Promienie
słoneczne wpadały przez wielkie okno, sprawiając że cały pokoju
znajdował się w jasnej poświacie. Blond włosa wampirzyca
otworzyła oczy, jednak zmrużyła je oślepiona rażącym światłem
słonecznym. Przewróciła się na drugi bok, a przy tym poczuła
piekący ból w ramieniu.
Prawie
zapomniała o tym incydencie w lesie, niestety rana musiała dać po
sobie poznać.
Spróbowała
podnieś się do pozycji siedzącej, jednak przychodziło jej to z
takim trudem, że była zmuszona położyć się z powrotem.
Zamknęła
oczy z nadzieją, że uda jej się ponownie zasnąć, jednak tym
razem nie chciała się obudzić. Chciała mieć już to wszystko za
sobą.
Jej
starania przerwało głośne westchnięcie.
Blondynka
otworzyła oczy i aż wstrzymała oddech widząc przed sobą postać
mężczyzny.
-Klaus
– szepnęła tak cicho, że normalny człowiek pewnie by jej nie
usłyszał.
-Witaj
Caroline – przywitał się, posyłając dziewczynie szeroki
uśmiech.
Wampirzyca
wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Tak to na pewno był on.
Te same błękitne oczy, brunatno złote włosy i zniewalający
uśmiech.
-Mam
halucynacje? - spytała, bo to jedyne rozwiązanie, które aktualnie
przychodziło jej do głowy.
-Mam
nadzieję, że nie – odparł, nadal się uśmiechając.
-To
Elena, prawda? Zadzwoniła do ciebie, mimo że jej zabroniłam –
oznajmiła oskarżycielskim tonem.
-Wolisz,
żeby mnie tu nie było? - spytał lekko zawiedziony.
Dziewczyna
spojrzała na niego delikatnie się uśmiechając.
-Powiedziałeś,
że już nigdy nie wrócisz. Nie dotrzymałeś słowa –
powiedziała, a raczej szepnęła. Rana coraz bardziej jej
doskwierała. Wysysała z niej resztę życia.
-Naprawdę mnie nie znasz skoro uważasz, że pozwoliłbym ci umrzeć - oznajmił wpatrując się w nią, ze smutnym uśmiechem na twarzy.
-A
teraz pij – nakazał i uniósł ją do pozycji siedzącej, aby jej
było wygodniej.
Caroline
bez sprzeciwu wgryzła się w jego rękę, natomiast Klaus zaczął
głaskać ją po głowie, aż ta osłabiona zasnęła w jego
ramionach.
***
Salon
w pensjonacie Salvatore'ów wypełniał blask ognia tańczącego w
kominku. Tróje osób znajdowało się w pomieszczeniu, z napięciem
wyczekując na dalszy rozwój spraw.
-Czemu
to tak długo trwa? - spytała Elena, przerywając narastającą
ciszę.
-Nie widzieli się przez długi czas. Muszą to nadrobić – odpowiedział Damon ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy.
Elena
jak i Stefan posłali mu karcące spojrzenie, jednak ten tylko
przewrócił wymownie oczami i zabrał się za kolejną szklankę
burbona.
-Pójdę
sprawdzić co z nią – oznajmiła po krótszej chwili Elena, jednak
gdy tylko wstała, aby udać się na górę, w salonie pojawił się Pierwotny.
-Co
z nią? - spytała Elena, najwidoczniej zmartwiona stanem
przyjaciółki.
-Śpi
– odparł krótko Klaus.
Na
twarzy dziewczyny wymalowała się ulga. Westchnęła cicho i opadła
na fotel obok Damona.
-Skoro
to wszystko, zatem będę już wracać – oznajmił pierwotny i
zaczął zmierzać w kierunku drzwi.
-Klaus!
- zawołała szatynka. Mężczyzna stanął w miejscu, jednak się
nie odwrócił.
-Dziękuję
– szepnęła, jednak dobrze wiedziała, że ją usłyszał.
Mimo
iż nie widziała jego twarzy, poczuła że pierwotny się
uśmiechnął. I rzeczywiście miała rację. Na jego twarzy zawitał
delikatny uśmiech.
Bez
słowa ruszył do wyjścia, a sekundę później już go nie było.
***
Droga
powrotna do Nowego Orleanu, ciągnęła się Pierwotnemu
nieskończenie długo. Może dlatego, że myślami ciągle był przy
blond włosej wampirzycy. Gdy tylko zamykał powieki, choćby na
chwilę, miał przed oczami jej obraz. Zastanawiał się jak przez
ten czasu udało mu się opanować chęć zobaczenia jej, dotknięcia,
bycia przy niej. Każda spędzona z nią minuta była wyjątkowym
doświadczenie w jego życiu. Mimo iż nie raz ich spotkania kończyły
się kłótnią.
Zawsze
mu wybaczała, nawet te najgorsze rzeczy. Potrafiła jako jedna z
niewielu zaakceptować jego wady. Nie bała się go, mimo iż nie raz
pokazał jej swoje straszne oblicze.
Chociaż
jemu samemu trudno było w to uwierzyć, ale obdarzył tą wampirzycę
uczuciem, o którym już dawno zapomniał. Uczuciem, które było
największą słabością wampira, jednak wiedział że musi zostawić
blond włosom piękność za sobą. Tylko w ten sposób będzie mógł
skoncentrować się na naprawdę ważnych sprawach.
