poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 8

Poranne promienie wpadały przez okno, powodując, że cały pokój znajdował się w jasnej poświacie.
Blondynka zmrużyła oczy. Światło przedzierało się przez jej powieki, zmuszając ją do odwrócenia się na drugi bok. Chciała ponownie zapaść w sen, niestety on uparcie nie nadchodził. Westchnęła cicho i zmusiła się do otworzenia oczu.
Znajdowała się w ogromnym pokoju, w którym dominowały jasne kolory. Na ścianach wisiało kilka obrazów, a wielkie łóżko na którym leżała, było wyjątkowo wygodne.
Nie pamięta jak się tu znalazła, nic nie pamiętała. Powinno ją to martwić, była w obcym miejscu, nie wiedziała kim jest ani co tu robi, a jednak się nie bała. Ogarniał ją dziwny spokój.
Jej rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę – powiedziała cicho, chociaż w rzeczywistości, pokój nawet do niej nie należał, przynajmniej tak myślała.
-Jak się czujesz? - spytał mężczyzna, wchodząc do pokoju. Blondynka przyjrzała mu się uważnie. Był średniego wzrostu, dobrze zbudowany, włosy koloru ciemnego blondu, wyraźne rysy twarzy i szaroniebieskie oczy.
-Czuję się... dobrze – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Widząc jego zatroskaną minę chciała go jakoś pocieszyć i spróbowała się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego dziwny grymas.
-Czy coś ci się przypomniało? - spytał podchodząc do niej. 
Usiadł na rogu łóżka, nie spuszczając z niej wzroku.
-Totalna pustka – odparła, wzruszając ramionami.
-Kompletnie nic?
Blondynka pokręciła przecząco głową.
-Nie za bardzo ci to przeszkadza co? - Po jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Dziewczyna niepewnie go odwzajemniła.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?- spytała, przyglądając mu się uważnie.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Gdybyś mnie pamiętała, te słowa nigdy nie przeszłyby przez twoje gardło – oznajmił śmiejąc się.
-Dlaczego? - spytała zdezorientowana.
-Wiesz, „ja i miły”, to ze sobą nie pasuje – powiedział z uśmiechem.
-Jesteś, aż taki zły? - spytała zaskoczona.
Mężczyzna przez jakiś czas się jej przyglądał, po czym wzruszył tylko ramionami,
-Długo się znamy? - spytała, wiedząc że nie otrzyma jasnej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.
-Już jakiś czas – odpowiedział, uśmiechając się.
-Opowiesz mi coś o mnie? - spytała, a po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. - Jak to głupio zabrzmiało – powiedziała śmiejąc się.
-Słowa wypowiedziane z twoich ust nigdy nie brzmią głupio – oznajmił, wpatrując się w nią uważnie. - Po za tym, nie jestem odpowiednią osobą, która powinna powiedzieć ci kim jesteś.
-Dlaczego nie? Sprawiasz wrażenie kogoś, kto mnie dobrze zna.
Na jego twarzy zawitał uśmiech.
Dziewczyna, widząc że nie otrzyma odpowiedzi na pytanie, mówiła dalej.
-Chociaż mała biografia na mój temat – powiedziała praktycznie go błagając.
Mężczyzna przybliżył się do niej i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
-Caroline Forbes, jesteś najbardziej szczerą osobą jaką znam. Jesteś piękna, silna, pełna życia. I chociaż nie raz potrafisz doprowadzić mnie do szału, to nie żałuję tego że... - Zatrzymał się w pół zdania.
-Że...? - dopytywała się Caroline z niecierpliwością.
Z ust mężczyzny wydobyło się głośne westchnięcie.
-Na komodzie są czyste ubrania, łazienka, drugie drzwi po prawej – powiedział, wstając z łóżka. - Możesz się odświeżyć – dodał, zmierzając w kierunku drzwi.
-Jak mam się do ciebie zwracać? – zawołała, powodując że zatrzymał się w pół kroku.
Na kilka sekund zapanowała cisza, jakby mężczyzna zastanawiał się nad właściwą odpowiedzią.
-Klaus – oznajmił po chwili.
-Dziękuję, Klaus. Za wszystko – powiedziała szczerze.
