Poranne
promienie wpadały przez okno, powodując, że cały pokój znajdował
się w jasnej poświacie.
Blondynka
zmrużyła oczy. Światło przedzierało się przez jej powieki,
zmuszając ją do odwrócenia się na drugi bok. Chciała ponownie
zapaść w sen, niestety on uparcie nie nadchodził. Westchnęła
cicho i zmusiła się do otworzenia oczu.
Znajdowała
się w ogromnym pokoju, w którym dominowały jasne kolory. Na
ścianach wisiało kilka obrazów, a wielkie łóżko na którym
leżała, było wyjątkowo wygodne.
Nie
pamięta jak się tu znalazła, nic nie pamiętała. Powinno ją to
martwić, była w obcym miejscu, nie wiedziała kim jest ani co tu
robi, a jednak się nie bała. Ogarniał ją dziwny spokój.
Jej
rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę
– powiedziała cicho, chociaż w rzeczywistości, pokój nawet do
niej nie należał, przynajmniej tak myślała.
-Jak się
czujesz? - spytał mężczyzna, wchodząc do pokoju. Blondynka
przyjrzała mu się uważnie. Był średniego wzrostu, dobrze
zbudowany, włosy koloru ciemnego blondu, wyraźne rysy twarzy i
szaroniebieskie oczy.
-Czuję
się... dobrze – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Widząc jego
zatroskaną minę chciała go jakoś pocieszyć i spróbowała się
uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego dziwny grymas.
-Czy coś
ci się przypomniało? - spytał podchodząc do niej.
Usiadł na rogu
łóżka, nie spuszczając z niej wzroku.
-Totalna
pustka – odparła, wzruszając ramionami.
-Kompletnie
nic?
Blondynka
pokręciła przecząco głową.
-Nie za
bardzo ci to przeszkadza co? - Po jego twarzy błąkał się
delikatny uśmiech. Dziewczyna niepewnie go odwzajemniła.
-Dlaczego
jesteś dla mnie taki miły?- spytała, przyglądając mu się
uważnie.
Na jego
twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Gdybyś
mnie pamiętała, te słowa nigdy nie przeszłyby przez twoje gardło
– oznajmił śmiejąc się.
-Dlaczego?
- spytała zdezorientowana.
-Wiesz,
„ja i miły”, to ze sobą nie pasuje – powiedział z uśmiechem.
-Jesteś,
aż taki zły? - spytała zaskoczona.
Mężczyzna
przez jakiś czas się jej przyglądał, po czym wzruszył tylko
ramionami,
-Długo
się znamy? - spytała, wiedząc że nie otrzyma jasnej odpowiedzi na
zadane wcześniej pytanie.
-Już
jakiś czas – odpowiedział, uśmiechając się.
-Opowiesz
mi coś o mnie? - spytała, a po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. -
Jak to głupio zabrzmiało – powiedziała śmiejąc się.
-Słowa
wypowiedziane z twoich ust nigdy nie brzmią głupio – oznajmił,
wpatrując się w nią uważnie. - Po za tym, nie jestem odpowiednią
osobą, która powinna powiedzieć ci kim jesteś.
-Dlaczego
nie? Sprawiasz wrażenie kogoś, kto mnie dobrze zna.
Na jego
twarzy zawitał uśmiech.
Dziewczyna,
widząc że nie otrzyma odpowiedzi na pytanie, mówiła dalej.
-Chociaż
mała biografia na mój temat – powiedziała praktycznie go
błagając.
Mężczyzna
przybliżył się do niej i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
-Caroline
Forbes, jesteś najbardziej szczerą osobą jaką znam. Jesteś
piękna, silna, pełna życia. I chociaż nie raz potrafisz
doprowadzić mnie do szału, to nie żałuję tego że... -
Zatrzymał się w pół zdania.
-Że...?
- dopytywała się Caroline z niecierpliwością.
Z ust
mężczyzny wydobyło się głośne westchnięcie.
-Na
komodzie są czyste ubrania, łazienka, drugie drzwi po prawej –
powiedział, wstając z łóżka. - Możesz się odświeżyć –
dodał, zmierzając w kierunku drzwi.
-Jak mam
się do ciebie zwracać? – zawołała, powodując że zatrzymał
się w pół kroku.
