Słońce
zachodziło powoli za horyzontem, malując na niebie
pomarańczowo-czerwoną poświatę, która mieszała się z błękitnym
niebem, tworząc symfonię barw.
Caroline
przechyliła głowę w prawo, potem w lewo. Normalnie taki widok,
powinien wywołać w niej jakiekolwiek uczucie, jednak teraz nie
czuła absolutnie nic. Smutne, ale z drugiej strony było jej
wszystko jedno.
-Dowiem
się w końcu gdzie idziemy? - spytała czarownicę, która szła
kilka kroków przed nią, prowadząc je w tylko jej znane miejsce.
-Nie
pamiętasz? - spytała, spoglądając na nią zaskoczona. - Wydawało
mi się, że przywróciłam ci wszystkie wspomnienia – powiedziała
jakby do siebie. - Chociaż kiedy ostatnio tędy szłyśmy było
ciemno, więc możesz nie pamiętać.
Caroline
spojrzała na nią spod uniesionych brwi. Gdyby miała uczucia,
zapewne byłaby zirytowana, a nawet oburzona zachowaniem czarownicy,
jednak teraz po prostu ją obserwowała, zastanawiając się co z tą
kobietą jest nie tak.
Na
pierwszy rzut oka wygląda na normalną, jednak wampirzyca zdążyła
ją na tyle poznać, żeby stwierdzić, że normalna to ona nie jest.
Nawet jak na wiedźmę, zachowuje się wyjątkowo dziwnie, mimo tego
że żyje już jakieś sto lat. No ale Qetsiyah czy Silas też nie
sprawiali wrażenia zdrowych psychicznie, a ich długość życia
wynosiła dwa tysiące.
-Idziemy
do Marcela? - spytała, przypominając sobie noc, w której
czarownica zaprowadziła ją na obrzeża miasta do jakiegoś
magazynu.
-Wiedziałam,
że sobie przypomnisz. - Na twarzy szatynki zawitał szeroki uśmiech.
-Tak
– mruknęła wampirzyca, przeciągając samogłoskę. Nadal nie
wiedziała dlaczego w ogóle podążała za szatynką, ale tak jakby
nie miała wyboru. Gdy Mary szła, Caroline po prostu musiała iść
za nią, jakby była ciągnięta przez niewidzialną linę.
Podejrzewała, że czarownica rzuciła na nią jakieś zaklęcie.
-Teraz
tutaj. - Mary wskazała stary ceglany budynek, który wyglądał na
dawno opuszczony, jednak po wejściu do środka, Caroline musiała
stwierdzić, że ktoś tu mieszkał.
Wnętrze
było urządzone skromnie, właściwie tylko jedno wielkie
pomieszczenie i najpotrzebniejsze meble.
-Nie
spodziewałem się was tak szybko – dobiegł ich głos mężczyzny,
który z uśmiechem na twarzy do nich podszedł. - Witaj ponownie
Caroline – przywitał się, a uśmiech na jego twarzy stał się
jeszcze szerszy.
-Taa
cześć – rzuciła obojętnie, nie zaszczycając ciemnoskórego
nawet jednym spojrzeniem.
-Mam
rozumieć, że jest po naszej stronie? - spytał, spoglądając na
czarownicę, która odpowiedziała mu uśmiechem.
-Nie
jestem po niczyjej stronie – oznajmiła spokojnie Caroline.
-Ach
nie? Wydawało mi się, że skoro poszłaś ze mną to jesteś po
mojej stronie – powiedziała czarownica, robiąc zasmuconą minę.
-Daruj
sobie – prychnęła wampirzyca. - Dobrze wiem, że rzuciłaś na
mnie jakiś urok, żebym za tobą szła.
-Sprytna
dziewczyna – pochwaliła ją Mary, robiąc minę pełną uznania.
Caroline posłała jej wymuszony uśmiech.
-Więc
– zaczęła, spoglądając to na czarownicę, to na wampira. -
Chcecie się pozbyć Klausa prawda? Gdybym miała uczucia może bym
się tym przejęła, jednak teraz... - Wzruszyła ramionami, siadając
na kanapie i założyła nogę na nogę. - Potrzebujecie mnie? W
porządku. Mam okazję do tego, aby się trochę zabawić.