Odsunął
od siebie napływ myśli, pogłaśniając muzykę i koncentrując
całą swoją uwagę na drodze.
Gdy
w końcu ujrzał szyld głoszący, że znajduje się w Nowym
Orleanie, było już grubo po północy, jednak każdy kto tu żyje
lub kiedykolwiek był dobrze wiedział, że to miasto nigdy nie śpi.
Ulice, jak i kluby były wypełnione turystami. Nie mogło zabraknąć
również wampirów, a zwłaszcza tych, którzy wykorzystywali noc do
pożywienia się.
Kiedy
pierwotny w końcu dotarł do domu, musiał stwierdzić że jest tu
wyjątkowo cicho. Wiedział, że większość wampirów udała się
na polowanie, jednak było tu za pusto. W sumie nie ma się czego
dziwić. Rebekah wyjechała, tak jak jej nakazał, Elijah wygonił
Marcela, Davina została z powrotem przyjęta do sabatu czarownic, a
Hayley zdecydowała się zostać na bagnach wraz z jego nienarodzonym
dzieckiem. Nie żeby mu zależało. Od tego jest Elijah, który
najwidoczniej nie potrafił pogodzić się z decyzją wilczycy.
Hybryda
wszedł do swojego pokoju, gdzie przywitał go jego obraz. Przyjrzał
mu się dokładnie, gdy nagle usłyszał dźwięk zbliżających się
kroków.
Odwrócił
się z uśmiechem na twarzy w stronę brata.
-Witaj
Elijah – przywitał się, a uśmiech na jego twarzy stał się
szerszy.
-Niklaus,
nie spodziewałem się ciebie tak szybko – oznajmił starszy z
braci, nie ukrywając zdziwienia.
-Zauważyłem
– mruknął cicho Klaus.
-Nie
było cię zaledwie jeden dzień – kontynuował Elijah. -
Załatwiłeś to co miałeś do zrobienia? - spytał po chwili.
-Gdybym
tego nie zrobił, to prawdopodobnie by mnie tu nie było –
odpowiedział, powracając wzrokiem do obrazu.
-Twoja...
czarownica była tu dzisiaj. Szukała cię – oznajmił wampir, z
lekkim obrzydzeniem wymawiając słowo „czarownica”.
Klaus
uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
Genevieve.
Piękna, czerwonowłosa czarownica, która praktycznie zniszczyła
ich rodzinę, jednak zajęła pewne miejsce w życiu hybrydy. Mimo iż
wiedział że ich „związek” jest skazany na klęskę.
-Czego
chciała? - spytał po dłuższej chwili.
-Tego
nie powiedziała. Prosiła jednak, abyś się z nią skontaktował,
gdy wrócisz – odpowiedział Elijah. W jego głosie można było
dosłyszeć niechęć. Oczywiście nie umknęło to uwadze hybrydy.
Odwrócił się do niego twarzą w twarz.
-Mój
drogi bracie, czyżby przeszkadzało ci jej towarzystwo? - spytał
rozbawiony.
-Skądże,
to ty gościsz ją w swoim łóżku – odpowiedział
wyjątkowo spokojnym tonem.
Na
twarzy hybrydy zagościł szeroki uśmiech.
-Tak,
masz rację, dlatego też nie widzę powodu, abyś musiał się
czymkolwiek zamartwiać – odpowiedział ponownie wracając do
obrazu. - Jak się miewa nasz mały wilczek? - spytał zmieniając
temat.
-Hayley,
tak jak chciała, znajduje się ze swoją rodziną – odpowiedział
z naciskiem na jej imię.
-I
nie przeszkadza ci to? - spytał Klaus, odwracając głowę w jego
stronę.
-To
była jej decyzja i ja ją uszanuję – odpowiedział obojętnym
tonem.
-Oczywiście
– mruknął Klaus z nutą sarkazmu w głosie.
Elijah
spojrzał na niego karcąco, jednak ten odpowiedział mu szerokim
uśmiechem.
-Będę
w swoim pokoju – oznajmił brązowooki i wyszedł z pomieszczenia.
Klaus
ponownie powrócił od obrazu. Wyglądał pięknie, a zarazem
tajemniczo. Tak jak on sam.
Nagle
coś przykuło jego uwagę, a mianowicie średniej wielkości kartka,
zawinięta w rulon i obwiązana krwistoczerwoną wstążką. Leżała
na niewielkim stoliku do kawy.
Pierwotny,
z wymalowanym zainteresowaniem na twarzy, podszedł do niego i
rozwinął papier. Jego wnętrze zawierało dwa krótkie zdania:
To
jeszcze nie koniec.
Zabawa
się dopiero zaczęła.
~~~~~
Trzeci rozdział, tak jak obiecałam, pojawił się szybciej.
Mam nadzieję, że laurkaa k nie będzie miała mi za złe, że nie dodałam go wczoraj :) Aby ci to jakoś zrekompensować, dedykuję go Tobie :*
Mam nadzieję, że się spodobał i liczę na wasze szczere opinie, które możecie zostawić w komentarzach ;)
Do następnego!