Na kilka sekund zapanowała cisza, jakby mężczyzna zastanawiał się nad właściwą odpowiedzią.
-Klaus – oznajmił po chwili.
-Dziękuję,
Klaus. Za wszystko – powiedziała szczerze.
Na
twarzy Pierwotnego zagościł uśmiech, jednak Caroline nie było
dane go zobaczyć.
***
Elijah
chodził po salonie ze szklanką szkockiej w ręce.
Razem z
Klausem przenieśli się z powrotem do swojej posiadłości, ponieważ
miejsce znajdujące się na obrzeżach miasta jest bardziej
bezpieczne, niż dom do którego wstęp miał każdy wampir. Dopóki
Caroline nie odzyska pamięci, to miejsce jest idealne, aby trzymać
ją z dala od innych.
Elijah,
już od dłuższego czasu zastawiał się na tym, co przydarzyło się
blondwłosej wampirzycy. W pewnym sensie czuł się winny za to co ją
spotkało. W końcu gdyby się wcześniej zorientował, kim jest,
może udałoby mu się temu zapobiec, a jego brat nie odchodziłby
teraz od zmysłów.
Jego
rozmyślenia zostały przerwane przez Klausa, który właśnie wrócił
od Caroline.
-Co z
nią? - spytał, gdy hybryda podszedł do stolika, nalać sobie
alkoholu.
-Oprócz
tego, że nic nie pamięta, wszystko jest w jak najlepszym porządku
– mruknął, popijając burbon.
-Co
zamierzasz teraz zrobić?
-To co
powinien zrobić wieki temu – powiedział, dopijając resztki. -
Znaleźć Marcela i zakończyć jego bezwartościowe istnienie.
-Na
prawdę sądzisz, że Marcel to zrobił? - spytał Elijah, nie za
specjalnie przekonany do hipotezy brata. - Szczerze wątpię, żeby
zdołał wymazać pamięć wampirowi, przynajmniej nie bez niczyjej
pomocy.
-Twierdzisz,
że pomagała mu wiedźma? - spytał Klaus lekceważąco.
-Jest to
najbardziej logiczne wyjaśnienie – odparł Elijah, nie zrażony
nie chęcią brata. - Dlatego też uważam, że powinieneś się
skupić na odnalezieniu tej czarownicy.
-Mam
znaleźć wiedźmę, która może być kimkolwiek. Tak, to zadanie
wydaje się dziecinnie proste – mruknął sarkastycznie, wpatrując
się ze złością na brata.
-Czyli
rozumiem, że masz lepszy pomysł – zaczął Elijah siadając na
fotel. - Słucham. - Złożył ręce, czekając na reakcję brata.
Klaus
zacisnął ze złości pięści, po czym wyszedł z domu trzaskając
głośno drzwiami.
Z ust
wampira wydobyło się głośne westchnięcie. Chciał pomóc bratu,
jednak było to niemożliwe skoro Klaus nie miał zamiaru
współpracować.
-Dzień
dobry – dobiegł go kobiecy głos. Odwrócił się w stronę drzwi,
w których stała blondwłosa wampirzycy.
-Dzień
dobry Caroline – odpowiedział, uśmiechając się do niej. -
Wszystko w porządku?
-Tak,
wszystko dobrze – powiedziała szybko. - Chociaż... - zaczęła,
niepewnie przygryzając wargę.
-Tak? -
Elijah podniósł się z fotela.
-Jestem
trochę głodna. Gdzie znajdę kuchnię? - spytała, uśmiechając
się nieśmiało.
Pierwotny
spojrzał na nią lekko zaskoczony.
-Klaus
ci nie powiedział? - spytał zdziwiony.
-Powiedział,
o czym? - spytał Caroline, równie zaskoczona.
-O tym
kim jesteś.
-Ach to
– mruknęła, przewracając oczami. - Próbowałam go namówić,
ale on stwierdził, że nie jest odpowiednią osobą, która powinna
powiedzieć mi kim jestem – powiedziała, naśladując głos
hybrydy.
Na
twarzy wampira zagościł uśmiech.
-Wybacz,
mój brat potrafi być czasami bardzo uparty.
-Och,
nie wiedziałam, że jesteście braćmi – przyznała, wyraźnie
zdziwiona.
-Momentami
sam zaczynam w to wątpić.