Mary
i Marcel spojrzeli po sobie niepewnie.
-No
więc, przedstawcie mi swój plan, a ja zdecyduję czy wam pomogę –
oznajmiła, spoglądając na nich z szerokim uśmiechem na twarzy.
***
Elena
kręciła się niespokojnie po salonie, w posiadłości Mikaelsonów.
Zapadał zmrok, a ona nadal nie znalazła Caroline, poza tym Klaus
twierdził, że jej przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie, jednak
nic więcej nie chciał powiedzieć. Po prostu wyszedł z domu bez
słowa wyjaśnienia.
Chciała
iść i szukać blondynki na własną rękę, jednak Elijah poprosił
ją, aby jeszcze została, więc teraz siedzi bezczynnie i czeka na
nie wiadomo co. Powinna się nie zgadzać i odejść kiedy miała ku
temu okazję.
-Przepraszam,
że musiałaś tyle czekać – oznajmił Pierwotny, wchodząc do
pomieszczenia. Szatynka uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dlaczego
chciałeś, żebym została?
-Mój
brat wyszedł bez słowa wyjaśnienia, a ja uważam, że zasługujesz
na to aby znać powód dla którego twoja przyjaciółka została
wpakowana w tarapaty – oznajmił, pokazując jej coś na kształt
albumu. Wyciągnął z niego jedno zdjęcie i podał szatynce.
Ilustracja
była czarno-biało. Widniało na niej kilkoro osób, w tym Klaus,
Elijah i... Kol? Brązowooka przyjrzała się dokładniej ilustracji.
Tak, to na pewno był Kol. Nie spoglądał w obiektyw, dlatego też
trudniej było go rozpoznać, ale to był on. Wpatrywał się w
kobietę stojącą obok niego, jakby była najpiękniejszą rzeczą
jaką kiedykolwiek widział.
-To
zdjęcie zostało zrobione w 1915 roku – oznajmił Pierwotny i
wskazał palcem osobę stojącą obok jego brata. - Ta kobieta to
Mary Castellano. Była potężną czarownicą i chyba pierwszą
osobą, którą mój brat naprawdę kochał.
-Twój
brat? Kol? - zdziwiła się szatynka.
-Nie
zawsze był tak arogancki i bezuczuciowy, jak wtedy gdy go poznałaś
– oznajmił Elijah, a Elena poczuła że jej policzki się
czerwienią, jednak Pierwotny nie wydawał być się tym przejęty,
wręcz przeciwnie. Z uśmiechem na twarzy przyglądał się szatynce.
-Pozwól,
że przytoczę ci fragment historii mojej rodziny – powiedział, a
Elena uśmiechając się nieśmiało przytaknęła głową.
Rok
1915, Nowy Orlean
Bezchmurne
niebo było ozdobione milionami gwiazd. Księżyc górował nad
miastem, oświetlając brukowane uliczki i budynki. Głośna muzyka
rozbrzmiewała w jednym z pubów. Ludzie się bawili, jak każdego
dnia w Nowym Orleanie. Tutaj, zabawa to główne motto.
Pierwotni,
którzy byli, tak jakby panami tego miasta, byli również głównymi
gospodarzami tego przyjęcia. Świętowali... w sumie to nie musieli
niczego świętować, aby móc się dobrze bawić w miłym
towarzystwie.
Klaus
Mikaelson, z szerokim uśmiechem na twarzy przypatrywał się
rozbawionym gościom, którzy tańczyli do wesołej muzyki, spożywali
alkohol, bądź po prostu spędzali czas na rozmowie.
To
dzięki niemu i jego rodzeństwu to wszystko w ogóle było możliwe.
Pomogli zbudować miasto, dając początek nowo orleańskiej
cywilizacji.
-Nik,
bracie, dlaczego siedzisz tu samotnie zamiast bawić się razem z
innymi. - Obok blondyna pojawił się jego młodszy brat, Kol.