Na twarzy Pierwotnego zagościł uśmiech, jednak Caroline nie było dane go zobaczyć.

***

Elijah chodził po salonie ze szklanką szkockiej w ręce.
Razem z Klausem przenieśli się z powrotem do swojej posiadłości, ponieważ miejsce znajdujące się na obrzeżach miasta jest bardziej bezpieczne, niż dom do którego wstęp miał każdy wampir. Dopóki Caroline nie odzyska pamięci, to miejsce jest idealne, aby trzymać ją z dala od innych.
Elijah, już od dłuższego czasu zastawiał się na tym, co przydarzyło się blondwłosej wampirzycy. W pewnym sensie czuł się winny za to co ją spotkało. W końcu gdyby się wcześniej zorientował, kim jest, może udałoby mu się temu zapobiec, a jego brat nie odchodziłby teraz od zmysłów.
Jego rozmyślenia zostały przerwane przez Klausa, który właśnie wrócił od Caroline.
-Co z nią? - spytał, gdy hybryda podszedł do stolika, nalać sobie alkoholu.
-Oprócz tego, że nic nie pamięta, wszystko jest w jak najlepszym porządku – mruknął, popijając burbon.
-Co zamierzasz teraz zrobić?
-To co powinien zrobić wieki temu – powiedział, dopijając resztki. - Znaleźć Marcela i zakończyć jego bezwartościowe istnienie.
-Na prawdę sądzisz, że Marcel to zrobił? - spytał Elijah, nie za specjalnie przekonany do hipotezy brata. - Szczerze wątpię, żeby zdołał wymazać pamięć wampirowi, przynajmniej nie bez niczyjej pomocy.
-Twierdzisz, że pomagała mu wiedźma? - spytał Klaus lekceważąco.
-Jest to najbardziej logiczne wyjaśnienie – odparł Elijah, nie zrażony nie chęcią brata. - Dlatego też uważam, że powinieneś się skupić na odnalezieniu tej czarownicy.
-Mam znaleźć wiedźmę, która może być kimkolwiek. Tak, to zadanie wydaje się dziecinnie proste – mruknął sarkastycznie, wpatrując się ze złością na brata.
-Czyli rozumiem, że masz lepszy pomysł – zaczął Elijah siadając na fotel. - Słucham. - Złożył ręce, czekając na reakcję brata.
Klaus zacisnął ze złości pięści, po czym wyszedł z domu trzaskając głośno drzwiami.
Z ust wampira wydobyło się głośne westchnięcie. Chciał pomóc bratu, jednak było to niemożliwe skoro Klaus nie miał zamiaru współpracować.
-Dzień dobry – dobiegł go kobiecy głos. Odwrócił się w stronę drzwi, w których stała blondwłosa wampirzycy.
-Dzień dobry Caroline – odpowiedział, uśmiechając się do niej. - Wszystko w porządku?
-Tak, wszystko dobrze – powiedziała szybko. - Chociaż... - zaczęła, niepewnie przygryzając wargę.
-Tak? - Elijah podniósł się z fotela.
-Jestem trochę głodna. Gdzie znajdę kuchnię? - spytała, uśmiechając się nieśmiało.
Pierwotny spojrzał na nią lekko zaskoczony.
-Klaus ci nie powiedział? - spytał zdziwiony.
-Powiedział, o czym? - spytał Caroline, równie zaskoczona.
-O tym kim jesteś.
-Ach to – mruknęła, przewracając oczami. - Próbowałam go namówić, ale on stwierdził, że nie jest odpowiednią osobą, która powinna powiedzieć mi kim jestem – powiedziała, naśladując głos hybrydy.
Na twarzy wampira zagościł uśmiech.
-Wybacz, mój brat potrafi być czasami bardzo uparty.
-Och, nie wiedziałam, że jesteście braćmi – przyznała, wyraźnie zdziwiona.
-Momentami sam zaczynam w to wątpić.
Caroline przyjrzała mu się uważnie. Elijah widząc jej spojrzenie, mówił dalej.
-Pozwolisz, że ja ci coś przygotuję – zaproponował, uśmiechając się do niej.