Caroline
przyjrzała mu się uważnie. Elijah widząc jej spojrzenie, mówił
dalej.
-Pozwolisz,
że ja ci coś przygotuję – zaproponował, uśmiechając się do
niej.
-To, że
niczego nie pamiętam, nie oznacza, że nie potrafię zrobić sobie
kanapki – powiedziała, podnosząc przy tym wysoko brwi.
-To chociaż pozwól, że przyniosę ci coś do picia.
-Wystarczyłby
mi zwykły sok – powiedziała zdezorientowana zachowaniem
mężczyzny.
-Nalegam.
- Pierwotny posłał jej spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, dlatego
też Caroline po prostu przytaknęła głową.
-Kuchnia
znajduje się zaraz obok. Pierwsze drzwi po prawej – powiedział
zanim wyszedł.
-Dziękuje
– szepnęła cicho Caroline, będąc nieświadoma tego, że
mężczyzna ją usłyszał.
***
Szatynka
przechadzała się ulicami Nowego Orleanu. W jednej ręce niosła
siatki z zakupami, w drugiej zaś trzymała kubek z poranną kawą.
Na pozór wyglądała na szczęśliwą kobietę. Nikt nie potrafił
się domyśleć, że pod tą fasadą radości kryje się ból,
cierpienie i ogromny smutek. Ale przecież każdy byłby załamany po
stracie ukochanej osoby i to dwukrotnie.
Mary westchnęła spoglądając w niebo. Słońce
raziło dzisiaj wyjątkowo mocno. Sięgnęła do jednej z toreb i wyciągnęła z niej okulary przeciwsłoneczne, które sekundę później znajdowały się na jej nosie.
W jednej
chwili jej wzrok przykuł sklep, a raczej osoba, która z
niego wychodziła. Zainteresowana, zaczęła zmierzać w jego stronę,
gdy ktoś na nią wpadł, tym samym wytrącając jej kawę z ręki.
-Cholera
– mruknęła, spoglądając wściekle na swojego oprawcę i aż
odsunęła się zdziwiona, kiedy zdała sobie sprawę kim on jest.
-Przepraszam
– mruknął Klaus, nie zwracając na nią większej uwagi.
-Nie
szkodzi – powiedziała cicho, zapominając o tym że Pierwotny i
tak ją usłyszy. Nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi,
niestety wszystko musiało potoczyć się odwrotnie.
Klaus
odwrócił się do niej, zatrzymując wzrok na jej okularach. W tym
momencie dziękowała słońcu, że tak bardzo dziś świeciło.
Posłała
hybrydzie nieśmiały uśmiech na znak, że wszystko w porządku i
szybko go minęła. Niestety nie było dane jej uciec. Klaus złapał
ją za ramię, powodując że szatynka stanęła jak wryta.
-Znamy
się skądś? - spytał, na co dziewczyna wstrzymała na chwilę
oddech.
Odwróciła się do niego bokiem i udawała, że mu się
przygląda.
-Nie,
nie wydaje mi się – powiedziała, starając się brzmieć
beztrosko. - Mógłbyś mnie puścić – spytała wskazując na
swoje ramię.
Pierwotny niechętnie
rozluźnił uścisk, jednak nie spuścił z niej wzroku.
-Żegnam
– mruknęła i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, poszła
przed siebie.
Jedyne
czego w tym momencie pragnęła to znaleźć się jak najdalej od
niego. Od potwora, który zrujnował jej życie.
Rok
1916, Nowy Orlean
Wesoły
śmiech przerwał ciszę panując nad miastem. Jego właścicielem
była brązowooka czarownica, która wraz z najmłodszym, pierwotnym
wampirem spacerowała wzdłuż wybrukowanych ulic Nowego Orleanu.
-Powinniśmy
być trochę ciszej – powiedział, kładąc palec na ustach
dziewczyny.
-Kol
Mikaelson powstrzymuje się od dobrej zabawy, tego jeszcze nie było
– oznajmiła z udawanym zdziwieniem.
-Ha ha,
bardzo zabawne – mruknął, całując ją w usta.
Mimo tak
czułego gestu, widać było, że coś go zamartwiało i oczywiście
nie uszło to uwadze czarownicy.
-Hej –
zaczęła, szturchając go delikatnie, aby zwrócić na siebie jego
uwagę. - Stało się coś?
