wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 3

Promienie słoneczne wpadały przez wielkie okno, sprawiając że cały pokoju znajdował się w jasnej poświacie. Blond włosa wampirzyca otworzyła oczy, jednak zmrużyła je oślepiona rażącym światłem słonecznym. Przewróciła się na drugi bok, a przy tym poczuła piekący ból w ramieniu.
Prawie zapomniała o tym incydencie w lesie, niestety rana musiała dać po sobie poznać.
Spróbowała podnieś się do pozycji siedzącej, jednak przychodziło jej to z takim trudem, że była zmuszona położyć się z powrotem.
Zamknęła oczy z nadzieją, że uda jej się ponownie zasnąć, jednak tym razem nie chciała się obudzić. Chciała mieć już to wszystko za sobą.
Jej starania przerwało głośne westchnięcie.
Blondynka otworzyła oczy i aż wstrzymała oddech widząc przed sobą postać mężczyzny.
-Klaus – szepnęła tak cicho, że normalny człowiek pewnie by jej nie usłyszał.
-Witaj Caroline – przywitał się, posyłając dziewczynie szeroki uśmiech.
Wampirzyca wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Tak to na pewno był on. Te same błękitne oczy, brunatno złote włosy i zniewalający uśmiech.
-Mam halucynacje? - spytała, bo to jedyne rozwiązanie, które aktualnie przychodziło jej do głowy.
-Mam nadzieję, że nie – odparł, nadal się uśmiechając.
-To Elena, prawda? Zadzwoniła do ciebie, mimo że jej zabroniłam – oznajmiła oskarżycielskim tonem.
-Wolisz, żeby mnie tu nie było? - spytał lekko zawiedziony.
Dziewczyna spojrzała na niego delikatnie się uśmiechając.
-Powiedziałeś, że już nigdy nie wrócisz. Nie dotrzymałeś słowa – powiedziała, a raczej szepnęła. Rana coraz bardziej jej doskwierała. Wysysała z niej resztę życia.
-Naprawdę mnie nie znasz skoro uważasz, że pozwoliłbym ci umrzeć - oznajmił wpatrując się w nią, ze smutnym uśmiechem na twarzy.
Dosiadł się do niej i nadstawił swój nadgarstek do jej ust.
-A teraz pij – nakazał i uniósł ją do pozycji siedzącej, aby jej było wygodniej.
Caroline bez sprzeciwu wgryzła się w jego rękę, natomiast Klaus zaczął głaskać ją po głowie, aż ta osłabiona zasnęła w jego ramionach. 

 

***

Salon w pensjonacie Salvatore'ów wypełniał blask ognia tańczącego w kominku. Tróje osób znajdowało się w pomieszczeniu, z napięciem wyczekując na dalszy rozwój spraw.
-Czemu to tak długo trwa? - spytała Elena, przerywając narastającą ciszę.
-Nie widzieli się przez długi czas. Muszą to nadrobić – odpowiedział Damon ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy.
Elena jak i Stefan posłali mu karcące spojrzenie, jednak ten tylko przewrócił wymownie oczami i zabrał się za kolejną szklankę burbona.
-Pójdę sprawdzić co z nią – oznajmiła po krótszej chwili Elena, jednak gdy tylko wstała, aby udać się na górę, w salonie pojawił się Pierwotny.
-Co z nią? - spytała Elena, najwidoczniej zmartwiona stanem przyjaciółki.
-Śpi – odparł krótko Klaus.
Na twarzy dziewczyny wymalowała się ulga. Westchnęła cicho i opadła na fotel obok Damona.
-Skoro to wszystko, zatem będę już wracać – oznajmił pierwotny i zaczął zmierzać w kierunku drzwi.
-Klaus! - zawołała szatynka. Mężczyzna stanął w miejscu, jednak się nie odwrócił.
-Dziękuję – szepnęła, jednak dobrze wiedziała, że ją usłyszał.
Mimo iż nie widziała jego twarzy, poczuła że pierwotny się uśmiechnął. I rzeczywiście miała rację. Na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech.
Bez słowa ruszył do wyjścia, a sekundę później już go nie było.

***

Droga powrotna do Nowego Orleanu, ciągnęła się Pierwotnemu nieskończenie długo. Może dlatego, że myślami ciągle był przy blond włosej wampirzycy. Gdy tylko zamykał powieki, choćby na chwilę, miał przed oczami jej obraz. Zastanawiał się jak przez ten czasu udało mu się opanować chęć zobaczenia jej, dotknięcia, bycia przy niej. Każda spędzona z nią minuta była wyjątkowym doświadczenie w jego życiu. Mimo iż nie raz ich spotkania kończyły się kłótnią.
Zawsze mu wybaczała, nawet te najgorsze rzeczy. Potrafiła jako jedna z niewielu zaakceptować jego wady. Nie bała się go, mimo iż nie raz pokazał jej swoje straszne oblicze.
Chociaż jemu samemu trudno było w to uwierzyć, ale obdarzył tą wampirzycę uczuciem, o którym już dawno zapomniał. Uczuciem, które było największą słabością wampira, jednak wiedział że musi zostawić blond włosom piękność za sobą. Tylko w ten sposób będzie mógł skoncentrować się na naprawdę ważnych sprawach.
Odsunął od siebie napływ myśli, pogłaśniając muzykę i koncentrując całą swoją uwagę na drodze.
Gdy w końcu ujrzał szyld głoszący, że znajduje się w Nowym Orleanie, było już grubo po północy, jednak każdy kto tu żyje lub kiedykolwiek był dobrze wiedział, że to miasto nigdy nie śpi. Ulice, jak i kluby były wypełnione turystami. Nie mogło zabraknąć również wampirów, a zwłaszcza tych, którzy wykorzystywali noc do pożywienia się.
Kiedy pierwotny w końcu dotarł do domu, musiał stwierdzić że jest tu wyjątkowo cicho. Wiedział, że większość wampirów udała się na polowanie, jednak było tu za pusto. W sumie nie ma się czego dziwić. Rebekah wyjechała, tak jak jej nakazał, Elijah wygonił Marcela, Davina została z powrotem przyjęta do sabatu czarownic, a Hayley zdecydowała się zostać na bagnach wraz z jego nienarodzonym dzieckiem. Nie żeby mu zależało. Od tego jest Elijah, który najwidoczniej nie potrafił pogodzić się z decyzją wilczycy.
Hybryda wszedł do swojego pokoju, gdzie przywitał go jego obraz. Przyjrzał mu się dokładnie, gdy nagle usłyszał dźwięk zbliżających się kroków.
Odwrócił się z uśmiechem na twarzy w stronę brata.
-Witaj Elijah – przywitał się, a uśmiech na jego twarzy stał się szerszy.
-Niklaus, nie spodziewałem się ciebie tak szybko – oznajmił starszy z braci, nie ukrywając zdziwienia.
-Zauważyłem – mruknął cicho Klaus.
-Nie było cię zaledwie jeden dzień – kontynuował Elijah. - Załatwiłeś to co miałeś do zrobienia? - spytał po chwili.
-Gdybym tego nie zrobił, to prawdopodobnie by mnie tu nie było – odpowiedział, powracając wzrokiem do obrazu.
-Twoja... czarownica była tu dzisiaj. Szukała cię – oznajmił wampir, z lekkim obrzydzeniem wymawiając słowo „czarownica”.
Klaus uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
Genevieve. Piękna, czerwonowłosa czarownica, która praktycznie zniszczyła ich rodzinę, jednak zajęła pewne miejsce w życiu hybrydy. Mimo iż wiedział że ich „związek” jest skazany na klęskę.
-Czego chciała? - spytał po dłuższej chwili.
-Tego nie powiedziała. Prosiła jednak, abyś się z nią skontaktował, gdy wrócisz – odpowiedział Elijah. W jego głosie można było dosłyszeć niechęć. Oczywiście nie umknęło to uwadze hybrydy. Odwrócił się do niego twarzą w twarz.
-Mój drogi bracie, czyżby przeszkadzało ci jej towarzystwo? - spytał rozbawiony.
-Skądże, to ty gościsz ją w swoim łóżku – odpowiedział wyjątkowo spokojnym tonem.
Na twarzy hybrydy zagościł szeroki uśmiech.
-Tak, masz rację, dlatego też nie widzę powodu, abyś musiał się czymkolwiek zamartwiać – odpowiedział ponownie wracając do obrazu. - Jak się miewa nasz mały wilczek? - spytał zmieniając temat.
-Hayley, tak jak chciała, znajduje się ze swoją rodziną – odpowiedział z naciskiem na jej imię.
-I nie przeszkadza ci to? - spytał Klaus, odwracając głowę w jego stronę.
-To była jej decyzja i ja ją uszanuję – odpowiedział obojętnym tonem.
-Oczywiście – mruknął Klaus z nutą sarkazmu w głosie.
Elijah spojrzał na niego karcąco, jednak ten odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
-Będę w swoim pokoju – oznajmił brązowooki i wyszedł z pomieszczenia.
Klaus ponownie powrócił od obrazu. Wyglądał pięknie, a zarazem tajemniczo. Tak jak on sam.
Nagle coś przykuło jego uwagę, a mianowicie średniej wielkości kartka, zawinięta w rulon i obwiązana krwistoczerwoną wstążką. Leżała na niewielkim stoliku do kawy.
Pierwotny, z wymalowanym zainteresowaniem na twarzy, podszedł do niego i rozwinął papier. Jego wnętrze zawierało dwa krótkie zdania:

To jeszcze nie koniec.
Zabawa się dopiero zaczęła.


~~~~~
 
Trzeci rozdział, tak jak obiecałam, pojawił się szybciej. 
Mam nadzieję, że laurkaa k nie będzie miała mi za złe, że nie dodałam go wczoraj :) Aby ci to jakoś zrekompensować, dedykuję go Tobie :* 
Mam nadzieję, że się spodobał i liczę na wasze szczere opinie, które możecie zostawić w komentarzach ;) 
Do następnego!

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 2

Nowy Orlean był wyjątkowo piękny o tej porze roku. Jednak panująca tu wojna pomiędzy, wampirami, czarownicami oraz wilkołakami odbierała miastu jego naturalne piękno.
Klaus Mikaelson, którego przez ostatnie kilka miesięcy największym celem było odzyskanie Nowego Orleanu spod władzy Marcela, teraz kiedy w końcu to osiągnął wydawał się obojętny na sprawy dziejące się w jego królestwie. Zamiast tego, spędzał czas na malowaniu. Była to jedyna czynność, która dawała mu jakąkolwiek satysfakcję.
Odsunął się o parę kroków podziwiając swoje dzieło.
Tą magiczną chwilę przerwał dzwonek telefonu. Zirytowany Mikaelson podniósł komórkę i ze zdziwieniem spojrzał na wyświetlacz. Po chwili jednak na jego twarzy zawitał uśmiech i odebrał wibrujący telefon.
-Elena Gilbert. Czemu zawdzięczam twój nagły przypływ zainteresowania moją osobą? - spytał z nieukrywanym zdziwieniem.
Usłyszał głośne westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
-Mamy problem – zaczęła Elena. Nie usłyszawszy żadnej reakcji ze strony pierwotnego, kontynuowała:
-W Mystic Falls pojawiły się wilkołaki.
-I dlaczego miałoby mnie to interesować?
-Jeden z nich ugryzł Caroline.
Mimowolnie z jego twarzy znikł uśmiech, jednak starał się nie dać po sobie poznać nagłej zmiany nastroju.
-Ponawiam pytanie, dlaczego miałaby mnie to interesować – spytał, przybierając beztroski ton głosu.
-Och, no proszę cię. Oboje wiemy, że Caroline nie jest ci obojętna. - Szatynka była najwidoczniej zirytowana. - Jest z nią coraz gorzej. Naprawdę, pozwolisz jej umrzeć przez twoje wygórowane ego? - Dziewczyna praktycznie krzyknęła do słuchawki.
Bała się, że pierwotny się rozłączy i straci jedyną szansę na uratowanie przyjaciółki, dlatego też zdziwiła się kiedy mężczyzna powiedział:
-Zobaczę co da się zrobić.
-Dziękuję – odparła, a pierwotny nic nie odpowiedziawszy, zakończył rozmowę.
Westchnął głęboko, po czym wyszedł z pokoju poszukując brata. Zastał go na dziedzińcu, rozmawiającego z Diego oraz paroma innymi wampirami.
-Elijah, mogę cię prosić na chwilę? - spytał, na co jego brat gestem ręki, nakazał wampirom odejść.
-Słucham, bracie. - Elijah podszedł do niego jak zwykle ubrany w garnitur.
-Muszę wyjechać na kilka dni. Mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności dopilnujesz porządku – wyjaśnił Niklaus, uśmiechając się znacząco.
-Jest jakiś konkretny powód, dla którego wyjeżdżasz? - spytał zainteresowany Elijah.
-Muszę coś załatwić poza miastem, ale nie przejmuj się to nic ważnego. Potrzebuję chwili dla siebie - oznajmił wymijająco. 
-Myślałem, że miałeś wystarczająco przestrzeni przez ostatni miesiąc, skoro robiłeś co ci się żywnie podobało – odparł Elijah, najwidoczniej niezadowolony z decyzji brata.
-Wydawało mi się, że będziesz zadowolony jeśli pozwolę ci sprawować władzę – oznajmił młodszy Mikaelson. - Ach, no tak zapomniałem, ty i tak ją sprawujesz – dodał sarkastycznie.
-Ktoś tu musi rządzić skoro ty zaniedbujesz swoje obowiązki.
Niklaus, posłał starszemu bratu groźne spojrzenie, jednak Elijah je zignorował i zniknął hybrydzie z pola widzenia.

***

Elena przesiedziała już ponad cały dzień przy przyjaciółce, która jak na razie była pogrążona w śnie. Co jakiś czas blondynką wstrząsały dreszcze, kolejny efekt uboczny ugryzienia.
Brązowooka starała się jak mogła, aby w jakikolwiek sposób złagodzić ból przyjaciółki, przynajmniej do czasu przybycia pierwotnego.
-Jak się trzyma? - W drzwiach do pokoju stanął Stefan. On jak i Damon, przeszukali cały las i jego okolice, jednak nie natrafili na żaden ślad wilkołaka.
-Nie jest najlepiej. Rana się rozrasta, a do tego ma silne dreszcze – oznajmia szatynka, odsuwając Caroline włosy z czoła.
-Jakieś wieści od... - zaczyna blondyn, jednak Elena nakazała mu być cicho, wskazując palcem ucho, na znak, że wampirzyca może ich usłyszeć.
Wstała i wyprowadziła młodszego Salvatore z pomieszczenia.
-Nie odzywał się odkąd ostatni raz się z nim kontaktowałam – oznajmia lekko zawiedziona.
-To nie oznacza, że nie przyjedzie.
-Wiem, ale z Caroline jest coraz gorzej i co jak nie zdąży na czas i ona... - Z oczu szatynki zaczęły lecieć łzy. - To wszystko moja wina. Gdybym po prostu została tam gdzie byłam, Caroline by teraz nie cierpiała.  
Blondyn przytulił do siebie dziewczynę, pozwalając jej wypłakać się w swoje ramię. Mimo tego, że wiele przeszli, a Elena ostatecznie wybrała Damona, to Stefan nie potrafił tak po prostu zapomnieć o uczuciu jakim darzy szatynkę, jednak akceptuje jej decyzję. Cieszy się, że Damon w końcu odnalazł szczęście, nawet jeśli dokonał tego jego kosztem.
Może i na początku chował do niego urazę, jednak teraz, po tym całym zamieszaniu z Katherine, wie że pomiędzy nimi nic nie stanie, a już zwłaszcza żadna kobieta.
Kiedy stali tak wtuleni w siebie, nie spodziewali się, że ktoś może im się przyglądać, a tym bardziej, że tą osobą może być Damon.
-Przeszkadzam? - mruknął cicho, jednak oboje go usłyszeli. Szybko się od siebie oderwali. Elena, wierzchem dłoni otarła spływające łzy.
-Długo tu stoisz? - spytał Stefan, mając nadzieję, że brat znał powód tej, można by powiedzieć wzruszającej sceny.
Czarnowłosy spojrzał na niego spode łba po czym odpowiedział:
-Wystarczająco długo.
-Damon... - zaczęła dziewczyna, jednak niebieskooki jej przerwał.
-Mamy gościa – mruknął, a za jego plecy wyłonił się blond włosy mężczyzna.
Najwidoczniej był rozbawiony zaistniałą sytuacją, ponieważ z kpiącym uśmiechem na twarzy przyglądał się zebranym tu osobom.
-Klaus – szepnęła Elena, nie do końca wiedząc czy się cieszyć, czy bać, jednak poczuła ulgę. Teraz miała pewność, że jej przyjaciółce nic nie grozi.
Caroline przeżyje, to jest najważniejsze. 

~~~~~ 

No i w końcu dodaję drugi rozdział. Przepraszam, że musieliście na niego tak długo czekać, jednak obiecuję, że kolejny pojawi się szybciej. 
Liczę na szczere opinie, które, mam nadzieję, zostawicie w komentarzach. 
Do następnego! :) 
 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 1

Caroline obudziła się ze strasznym bólem głowy. 
Z niesmakiem stwierdziła, że ma na sobie pobrudzone ciuchy, które miała ubrane wczorajszego wieczoru.
Nie do końca pamiętała jak znalazła się w swoim łóżku, jednak była bardzo wdzięczna, że jest tu, a nie w jakimś lesie.
Wygramoliła się z łóżka, jednak sekundę później musiała tam powrócić. Przeszył ją ogromny ból w ramieniu. Ze strachem spojrzała na nie i musiała stwierdzić, że widniej tam rana po ugryzieniu. Była przekonana, że to tylko jakaś gałąź, jednak prawda musiała okazać się o wiele gorsza.
Powróciła do łóżka, starając się powstrzymać napływające łzy, jednak nim się obejrzała jej oczy były już mokre. Dlaczego akurat jej muszą się przytrafiać takie rzeczy?
Jej użalanie się nad sobą, przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się numer Stefana.
Odchrząknęła parę razy, żeby jej głos nabrał normalnego tonu, po czym odebrała.
-Stefan! Hej! Jak poszły poszukiwania? - spytała, starając się przybrać beztroski ton głosu.
-Dzwoniłem do ciebie z 20 razy, czemu nie odbierałaś?
-Przepraszam. Wróciłam późno i byłam tak zmęczona, że od razu położyłam się spać – powiedziała wymijająco. Po krótszej chwili, spytała niby od niechcenia:
-Coś się stało?
-Tak, znaleźliśmy lekarstwo. Z Eleną wszystko w porządku, chce się z tobą zobaczyć – oznajmił Salvatore z wyraźną ulgą w głosie.
-Pewnie, daj mi tylko parę minut na ogarnięcie się i przyjadę – odpowiedziała blondynka, po czym zakończyła rozmowę.
Wzięła kilka głębokich oddechów i z trudem udała się do łazienki. Wyglądała okropnie, a rana na ramieniu jeszcze gorzej. Włosy jak i ubrania były całe w błocie, oczy miała podkrążone, a na skroni widniała zaschnięta strużka krwi.
Zrzuciła z siebie brudne ciuchy i wzięła gorący prysznic. Poczuła się trochę lepiej, jednak gdy tylko wyszła spod strumieni wody musiała stwierdzić, że jest z nią gorzej niż myślała.
Nałożyła przygotowane wcześniej ubrania i powlokła się do samochodu.
Po zaledwie 5 minutach znalazła się przed pensjonatem braci Salvatore. Nie zapukawszy, po prostu otworzyła masywne, drewniane drzwi wchodząc do środka.
-Gdzie Elena? - spytała starszego z braci, który aktualnie popijał burbon w salonie.
Obdarzył wampirzycę znudzonym spojrzeniem, po czym wskazał palcem sufit. Caroline, zrozumiawszy aluzję, udała się na górę.
Znalazła przyjaciółkę w jednej z 6 sypialń, które znajdowały się w pensjonacie.
-Caroline! - Szatynka podbiegła do blondynki tuląc ją mocno do siebie. - Przepraszam, za wszystko. Nie wiedziałam co robię i...
-To nie twoja wina, nie byłaś sobą – przerwała jej Caroline, po czym usiadła zrezygnowana na łóżku i pozwoliła łzą płynąć.
-Caroline, co się stało? - spytała zatroskana szatynka. Odruchowo dotknęła ramienia przyjaciółki, a ta aż syknęła z bólu.
Brązowooka delikatnie odsłoniła ramię blondynki i aż jęknęła widząc okropną ranę.
-Kiedy to się stało? - spytała wystraszona.
-Wczoraj. Podzieliliśmy się, żeby cię odszukać i kiedy byłam w lesie... - mówiła przez łzy. - Myślałam, że ich już nie ma, a to pojawiło się znikąd.
-Spokojnie Caroline – Szatynka przytuliła ją do siebie. - Wszystko będzie dobrze.
Blondynka łkała głośno, natomiast Elena głaskała ją po głowie, aż ta w końcu zasnęła. Ułożyła przyjaciółkę na łóżku i okryła szczelnie kocem, po czym udała się do salonu.
Zastała tam braci Salvatore, popijających alkohol z krwią.
-Gdzie nasza blondi? - spytał Damon, uśmiechając się szelmowsko.
-Mamy problem – oznajmiła szatynka. Bracia spojrzeli na nią zainteresowani. - Caroline została ugryziona przez wilkołaka.
W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza.
-To niemożliwe. Nie ma wilkołaków w Mystic Falls – oznajmił po krótszej chwili Damon.
-Powiedz to wilkowi dzięki któremu ma ranę po ugryzieniu – odparła Elena z nutą sarkazmu w głosie.
-Na prawdę została ugryziona? - spytał dla pewności Stefan.
-Tak i jeśli czegoś nie zrobimy będzie coraz gorzej.
-Ale jedyne wyjście to...
-Wezwanie Klausa, tak wiem – dokończyła za niego Elena. - Ale Caroline się nie zgodzi.
-Moim zdaniem, nasza blondi się bardzo ucieszy jeśli pierwotny wróci do miasta – oznajmił Damon, uśmiechając się znacząco.
Stefan jak i Elena posłali mu karcące spojrzenie, jednak oboje wiedzieli, że jest szczypta prawdy w tym co powiedział.
-Nie wezwiecie go. - Dobiegł ich słaby głos Caroline. Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Stała ledwo trzymając się na nogach i opierała się ręką o framugę.
-Nawet jeśli... on i tak nie przyjdzie – dodała po krótszej chwili.
Posłała im słaby uśmiech i nie czekając na odpowiedź udała się z powrotem na górę.
Mimo iż minęło trochę czasu od jej ostatniego spotkania z pierwotnym, nadal pamiętała doskonale jego słowa. Obiecał jej że już nigdy nie wróci, a on dotrzymuje danego słowa.
-Caroline!
Blondynka zignorowała wołanie przyjaciółki i dalej szła przed siebie.
-Caroline – Elena złapała niebieskooką za łokieć i zmusiła ją, aby na nią spojrzała.
-Co? - warknęła, chociaż tego nie chciała. Najwidoczniej jad wilkołaka zaczął działać.
Szatynka spojrzała na nią z wyrzutem.
-Jesteś aż tak dumna, że wolisz umrzeć niż pozwolić sobie pomóc? Caroline, nie bądź głupia!
-Możemy przestać o tym rozmawiać? Powinniście się lepiej zająć tym wilkołakiem, bo z tego co wiem, zawsze chodzą stadami, chyba że chcecie przy następnej pełni podzielić mój los – oznajmiła Caroline, po czym zaniosła się suchym kaszlem.
-Okej, Stefan i Damon się tym zajmą, ale ty powinnaś się położyć i odpocząć – powiedziała Elena o wiele łagodniejszym tonem i pomogła przyjaciółce dojść do pokoju.
-Ale nie wezwiecie go? - spytała blondynka, kiedy już leżała w łóżku.
-Nie, nie wezwiemy – odparła Elena, uśmiechając się do niej. Okryła ją kocem i zaczekała aż zaśnie.
Kiedy blondynka zapadła w sen, brązowooka najdyskretniej jak mogła udała się z powrotem do salonu.
-Co z nią? - spytał młodszy z braci. Wyglądał na zatroskanego.
-Jak to Caroline. Nie chce, żebyśmy wezwali Klausa, za to nakazała nam przeszukać las.
-A przypomnij mi, od kiedy wypełniamy jej polecenia? - Tym razem pytanie padło z ust Damona.
-Caroline ma rację. Musimy znaleźć wilkołaka, który ją zaatakował.
-Dlatego wy pójdziecie do lasu, a ja zajmę się wezwaniem Klausem – oznajmiła Elena ze słodkim uśmiechem na twarzy.
-Blondi nie będzie zadowolona – stwierdził niebieskooki popijając bourbon.
-Podziękuje mi kiedy będzie już po wszystkim – odpowiedziała szatynka, odbierając szklankę Damonowi. - Chyba – dodaje niepewnie, popijając bursztynowy płyn. 

 ~~~~~

No i oto pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podobał. 
Już z góry mówię, że bardzo dziękuję za komentarze, które są dla mnie wielką motywacją. Cieszę się, że ktokolwiek to czyta, a tym bardziej, że komuś się to podoba. 
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was i rozdział sprostał waszym oczekiwaniom. 
Od razu tez powiem, że kolejny pojawi się dopiero gdzieś za tydzień w weekend bo niestety czekają mnie egzaminy. 
Do następnego!
 
P.S. Życzcie mi powodzenia ;)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Prolog

Niebieskooka blondynka, już drugą godzinę chodziła po lesie. Mimo iż była wampirem, ogarniał ją strach. Nie dość, że było już grubo po północy to na dodatek dziś była pełnia. Do tego była jeszcze całkiem sama. Dlaczego akurat jej przydzielono przeszukanie lasu?
Przeklęła cicho pod nosem, gdy po raz kolejny zahaczyła o ostrą gałąź. Była nieśmiertelnym wampirem, ale zwykłe drzewo mogło ją z łatwością skrzywdzić.
Syknęła z bólu, gdy wyciągnęła niewielki odłamek, który utkwił w jej ramieniu. Jednym z plusów bycia nadnaturalną istotą jest to, że rany automatycznie się goją.
Pamięta dokładnie jak ciężko jej było na początku, jednak bycie wampirem zmieniło ją. Stała się lepszą wersją siebie.
Potrząsnęła głową odrzucając napływ myśli i ruszyła przed siebie. Nie rozumiała dlaczego mieli szukać Eleny akurat tutaj. Las to chyba ostatnie miejsce, do którego udałby się głodny wampir.
Po tym jak Katherine wszczepiła w nią wirus, nie można było zostawić jej samej choćby na minutę. Niestety, jak zwykle wszystko musiało być nie tak jak powinno.
Westchnęła głośno, kiedy już po raz trzeci znalazła się przed wejściem do piwnicy starej posiadłości Lockwood'ów.
Zrezygnowana zaczęła zmierzać do centrum miasta, gdy usłyszała warczenie. Rozejrzała się dokładnie, wytężając słuch. 
Wśród drzew napotkała spojrzenie bursztynowych oczu.
Odruchowo wstrzymała oddech.
To niemożliwe. Nie ma już wilkołaków w Mystic Falls. Niestety wszystko wskazywało na to, że zwierze, które przed nią stało, to najprawdziwszy wilk.
Zaczęła się powoli cofać, jednak nim się obejrzała, ono ruszyło za nią.
Puściła się biegiem przez las. Nie zwracała już uwagi na krzywdzące ją drzewa, liczyło się tylko to, aby przetrwać.
Niestety wilk okazał się szybszy. W mgnieniu oka ją dogonił i powalił na ziemię.
Dziewczyna zaczęła się bronić. Próbowała odepchnąć zwierzę, jednak było ono cięższe i dużo silniejsze od niej.
Nagle poczuła ostry ból w ramieniu. Ogarnął ją strach, a przypływ adrenaliny pozwolił jej zepchnąć wilka. W wampirzym tempie podniosła się z ziemi i uciekła. Biegła przed siebie, nie oglądając się, byleby jak najdalej stąd.

 ~~~~~~~~~~

No to początek mam już za sobą, a jeśli wy to teraz czytacie, to znaczy że prawdopodobnie przebrnęliście przez prolog co, tak na marginesie, bardzo mnie cieszy.
To opowiadanie będzie, jak może się domyśliliście, poświęcone serialowi "Pamiętniki Wampirów", a konkretniej jednej z występujących tam par, Klaroline. 
Co by tu jeszcze powiedzieć... Zachęcam do dalszego śledzenia mojego bloga oraz do komentowania. Przyjmę każdego rodzaju krytykę, a gdy wyłapaliście gdzieś jakiś błąd to byłabym wdzięczna jeśli mnie o tym poinformujecie : ) 
Do następnego!