-To, że niczego nie pamiętam, nie oznacza, że nie potrafię zrobić sobie kanapki – powiedziała, podnosząc przy tym wysoko brwi.
-To chociaż pozwól, że przyniosę ci coś do picia.
-Wystarczyłby mi zwykły sok – powiedziała zdezorientowana zachowaniem mężczyzny.
-Nalegam. - Pierwotny posłał jej spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, dlatego też Caroline po prostu przytaknęła głową.
-Kuchnia znajduje się zaraz obok. Pierwsze drzwi po prawej – powiedział zanim wyszedł.
-Dziękuje – szepnęła cicho Caroline, będąc nieświadoma tego, że mężczyzna ją usłyszał.

***

Szatynka przechadzała się ulicami Nowego Orleanu. W jednej ręce niosła siatki z zakupami, w drugiej zaś trzymała kubek z poranną kawą. Na pozór wyglądała na szczęśliwą kobietę. Nikt nie potrafił się domyśleć, że pod tą fasadą radości kryje się ból, cierpienie i ogromny smutek. Ale przecież każdy byłby załamany po stracie ukochanej osoby i to dwukrotnie.
Mary westchnęła spoglądając w niebo. Słońce raziło dzisiaj wyjątkowo mocno. Sięgnęła do jednej z toreb i wyciągnęła z niej okulary przeciwsłoneczne, które sekundę później znajdowały się na jej nosie. 
W jednej chwili jej wzrok przykuł sklep, a raczej osoba, która z niego wychodziła. Zainteresowana, zaczęła zmierzać w jego stronę, gdy ktoś na nią wpadł, tym samym wytrącając jej kawę z ręki.
-Cholera – mruknęła, spoglądając wściekle na swojego oprawcę i aż odsunęła się zdziwiona, kiedy zdała sobie sprawę kim on jest.
-Przepraszam – mruknął Klaus, nie zwracając na nią większej uwagi.
-Nie szkodzi – powiedziała cicho, zapominając o tym że Pierwotny i tak ją usłyszy. Nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, niestety wszystko musiało potoczyć się odwrotnie.
Klaus odwrócił się do niej, zatrzymując wzrok na jej okularach. W tym momencie dziękowała słońcu, że tak bardzo dziś świeciło.
Posłała hybrydzie nieśmiały uśmiech na znak, że wszystko w porządku i szybko go minęła. Niestety nie było dane jej uciec. Klaus złapał ją za ramię, powodując że szatynka stanęła jak wryta.
-Znamy się skądś? - spytał, na co dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. 
Odwróciła się do niego bokiem i udawała, że mu się przygląda.
-Nie, nie wydaje mi się – powiedziała, starając się brzmieć beztrosko. - Mógłbyś mnie puścić – spytała wskazując na swoje ramię.
Pierwotny niechętnie rozluźnił uścisk, jednak nie spuścił z niej wzroku.
-Żegnam – mruknęła i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, poszła przed siebie.
Jedyne czego w tym momencie pragnęła to znaleźć się jak najdalej od niego. Od potwora, który zrujnował jej życie.

Rok 1916, Nowy Orlean
Wesoły śmiech przerwał ciszę panując nad miastem. Jego właścicielem była brązowooka czarownica, która wraz z najmłodszym, pierwotnym wampirem spacerowała wzdłuż wybrukowanych ulic Nowego Orleanu.
-Powinniśmy być trochę ciszej – powiedział, kładąc palec na ustach dziewczyny.
-Kol Mikaelson powstrzymuje się od dobrej zabawy, tego jeszcze nie było – oznajmiła z udawanym zdziwieniem.
-Ha ha, bardzo zabawne – mruknął, całując ją w usta.
Mimo tak czułego gestu, widać było, że coś go zamartwiało i oczywiście nie uszło to uwadze czarownicy.
-Hej – zaczęła, szturchając go delikatnie, aby zwrócić na siebie jego uwagę. - Stało się coś?
Pierwotny spojrzał na jej zatroskaną twarz i westchnął głośno.
-Klaus – mruknął. - Znowu nie zgodziliśmy się w pewnej sprawie, ale nie przejmuj się, pewnie zdążył już o tym zapomnieć – powiedział, całują ją w czubek głowy.
-Nie podoba mi się to, jak Klaus cię traktuje – oznajmiła, spoglądając mu w oczy. - Mówiłam, że powinniśmy wyjechać do Chicago, ale nie, ty wolałeś zostać tutaj.
-Nie zrzucaj wszystkiego na mnie. Przyjechałaś tutaj, aby znaleźć sabat czarownic, a kiedy w końcu ci się udało, chcesz po prostu wyjechać. Naprawdę, czasami nie potrafię cię rozgryźć. - Mimo, iż jego głos brzmiał żartobliwie, to jego wyraz twarzy był poważny.
-Dobrze, zapomnij, że w ogóle o tym wspomniałam – mruknęła, przewracając oczami.
Między nimi zapanowała głucha cisza, którą po chwili przerwał Pierwotny.
-Jesteś zła? - spytał niepewnie.
-Wiesz, że potrzeba czegoś poważniejszego, żeby mnie zdenerwować – powiedziała z uśmiechem.
-Wiem, wiem, ale wolałem się upewnić – powiedział, obejmując ją ramieniem. - To gdzie teraz idziemy?
-Może po prostu do mnie – zaproponowała, uśmiechając się znacząco.
-Z tym mogę się zgodzić – odpowiedział, muskając delikatnie jej usta swoimi. - Ale zrobimy to po mojemu – dodał i wziął ją na ręce, po czym w wampirzym tempie przemieścił się do mieszkania czarownicy, które znajdowało się w jednej z pobliskich kamienic.
-Nienawidzę, kiedy tak robisz – mruknęła, spoglądając na niego spode łba. - A teraz mógłbyś mnie puścić.
-Proszę bardzo – powiedział i wedle jej życzenia zabrał ręce.
Dziewczyna krzyknęła, czując, że za moment spadnie na twardy grunt, jednak nim jej ciało zderzyło się z ziemią, Pierwotny ponownie ją złapał.
-Wydawało mi się, czy czasem nie chciałaś, żebym cię puścił? - Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Nienawidzę cię – mruknęła, uwalniając się z jego uścisku.
Kiedy jej stopy stanęły na trwałym gruncie, nie czekając na wampira weszła do mieszkania, zamykając mu drzwi przed nosem. Mikaelson był jednak szybszy i nim drzwi zdążyły się zatrzasnąć, wślizgnął się do środka.
-To nie było miłe z twojej strony – mruknął, przygważdżając ją do ściany.
-Mówisz to tak, jakbyś sam kiedykolwiek był miły – powiedziała, odwracając głowę w bok, aby na niego nie patrzeć.
-Zatem jesteśmy idealnie dopasowani. - Czarownica zadrżała, czując na szyi jego ciepły oddech.
-Chciałbyś – mruknęła cicho, powstrzymując się od tego, aby mu nie ulec. Niestety jego usta, które w tym momencie błądziły po jej szyi, wcale tego nie ułatwiały.
-Czy mógłbyś... - zaczęła, zwracają na siebie jego uwagę.
-Tak? - spytał cicho, spoglądając jej prosto w oczy.
Dziewczyna dostrzegła bijące od nich pożądanie, dlatego też nie zwlekając ani chwili dłużej, po prostu wpiła się w jego usta.
Mężczyzna nie pozostawał jej dłużny. Przysunął ją do siebie, kładąc dłonie na jej tali, zaś ona objęła rękoma jego kark, a palce wplotła we włosy.
Nim się obejrzeli, znaleźli się na łóżku, nie przerywając wykonywanej czynności i pewnie posunęli by się dalej, gdyby nie pewien KTOŚ.
-Wybaczcie, ale jestem zmuszony wam przeszkodzić – usłyszeli i odskoczyli od siebie jak oparzeni.
-Klaus, co ty tu do cholery robisz? - spytał Kol, posyłając bratu spojrzenie, które mogłoby zabić.
-To samo pytanie chciałem zadać tobie – mruknął Pierwotny, spoglądając przy tym na Mary, która do tej pory siedziała na łóżku, starając się uspokoić oddech.
-Nie zrobię tego i dobrze o tym wiesz – oznajmił Kol, stając tak, że zasłonił bratu widok na czarownicę.
-Jesteś tego pewien? - Powiedział to w taki sposób jakby zaraz miał zamiar rzucić się na brata.
-Kol, o co mu chodzi? - spytała czarownica, zaniepokojona całą tą sytuacją.
-Owszem, jestem – warknął, ignorując pytanie dziewczyny.
Klaus wpatrywał się w brata ze złością, a ręce zacisnął w pięści, jednak po chwili w jego dłoni pojawiło się ostrze, które sekundę później znajdowało się w piersi Kola.
Na twarzy wampira malowało się zdziwienie.
-Wybacz bracie, ale to było konieczne – mruknął Klaus, a twarz szatyna przybrała szary odcień.
-Kol! - Z ust dziewczyny wydobył się głośny krzyk, kiedy ciało Pierwotnego upadło martwe na ziemię. Chciała do niego podbiec, jednak jakaś niewidzialna siła powstrzymywała ją od tego, jakby była przywiązana do podłoża.
-Dlaczego to zrobiłeś? - spytała, łkając i przy tym, połykając słone łzy, które spływały po jej policzkach.
-To nic osobistego kochana – powiedział, bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy. Podszedł do niej, odgarniając niesforny kosmyk z jej twarzy. Dziewczyna zadrżała, jednak nie wiadomo czy to pod wpływem jego dotyku, czy może od tego, że zalała ją kolejna fala łez.
-Dla własnego dobra, radziłbym ci opuścić Nowy Orlean.
Wziął ją pod brodę i zmusił, aby na niego spojrzała.
-Wyjedź stąd i nigdy nie wracaj – powiedział, spoglądając jej prosto w oczy, jakby chciał ją zahipnotyzować.
-Dobrze wiesz, że to na mnie nie działa – powiedziała przez łzy.
Na twarzy Pierwotnego zawitał ledwo widoczny uśmiech.
-Tak. Wiem – powiedział, po czym zniknął, a wraz z nim ciało Kola.
Zostawił ją samą.
Zostawił ją żywą.
I to był jego największy błąd.

***

Teraźniejszość
Klaus wparował do domu, zamykając z trzaskiem drzwi.
-Elijah! – zawołał, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu brata. Znalazł go w kuchni, razem z Caroline. Nie przejmując się obecnością dziewczyny, zaczął mówić.
-Znalazłem naszą wiedźmę – oznajmił. Na jego twarzy malowały się mieszane uczucia, począwszy od radości, a kończący na zdziwieniu.
-Co? Gdzie? - Elijah był równie zaskoczony co jego brat.
-Jaka wiedźma? - spytała Caroline, całkowicie zdezorientowana tą sytuacją.
Klaus spojrzał na dziewczynę, która wlepiła w niego swoje niebieskie oczy.
-Caroline, kochana, mogłabyś zostawić nas na chwilę samych?
-Nie! Nie mogłabym! - krzyknęła, posyłając hybrydzie piorunujące spojrzenie. - A tak w ogóle nie mów do mnie kochana, przynajmniej nie do czasu dopóki ktoś mi nie powie co się tutaj dzieje. Nie mam pojęcia kim jestem, jak się tu znalazłam, a tym bardziej kim wy jesteście i czy mogę wam zaufać, a ciągła zmiana tematu i ukrywanie przede mną prawdy, nie ułatwia mi tego.
-Caroline, obiecuję, że powiem ci wszystko w swoim czasie, ale teraz...
-Widzisz! I znowu to robisz, po prostu zmieniasz temat! Boże! Zawsze byłeś taki irytujący? 
Stali naprzeciwko, mierząc siebie nawzajem wzrokiem.
Na twarzy hybryda malowała się złość. Elijah, widząc, że jego brat może lada chwila wybuchnąć, postanowił interweniować.
-Możecie zostawić tą rozmowę na później, teraz naprawdę nie mamy czasu, aby o tym dyskutować – oznajmił, spoglądając to na Klausa, to na Caroline. - Poza tym, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to prawdopodobnie już wkrótce odzyskasz pamięć.
Caroline przytaknęła powoli głową, jednak w jej oczach można było dostrzec gniew.
-Klaus – zaczął Elijah, starając się zwrócić uwagę brata na siebie. - Kto jest tą czarownicą?
Hybryda spojrzał na wampira, niewidomym wzrokiem.
-Mary Castellano.
W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Elijah wpatrywał się z niedowierzaniem w brata.
-Jesteś pewien, że to ona? - spytał po dłuższej chwili.
Klaus przytaknął twierdząco głową.
-Ale to nie możliwe, ona powinna być już dawno martwa.
-Powinna, ale nie jest. I teraz szuka zemsty. 

 ~~~~~

Witajcie, po dłuższej przerwie. Wiem, że obiecałam pisać częściej, ale przez weekend nie było mnie w domu, bo kiedy w końcu pogoda się poprawiła, nie mogłam nie skorzystać z okazji i wybrałam się ze znajomymi nad wodę. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe ;) 
W ramach rekompensaty, rozdział jest dłuższy niż planowałam :P 
Postanowiłam, też rozbudować wątek Mary, bo z tego co piszecie w komentarzach, zauważyłam, że macie w stosunku do niej mieszane uczucia :D  Myślę, że udało mi się mniej więcej przybliżyć historię tej postaci bo ja osobiście ją bardzo lubię :)
A propos komentarzy, dziękuje za wszystkie miłe słowa, które są dla mnie ogromną motywacją. Cieszę się, że ktoś to czyta, a tym bardziej, że się wam podoba. 
Bardzo dziękuję! ♥ 

 Chciałabym także podziękować Invisible, za wykonanie tak pięknego szablonu.
 Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję! ♥ 

Do następnego! ♥

 
 

6 komentarzy:

  1. Awww,jaka piękna scena Klaroline na początku <3
    Elijah jak zwykle musi mieć rację, hahah no i z tego co widzę to próbuje się zaprzyjaźnić z Caroline :P mam nadzieję że pozostanie tylko na przyjaźni...
    Retrospekcja wyszła świetnie. Mam nową ulubioną parę, hihihi :D
    Tylko czemu Klaus zasztyletowała Kola?
    Mam pewne podejrzenia, ale zostawię je dla siebie, bo jeszcze wyjdę na idiotkę :P
    Życzę dużo ciekawych pomysłów i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!
    W końcu znalazłam czas na dodanie komentarza.
    Masz bardzo ciekawe opowiadanie.
    Klaus i Caroline kocham ich.
    Bardzo ciekawa fabuła.
    Ładny styl pisania.
    Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Elijah bardzo lubie jego postaci rozwiniesz jego wątek?
    No i jeszcze Elena, Stefan, Damon... Co z tą trójką?
    Czekam na kolejne rozdział.

    Pozdrawiam
    Anahi

    P.S. Następny komentarz będzie dłuższy i lepszy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oł crap! Kiedy Caroline rozmawiała z Klausem na początku, wszystko było tak idealnie. Ona nie wiedziała kim on jest i nie miała do niego żalu o nic. Taka czysta karta. Tak na marginesie to popieram pomysł Klausa za zabicie Marcela. Tylko Mary może zostawić w spokoju, ona jest spoko. :D Ale kurde no, dowiedzieli się, że Mary jest w NO. Ooo, to chyba psuje jej plany :( I baaardzo fajna retrospekcja. Trochę Kola :D Rozdział także cudowny, nie ma się do czego przyczepić. :D
    Czekam na kolejny, pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i innych. <3
    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Rozdział jak najbardziej należy do jednych z moich ulubionych :3 Caro jak widać pomimo braku pamięci nadal ma cięty język :D hehe jak ja ich uwielbiam (Caroline&Klaus) Co to historii Merry jestem bardzo zaskoczona i to mile :) Oczywiście czekam na kolejny rozdział a tym czasem zapraszam do siebie ponieważ zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Awaed ;) O szczegóły zapraszam do siebie ;** mysticfallskrainamarzen.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. to jest wlasnie piekne u Care. z pamiecia czy beZ zachowuje swoj drapieżny charakterek... ciekawe tylkl jak chca jej wrocic pamiec...
    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń