że wyjaśnię.
Viviane
zaczęła spacerować jak gdyby nigdy nic, wymachując kołkiem.
- Priorytetem
było zdobycie naszyjnika, co, jak dobrze wiesz, zrobiła za nas twoja piękna
wampirzyca. – Czarownica spojrzała na nieruchomą Caroline. – Naszyjnik należał
do twojej matki, która także stworzyła to cacko. – Energicznie pomachała
kołkiem. – Wszystko co musiałam zrobić
to wypowiedzieć zaklęcie, które połączy magię Esther, a naszyjnik zrobił
resztę, doprowadzając mnie do twojego skarbu.
Czarownica
zaczęła się powoli zbliżać do Pierwotnego.
W
międzyczasie Caroline zaczęła dochodzić do siebie. Otworzyła oczy kiedy Viviane
wbiła kołek w ciało hybrydy.
-
Jak to jest, wiedzieć, że zginiesz z twojej własnej broni? – spytała, wbijając
drewno coraz głębiej, jednak celowo unikając serca, jakby chciała jak najdłużej
przeciągnąć tę torturę.
-
Idź do diabła – warknął Pierwotny, przez zaciśnięte zęby.
Czarownica
roześmiała się głośno.
- Ja
nie pójdę, ale możesz go ode mnie pozdrowić.
Caroline
zerwała się na równe nogi i podbiegła do Viviane, kiedy ta miała zamiar
zakończyć życie hybrydy. W oka mgnieniu włożyła swoją dłoń do jej klatki
piersiowej i wyrwała serce.
Ciało
czarownicy upadło na ziemię.
Caroline
wpatrywała się w organ w jej ręce, jakby nie do końca wierzyła że tam jest, jednak
przepełniony bólem, jęk Klausa sprowadził ją z powrotem na ziemię.
Upuściła
serce i wyciągnęła kołek z jego piersi, po czym pomogła mu stanąć na nogi.
Nic
nie mówiła, a on także się nie odezwał.
Nagle
z oczu wampirzycy popłynęły łzy, a z ust wydobyło się ciche łkanie.
Klaus
spojrzał na nią z czułością i przytulił do siebie.
-
Już po wszystkim – szepnął, głaszcząc ja po włosach. Wampirzyca odsunęła się od
niego i przytaknęła głową.
-
Tak, masz rację – potwierdziła, zwracając na siebie pytające spojrzenie Klausa.
– Za kilka godzin wracam do domu i wszystko będzie po staremu. Będziesz mógł
powrócić do swojego życia, tak jak ja wracam do Mystic Falls i zapomnimy o tym
wszystkim.
-
Wracasz? – spytał, jakby nie dowierzał jej słowom.
- A
chcesz żebym została? – odpowiedziała mu pytaniem, a w jej głosie można było
dosłyszeć cień nadziei.
Pierwotny
uchylił usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili się rozmyślił.
Caroline uznała to jako odpowiedź, po czym odwróciła się na pięcie, chcąc wyjść
z lasu. Kiedy była już w połowie drogi, Klaus dogonił ją i złapał za łokieć,
odwracając w swoim kierunku. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Było to
zaledwie delikatne muśnięcie, jednak wystarczyło, aby serce wampirzycy
przyspieszyło bicia.
Spojrzała
na niego zdezorientowana i szczęśliwa zarazem.
-
Chcę żebyś została – powiedział unosząc kąciki ust w uśmiechu. Caroline
roześmiała się, szczęśliwa i zarzuciła mu ręce na szyję, całując go.
W
końcu czuła, że jest tam, gdzie powinna być.
~~~~~
Hej, hej! Przychodzę do was z nowym rozdziałem i tak jak obiecywałam, jest o wiele wcześniej niż poprzednie ;) Mam nadzieję, że się spodobał. Po niekończącym się bawieniu emocjami, w końcu złączyłam Klaroline :)))
Do następnego! ♥