-To
samo pytanie mógłbym zadać tobie, bracie – oznajmił Klaus, na
co Kol odpowiedział mu pytającym spojrzeniem. - Przepadłeś gdzieś
na dwa dni i nagle pojawiasz się tu jak gdyby nigdy nic. Raczyłbyś
mi chociaż powiedzieć, gdzie przez ten czas przebywałeś?
Na
twarzy wampira zagościł szeroki uśmiech.
-Tylko
mi nie mów, że się o mnie martwiłeś. Nik, nie poznaję cię. -
Brązowooki sprawiał wrażenie rozbawionego, jednak Klausowi nie
było do śmiechu.
Kol,
widząc reakcję brata, również spoważniał. Westchnął głośno,
po czym skinął ręką wzywając kogoś do siebie.
-Chcę
ci przedstawić moją dobrą znajomą – oznajmił, kiedy obok nich
pojawiła się średniej wielkości szatynka z brązowymi oczami,
które wpatrywały się niepewnie w szare tęczówki Pierwotnego. -
Mary poznaj mojego brata Niklausa, Nik poznaj Mary Castellano –
przedstawił ich Kol, mimo iż dobrze wiedział że mieli już okazję
się poznać.
-Co
to ma znaczyć? - spytał Klaus, spoglądając to na brata, to na
kobietę.
-Mówiłam,
że to zły pomysł. Potrafił z zimną krwią zabić mojego
przyjaciela, więc nie powinniśmy liczyć na cuda – mruknęła
szatynka. - Lepiej chodźmy – dodała, ciągnąc Pierwotnego za
rękaw.
-Nie
– powiedział spokojnie, wpatrując się prosto w jej oczy. - Wiem,
że oboje macie między sobą konflikt – oznajmił, spoglądając
na brata. - Ale zależy mi na niej i chcę mieć twoje poparcie.
-Masz
zamiar bratać się z wiedźmą? - spytał Klaus, a w jego głosie
można było dosłyszeć niedowierzanie.
-Ty
i Elijah już od dłuższego czasu chcecie zjednoczyć wszystkie
nadnaturalne istoty, które żyją w Nowym Orleanie. Musimy im
pokazać, że potrafimy żyć ze sobą w zgodzie.
Klaus
wpatrywał się uważnie w brata, nie do końca wiedząc czy on sobie
żartuje, czy mówi poważnie. Kol nigdy nie interesował się
sprawami politycznymi miasta, zawsze starał się stać na uboczu, a
teraz nagle wyskakuje z takim pomysłem tylko dlatego, że chce być
z jakąś tam czarownicą.
Na
twarzy blondyna zawitał uśmiech.
-To
twoje życie – powiedział, kładąc rękę na ramieniu brata. -
Rób co uważasz za słuszne – dodał i opróżnił do reszty
szklankę, po czym odszedł.
Kol
spojrzał na szatynkę, która ze zdziwieniem wpatrywała się w
miejsce gdzie jeszcze przed chwilą siedział Klaus.
-Udało
nam się – powiedział, łapiąc jej twarz w swoje dłonie,
nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
-Tak
– odparła, uśmiechając się wesoło, po czym złożyła na jego
ustach pocałunek.
Piękna
scena, pomyślałby każdy.
Każdy
z wyjątkiem Klausa, który z piorunującym spojrzeniem, przypatrywał
się zakochanej parze.
-Nasz
brat jak zwykle w swoim żywiole. - Elijah, podszedł do Klausa,
wskazując na najmłodszego Mikaelsona.
-Na
to wygląda – mruknął, nie odrywając od nich wzroku.
-Niklaus,
wszystko w porządku? O czym rozmawiałeś z Kolem? - spytał szatyn,
spoglądając w stronę brata.
-Chciał
mojego błogosławieństwa – odparł Klaus, co wywołało
zdziwienie na twarzy Elijahy.
-Czyli
to coś poważnego? - spytał, nie za bardzo przekonany tym co widzi.
Klaus spojrzał na brata, uśmiechając się nonszalancko.
-Znasz
Kola, po miesiącu będzie już po wszystkim – mruknął,
wzruszając ramionami.
Mimo
iż wypowiedziane słowa brzmiały prawdziwie, Klaus nie był co do
nich przekonany.
Miał
dziwne przeczucie, że ta historia może trwać dłużej niż
miesiąc... i wcale się nie mylił.
Teraźniejszość
Elena
siedziała wyprostowana jak struna, wpatrując się w Elijahę
szeroko rozwartymi oczami. Powoli przetwarzała to, czego przed
chwilą się dowiedziała. Poznała fragment historii Pierwotnych,
jednak nadal nie wiedziała co to ma wspólnego z Caroline. Mimo
wszystko historia była ciekawa.
-Co
się stało dalej? - spytała
-Cóż,
historia mojego brata i Mary, była o wiele dłuższa niż zakładał
Klaus. Trwała rok co i tak było wyjątkowo długo jak na Kola i
muszę przyznać, że gdyby nie Niklaus może i spędziliby razem
wieczność, jednak nie było im to dane.
-Można
konkretniej?
-Jak
już wcześniej wspomniałem, Mary była bardzo potężną
czarownicą, jednak była również buntownicza. Ta cecha zapewne
najbardziej podobała się mojemu bratu, jednak problem polegał w
tym, że nie chciała podporządkować się sabatowi, dlatego też
wiedźmy zwróciły się o pomoc do nas, a konkretniej do Klausa.
Przestrzegły
go, że jeśli jej moc nie będzie rozwijana pod nadzorem starszych,
Mary okaże się niebezpieczna nawet dla Pierwotnego.
-Czyli
Klaus musiał po prostu sprawić, aby ta cała wiedźma przyłączyła
się do innych wiedźm? - spytała Elena, spodziewając się, że
historia będzie bardziej interesowna.
-Tak
było na początku, jednak z czasem to, nie wystarczyło czarownicom
– oznajmił Elijah, robiąc krótką pauzę. Kiedy napotkał się
na pytające spojrzenie szatynki mówił dalej:
-Mary
musiała zginąć – oznajmił. Elena była lekko zaskoczona, jednak
mimo wszystko nie zbiło jej to z tropu i kiedy już miała coś
powiedzieć, Pierwotny nie dopuścił jej do słowa.
-Oczywiście
Kol się nie zgodził – kontynuował. - Niklaus próbował
przemówić mu do rozsądku. Przecież był Pierwotnym Wampirem mógł
posiąść każdą kobietę, jaką tylko zapragnie, a dla jednej
wiedźmy nie warto ryzykować, jednak nasz młodszy brat pozostawał
nieugięty.
-I
co zrobił Klaus? - spytała szatynka, przerywając historię
Mikaelsona.
-Zasztyletował
naszego brata – oznajmił, jakby z nutą rozczarowania w swoim
głosie. Elena otworzyła usta ze zdziwienia, jednak zaraz jej zamknęła. Tak, to było bardzo w stylu Klausa.
-A
co z Mary?- spytała, widząc że Elijah nie ma zamiaru mówić dalej.
-Cóż,
według poleceń wiedźm zadaniem Klausa było odciągnięcie od niej
Kola, aby im nie przeszkadzał. Podejrzewaliśmy, że Mary jest
martwa, jednak kilka dni temu okazało się, że ona żyje. I to
właśnie ona wymazała wspomnienia Caroline i prawdopodobnie ją
teraz przetrzymuje.
-O
Boże – szepnęła wampirzyca, odsuwając włosy z twarzy. - Jeśli
ona jest tak potężna, jak mówisz to kto wie co się teraz dzieje z
Caroline.
-Wybacz,
że zostałyście w to wpakowane – przeprosił Elijah, a jego słowa
brzmiał jak najbardziej szczerze.
-To
nie ty powinieneś przepraszać, tylko Klaus – fuknęła szatynka, krzyżując ręce na piersi. - Dlaczego przez jego błędy z
przeszłości Caroline musi cierpieć?
-Ponieważ
mu na mnie zależy – odezwał się głos, gdzieś za nimi. Elena
jak i Elijah odwrócili się za siebie i ze zdziwieniem stwierdzili,
że owy głos należał do Caroline.
-I
teraz za to zapłaci – dodała, a na jej twarzy pojawił się
uśmiech.
W tym uśmiechu było coś złowrogiego, coś co w ogóle nie przypominało Caroline.
Ten uśmiech oznaczał początek czegoś złego.
~~~~~
Kiedy zaczęłam pisać rozdział to wydawało mi się, że będzie on dobry, jednak teraz widzę że się niepotrzebnie łudziłam. Od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny. Spróbuję coś przez weekend napisać, ale może być ciężko. Wiecie jak to z nową szkołą.
A jak wam minęły pierwsze dni września? ; >
Do następnego! ♥
Rozdział jet świetny, jak zawsze i wgl nie rozumiem o co Ci chodzi! Uwielbiam retrospekcje <3 Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na 4 rozdział "To był naprawdę udany "służbowy" wyjazd". Zapraszam do czytania i komentowania, pozdrawiam :) Victoria G.
http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl
Rozdział bardzo fajny :D Jak możesz mówić że zły? :D Cudo :D Fajnie Dużo się dzieje, akcja :D Lubię to! fajna historia z Kolem i Marry :D Taki flashback :D Wyszedł ci świetnie! :D no i dobrze wiemy ze Caroline często kieruję się emocjami. A teraz ich nie ma. Więc to będzie bardzo ciekawe. :D Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńWitaj. Niezmiernie się cieszę, że jest już nowy rozdział. Po jego przeczytaniu mogę powiedzieć tylko: chcę więcej retrospekcji!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Caroline nie ma emocji ale na pewno rozwiążesz to w jakiś ciekawy sposób.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Rozdział , całkiem dobry ,nie mogę się doczekać kiedy wreszcie będzie happy end :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na bloga .
klaroline-na-zawsze-razem.blogspot.com.
Czekam, czekam i czekam ;c
OdpowiedzUsuńZapraszam na 5 rozdział "Jutro poznasz Ian`a". Zapraszam do czytania i komentowania, pozdrawiam :) Victoria G.
http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl
Cześć!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc już dawno przestałam czytać blogi o Klaroline. Stwierdziłam, że zeszły na psy, jednak tutaj postanowiłam się przełamać. Nie wiem, czy to wina szaty graficznej, czy może zachęcającej fabuły. Jak już wspomniałam, pojęcia nie mam. W takim razie wiesz, że przeczytałam ;D
Zajęło mi to dwa tygodnie z hakiem (nauka boli :')) jednak dobrnęłam do rozdziału XV i muszę powiedzieć całkiem szczerze - WOW. Piszesz doprawdy wspaniale, wszystko ma swoje miejsce, postaci serialowe świetnie wpasowują się w tło, umiesz oddać ich charaktery, lecz mimo wszystko wciąż mają to coś... Hmm... Oryginalnego? To chyba dobre słówko... Dodatkowo akcja. Lubię to, że nic nie dzieje się natłokiem. Każdy rozdział został przez Ciebie dokładnie przemyślany i brawo! Bo to sztuka!
Także ten... Dziś tylko o ogóle, pod nowościami wypowiem się szerzej ;D
No i jedna uwaga...
Mianowicie zapis dialogu.
Ty piszesz:
"-Sprytna dziewczyna – pochwaliła ją Mary, robiąc minę pełną uznania. "
A poprawnie zdanie wygląda tak:
"- Sprytna dziewczyna – pochwaliła ją Mary, robiąc minę pełną uznania."
Niby to tylko spacja po pierwszym myślniku, jednak potrzebna ;)
Coby nie było, że się czepiam. Innych błędów nie zauważyłam i oby tak dalej!
Także ten...
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie.
Tak, nie ma to jak chamska reklama, jednak nie zaprzeczę, potrzebuję komentarzowego kopa w tyłek...
Zapraszam serdecznie na
http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/
Liczę na szczerą opinię i szybkie pojawienie się nowości.
xx
Nogitsune
Zapraszam do siebie na NN po przerwie!
OdpowiedzUsuńMyślę że warto ;)
Pozdrawiam! ;)
mysticfallskrainamarzen.blogspot.com
uwielbiam to opowiadanie ale coś mi nie pasuje. Skoro Klaus zasztyletował Kola z 1916 to jakim cudem Elena i Care mogły go poznać w 2012 itd?
OdpowiedzUsuń