Pierwotny
spojrzał na jej zatroskaną twarz i westchnął głośno.
-Klaus –
mruknął. - Znowu nie zgodziliśmy się w pewnej sprawie, ale nie
przejmuj się, pewnie zdążył już o tym zapomnieć – powiedział,
całują ją w czubek głowy.
-Nie
podoba mi się to, jak Klaus cię traktuje – oznajmiła,
spoglądając mu w oczy. - Mówiłam, że powinniśmy wyjechać do
Chicago, ale nie, ty wolałeś zostać tutaj.
-Nie
zrzucaj wszystkiego na mnie. Przyjechałaś tutaj, aby znaleźć
sabat czarownic, a kiedy w końcu ci się udało, chcesz po prostu
wyjechać. Naprawdę, czasami nie potrafię cię rozgryźć. - Mimo,
iż jego głos brzmiał żartobliwie, to jego wyraz twarzy był poważny.
-Dobrze,
zapomnij, że w ogóle o tym wspomniałam – mruknęła,
przewracając oczami.
Między
nimi zapanowała głucha cisza, którą po chwili przerwał
Pierwotny.
-Jesteś
zła? - spytał niepewnie.
-Wiesz,
że potrzeba czegoś poważniejszego, żeby mnie zdenerwować –
powiedziała z uśmiechem.
-Wiem,
wiem, ale wolałem się upewnić – powiedział, obejmując ją
ramieniem. - To gdzie teraz idziemy?
-Może
po prostu do mnie – zaproponowała, uśmiechając się znacząco.
-Z tym
mogę się zgodzić – odpowiedział, muskając delikatnie jej usta
swoimi. - Ale zrobimy to po mojemu – dodał i wziął ją na ręce,
po czym w wampirzym tempie przemieścił się do mieszkania
czarownicy, które znajdowało się w jednej z pobliskich kamienic.
-Nienawidzę,
kiedy tak robisz – mruknęła, spoglądając na niego spode łba. -
A teraz mógłbyś mnie puścić.
-Proszę
bardzo – powiedział i wedle jej życzenia zabrał ręce.
Dziewczyna
krzyknęła, czując, że za moment spadnie na twardy grunt, jednak
nim jej ciało zderzyło się z ziemią, Pierwotny ponownie ją
złapał.
-Wydawało
mi się, czy czasem nie chciałaś, żebym cię puścił? - Na jego
twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Nienawidzę
cię – mruknęła, uwalniając się z jego uścisku.
Kiedy
jej stopy stanęły na trwałym gruncie, nie czekając na wampira
weszła do mieszkania, zamykając mu drzwi przed nosem. Mikaelson był
jednak szybszy i nim drzwi zdążyły się zatrzasnąć, wślizgnął
się do środka.
-To nie
było miłe z twojej strony – mruknął, przygważdżając ją do
ściany.
-Mówisz
to tak, jakbyś sam kiedykolwiek był miły – powiedziała,
odwracając głowę w bok, aby na niego nie patrzeć.
-Zatem
jesteśmy idealnie dopasowani. - Czarownica zadrżała, czując na
szyi jego ciepły oddech.
-Chciałbyś
– mruknęła cicho, powstrzymując się od tego, aby mu nie ulec.
Niestety jego usta, które w tym momencie błądziły po jej szyi,
wcale tego nie ułatwiały.
-Czy
mógłbyś... - zaczęła, zwracają na siebie jego uwagę.
-Tak? -
spytał cicho, spoglądając jej prosto w oczy.
Dziewczyna
dostrzegła bijące od nich pożądanie, dlatego też nie zwlekając
ani chwili dłużej, po prostu wpiła się w jego usta.
Mężczyzna
nie pozostawał jej dłużny. Przysunął ją do siebie, kładąc
dłonie na jej tali, zaś ona objęła rękoma jego kark, a palce
wplotła we włosy.
Nim się
obejrzeli, znaleźli się na łóżku, nie przerywając wykonywanej
czynności i pewnie posunęli by się dalej, gdyby nie pewien KTOŚ.
-Wybaczcie,
ale jestem zmuszony wam przeszkodzić – usłyszeli i odskoczyli od
siebie jak oparzeni.
-Klaus,
co ty tu do cholery robisz? - spytał Kol, posyłając bratu
spojrzenie, które mogłoby zabić.
-To samo
pytanie chciałem zadać tobie – mruknął Pierwotny, spoglądając
przy tym na Mary, która do tej pory siedziała na łóżku, starając
się uspokoić oddech.
-Nie
zrobię tego i dobrze o tym wiesz – oznajmił Kol, stając tak, że
zasłonił bratu widok na czarownicę.
-Jesteś
tego pewien? - Powiedział to w taki sposób jakby zaraz miał zamiar
rzucić się na brata.
-Kol, o
co mu chodzi? - spytała czarownica, zaniepokojona całą tą
sytuacją.
-Owszem,
jestem – warknął, ignorując pytanie dziewczyny.
Klaus
wpatrywał się w brata ze złością, a ręce zacisnął w pięści,
jednak po chwili w jego dłoni pojawiło się ostrze, które sekundę
później znajdowało się w piersi Kola.
Na
twarzy wampira malowało się zdziwienie.
-Wybacz
bracie, ale to było konieczne – mruknął Klaus, a twarz szatyna
przybrała szary odcień.
-Kol! -
Z ust dziewczyny wydobył się głośny krzyk, kiedy ciało
Pierwotnego upadło martwe na ziemię. Chciała do niego podbiec,
jednak jakaś niewidzialna siła powstrzymywała ją od tego, jakby
była przywiązana do podłoża.
-Dlaczego
to zrobiłeś? - spytała, łkając i przy tym, połykając słone
łzy, które spływały po jej policzkach.
-To nic
osobistego kochana – powiedział, bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy.
Podszedł do niej, odgarniając niesforny kosmyk z jej twarzy.
Dziewczyna zadrżała, jednak nie wiadomo czy to pod wpływem jego
dotyku, czy może od tego, że zalała ją kolejna fala łez.
-Dla
własnego dobra, radziłbym ci opuścić Nowy Orlean.
Wziął
ją pod brodę i zmusił, aby na niego spojrzała.
-Wyjedź
stąd i nigdy nie wracaj – powiedział, spoglądając jej prosto w
oczy, jakby chciał ją zahipnotyzować.
-Dobrze
wiesz, że to na mnie nie działa – powiedziała przez łzy.
Na
twarzy Pierwotnego zawitał ledwo widoczny uśmiech.
-Tak.
Wiem – powiedział, po czym zniknął, a wraz z nim ciało Kola.
Zostawił
ją samą.
Zostawił
ją żywą.
I to był
jego największy błąd.
***
Teraźniejszość
Klaus
wparował do domu, zamykając z trzaskiem drzwi.
-Elijah!
– zawołał, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu brata.
Znalazł go w kuchni, razem z Caroline. Nie przejmując się
obecnością dziewczyny, zaczął mówić.
-Znalazłem
naszą wiedźmę – oznajmił. Na jego twarzy malowały się
mieszane uczucia, począwszy od radości, a kończący na zdziwieniu.
-Co?
Gdzie? - Elijah był równie zaskoczony co jego brat.
-Jaka
wiedźma? - spytała Caroline, całkowicie zdezorientowana tą
sytuacją.
Klaus
spojrzał na dziewczynę, która wlepiła w niego swoje niebieskie
oczy.
-Caroline,
kochana, mogłabyś zostawić nas na chwilę samych?
-Nie!
Nie mogłabym! - krzyknęła, posyłając hybrydzie piorunujące
spojrzenie. - A tak w ogóle nie mów do mnie kochana, przynajmniej
nie do czasu dopóki ktoś mi nie powie co się tutaj dzieje. Nie mam
pojęcia kim jestem, jak się tu znalazłam, a tym bardziej kim wy
jesteście i czy mogę wam zaufać, a ciągła zmiana tematu i
ukrywanie przede mną prawdy, nie ułatwia mi tego.
-Widzisz!
I znowu to robisz, po prostu zmieniasz temat! Boże! Zawsze byłeś
taki irytujący?
Stali naprzeciwko, mierząc siebie nawzajem wzrokiem.
Na
twarzy hybryda malowała się złość. Elijah, widząc, że jego
brat może lada chwila wybuchnąć, postanowił interweniować.
-Możecie
zostawić tą rozmowę na później, teraz naprawdę nie mamy czasu,
aby o tym dyskutować – oznajmił, spoglądając to na Klausa, to
na Caroline. - Poza tym, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem,
to prawdopodobnie już wkrótce odzyskasz pamięć.
Caroline
przytaknęła powoli głową, jednak w jej oczach można było
dostrzec gniew.
-Klaus
– zaczął Elijah, starając się zwrócić uwagę brata na siebie.
- Kto jest tą czarownicą?
Hybryda
spojrzał na wampira, niewidomym wzrokiem.
-Mary
Castellano.
W
pomieszczeniu zapanowała cisza.
Elijah
wpatrywał się z niedowierzaniem w brata.
-Jesteś
pewien, że to ona? - spytał po dłuższej chwili.
Klaus
przytaknął twierdząco głową.
-Ale
to nie możliwe, ona powinna być już dawno martwa.
-Powinna,
ale nie jest. I teraz szuka zemsty.
~~~~~
Witajcie, po dłuższej przerwie. Wiem, że obiecałam pisać częściej, ale przez weekend nie było mnie w domu, bo kiedy w końcu pogoda się poprawiła, nie mogłam nie skorzystać z okazji i wybrałam się ze znajomymi nad wodę. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe ;)
W ramach rekompensaty, rozdział jest dłuższy niż planowałam :P
Postanowiłam, też rozbudować wątek Mary, bo z tego co piszecie w komentarzach, zauważyłam, że macie w stosunku do niej mieszane uczucia :D Myślę, że udało mi się mniej więcej przybliżyć historię tej postaci bo ja osobiście ją bardzo lubię :)
A propos komentarzy, dziękuje za wszystkie miłe słowa, które są dla mnie ogromną motywacją. Cieszę się, że ktoś to czyta, a tym bardziej, że się wam podoba.
Bardzo dziękuję! ♥
Chciałabym także podziękować Invisible, za wykonanie tak pięknego szablonu.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję! ♥
Do następnego! ♥
Awww,jaka piękna scena Klaroline na początku <3
OdpowiedzUsuńElijah jak zwykle musi mieć rację, hahah no i z tego co widzę to próbuje się zaprzyjaźnić z Caroline :P mam nadzieję że pozostanie tylko na przyjaźni...
Retrospekcja wyszła świetnie. Mam nową ulubioną parę, hihihi :D
Tylko czemu Klaus zasztyletowała Kola?
Mam pewne podejrzenia, ale zostawię je dla siebie, bo jeszcze wyjdę na idiotkę :P
Życzę dużo ciekawych pomysłów i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;*
Cześć!
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam czas na dodanie komentarza.
Masz bardzo ciekawe opowiadanie.
Klaus i Caroline kocham ich.
Bardzo ciekawa fabuła.
Ładny styl pisania.
Jestem ciekawa co będzie dalej.
Elijah bardzo lubie jego postaci rozwiniesz jego wątek?
No i jeszcze Elena, Stefan, Damon... Co z tą trójką?
Czekam na kolejne rozdział.
Pozdrawiam
Anahi
P.S. Następny komentarz będzie dłuższy i lepszy...
Oł crap! Kiedy Caroline rozmawiała z Klausem na początku, wszystko było tak idealnie. Ona nie wiedziała kim on jest i nie miała do niego żalu o nic. Taka czysta karta. Tak na marginesie to popieram pomysł Klausa za zabicie Marcela. Tylko Mary może zostawić w spokoju, ona jest spoko. :D Ale kurde no, dowiedzieli się, że Mary jest w NO. Ooo, to chyba psuje jej plany :( I baaardzo fajna retrospekcja. Trochę Kola :D Rozdział także cudowny, nie ma się do czego przyczepić. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i innych. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com
Hej. Rozdział jak najbardziej należy do jednych z moich ulubionych :3 Caro jak widać pomimo braku pamięci nadal ma cięty język :D hehe jak ja ich uwielbiam (Caroline&Klaus) Co to historii Merry jestem bardzo zaskoczona i to mile :) Oczywiście czekam na kolejny rozdział a tym czasem zapraszam do siebie ponieważ zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Awaed ;) O szczegóły zapraszam do siebie ;** mysticfallskrainamarzen.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńLiebster Blog Award *
Usuńto jest wlasnie piekne u Care. z pamiecia czy beZ zachowuje swoj drapieżny charakterek... ciekawe tylkl jak chca jej wrocic pamiec...
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl